Planując wakacyjny wyjazd często marzymy o świeżej rybie prosto z wody. Naturalnym skojarzeniem jest wówczas wypad na wybrzeże Bałtyku, gdzie smażona flądra czy dorsz to niemal obowiązkowy punkt programu. Tymczasem na Podlasiu mamy bliższą i bardziej ciekawą ofertę. I coraz częściej turyści, szukając alternatywy dla nadmorskiego zgiełku i cen odkrywają uroki Pojezierza Augustowskiego. Czy na Mazurach, w Augustowie i Suwalszczyźnie można zjeść rybę równie smaczną, a przede wszystkim – korzystniejszą cenowo? Przyjrzyjmy się bliżej obu regionom, koncentrując się na tym, co do zaoferowania ma północna część województwa podlaskiego. Czym powinni się kierować smakosze ryb wybierając miejsce odpoczynku? Po pierwsze trzeba pamiętać, iż nad Bałtykiem królują ryby morskie: dorsz, flądra, śledź, turbot czy łosoś. Restauracje oferują je w różnej postaci, od smażonych filetów po wykwintne dania. Niestety, ceny potrafią przyprawić o zawrót głowy, szczególnie w popularnych kurortach. Za porcję dorsza z frytkami i surówką często zapłacimy od 50 do choćby 80 zł, a owoce morza to wydatek jeszcze większy. Co więcej, w szczycie sezonu, świeżość "prosto z kutra" bywa dyskusyjna, a ryby często pochodzą z hurtowni. Co interesujące ceny w czasie sezonu podane wyżej ceny trzeba pomnożyć przez dwa, a niekiedy choćby trzy. W mediach społecznościowych pojawią się tak zwane "paragony grozy", gdzie kwota do zapłaty za 200 gram ryby przewyższa czasem cenę solidnego obiadu w dobrej restauracji gdzieś poza wybrzeżem.
No, a u nas? Po pierwsze Pojezierze Augustowskie oferuje inne, ale równie kusząc