- Unia Europejska zobowiązuje się do osiągnięcia zerowych emisji CO2 netto do 2050 r. Chociaż większość tych wysiłków będzie polegała na zmniejszeniu obecnych poziomów emisji w nadchodzących latach, będziemy również potrzebować technologii służących wychwytywaniu CO2 lub usuwaniu go bezpośrednio z atmosfery, a następnie jego składowaniu lub utylizowaniu - podała w lutym Komisja Europejska, publikując strategię UE na rzecz przemysłowego zarządzania emisjami.
Technologie te mają się koncentrować na sektorach, w których redukcja emisji jest szczególnie trudna lub kosztowna, zwłaszcza emisji procesowych, które nie są związane ze spalaniem paliw. Takim przykładem jest choćby produkcja cementu, gdzie emisje procesowe związane z rozkładem węglanu wapnia mają ponad 60 proc. udziału w ogólnej emisji.
KE proponuje, aby UE stworzyła zdolności składowania CO2 w wysokości 50 mln ton rocznie do 2030 r. Dekadę później - biorąc pod uwagę zalecany cel klimatyczny 90 proc. redukcji CO2 w 2040 r. - pojemność składowania będzie musiała się zwiększyć do ok. 280 mln ton. Z kolei rok 2050, planowany jako termin osiągnięcia neutralności klimatycznej, to 450 mln ton.
Koszty CO2 ciążą coraz mocniej
Krajowy Ośrodek Bilansowania i Zarządzania Emisjami opublikował niedawno dane dotyczące emisji w sektorach objętych systemem handlu uprawnieniami (EU ETS). Wynika z nich, iż w 2023 r. wyemitowano w Polsce prawie 154 mln ton CO2 - o niemal 17 proc. mniej niż rok wcześniej. Blisko 70 proc. emisji przypadło na energetykę zawodową.
Zarówno energetyka, jak i większość sektorów przemysłu, zanotowała spadek emisji. jeżeli chodzi o przyczyny, to w przypadku energetyki, jak tłumaczy KOBiZE, w ubiegłym roku Polska wróciła do roli importera netto energii elektrycznej, a trend spadku generacji z węgla i wzrostu odnawialnych źródeł energii był kontynuowany. Jednocześnie spadło zapotrzebowanie na energię z uwagi na jej cenę oraz słabszą koniunkturę w gospodarce.
Te dwa ostatnie czynniki miały z kolei wpływ na obniżenie emisji emisji w przemyśle, zwłaszcza energochłonnym, który wyprodukował mniej cementu, stali czy chemikaliów. Oczywiście obniżanie emisyjności stopniowo następuje też dzięki rosnącej efektywności energetycznej oraz stosowaniu mniej emisyjnych technologii.
Jednak w takich przemysłach jak cementowy nie ma możliwości uniknięcia emisji procesowej, a ekonomicznie uzasadniona produkcja stali pierwotnej czy nawozów przy wykorzystaniu zielonego wodoru wciąż wydaje się być mglistą perspektywą. Dlatego w ostatnich latach technologie wychwytu i składowania (CCS) lub utylizacji (CCU) CO2 ponownie zaczęły być postrzegane jako narzędzie niezbędne do dekarbonizacji.
W przypadku sektorów, które są objęte EU ETS, jest to również konieczność, aby móc zachować konkurencyjność. Koszty zakupu uprawnień już teraz stanowią ogromne obciążenie, a w dłuższej perspektywie emisje będą drożeć, do czego dąży zreformowany unijny system handlu uprawnieniami CO2.
Tegoroczne projekcje cen uprawnień do 2030 r. według sześciu największych ośrodków analitycznych w UE wynosiły od 91 euro w przypadku ICIS do 188 euro za tonę w prognozie polskiego Centrum Analiz Klimatyczno-Energetycznych KOBiZE. W ostatnim czasie notowania znajdują się w okolicach ok. 70 euro za tonę, ale w 2022 i 2023 notowania dobijały w okolice 100 euro.
Jednocześnie od 2026 r. stopniowo zaczną być redukowane bezpłatne przydziały uprawnień - aż do całkowitego wycofania w 2034 r. Nie jest więc przypadkiem, iż najbardziej zmotywowaną do inwestowania w CCS jest branża cementowa.
Milion ton CO2 na początek
Jeden z pierwszych takich projektów w Europie jest realizowany w Polsce. Wielkoskalowa instalacja do wychwytu CO2 ma powstać do 2027 r. w Cementowni Kujawy w pobliżu Inowrocławia. Należący do grupy Holcim zakład będzie ok. 1 mln ton skroplonego CO2 rocznie wysyłał koleją do Portu Gdańsk i dalej statkami do miejsc składowania pod dnem morskim.
Ogólny koszt projektu to 380 mln euro przez 10 lat, z czego CAPEX to 264 mln euro. Koszty operacyjne są związane z eksploatacją instalacji oraz transportem CO2 i jego składowaniem. Przedsięwzięcie w dużej mierze powstaje dzięki dwóm czynnikom.
Pierwszy to 230 mln euro unijnego wsparcia z Funduszu Innowacyjnego. Natomiast drugi to położenie zakładu. Cementownia Kujawy jest jedyną położoną w północnej Polsce, co pozwoliło rozważyć na obecnym etapie - nim powstaną rurociągi przesyłowe - opcję transportu wychwyconego CO2 koleją do terminalu przeładunkowego w Gdańsku.
Ten ma powstać w ramach przedsięwzięcia ECO2CEE - wspólnego projektu grup Orlen, Holcim oraz Air Liquide, który znajduje się liście energetycznych projektów wspólnego zainteresowania Unii Europejskiej (PCI).
Zobacz więcej: Korytarz wodorowy i terminal CO2 na polskiej liście unijnych priorytetów
Jak informuje Orlen, terminal rocznie ma przyjmować blisko 3 mln ton CO2. Będzie ono pochodziło - poza Cementownią Kujawy - od największych litewskich emitentów oraz z zakładu produkcyjnego Orlenu w Płocku. W ten sposób projekt ECO2CCE stworzy wspólny obszar przesyłowy CO2 z polskiego i litewskiego przemysłu, które drogą morską trafi do składowisk na obszarze Morza Północnego, a w przyszłości potencjalnie na Morzu Bałtyckim.
Orlen podkreśla, iż ma aspiracje do bycia liderem transformacji energetycznej w regionie i dąży do neutralności klimatycznej w 2050 r. Jednym z założeń strategii koncernu do 2030 r. jest redukcja o 25 proc. CO2 dla zakresów emisji 1 (emisje bezpośrednie powstałe w wyniku spalania paliw) i 2 (pośrednie emisje z zakupionej energii elektrycznej, cieplnej, pary technologicznej lub chłodu) w segmentach rafinerii, petrochemii i wydobycia.
- Technologie CCS, ze względu na swoją specyfikę i szereg możliwości zastosowania w różnych gałęziach przemysłu, wysuwają się na czoło, zwłaszcza w perspektywie do 2030 r., jako rozwiązania w zakresie redukcji emisji CO2 - zaznacza Orlen.
Najpierw rozporządzenia, a potem strategia
Jednak większość cementowni, jak i pozostałego przemysłu ciężkiego, znajduje się w południowej Polsce. Dlatego dla nich koniecznością jest powstanie rurociągów przesyłowych, dzięki którym wychwycone CO2 trafiłoby do składowisk - najlepiej położonych na terenie kraju.
Jednak droga do realizacji takiego scenariusza wciąż pozostaje bardzo długa. Podstawę do tego, aby nią zacząć zmierzać, dała uchwalona w końcówce minionej kadencji parlamentu nowelizacja Prawa geologicznego i górniczego, która weszła w życie jesienią ubiegłego roku. Znalazły się w niej przepisy m.in. umożliwiające składowanie CO2 w górotworze (w obszarach morskich i lądowych, a także w strukturach złożowych węglowodorów) również w przypadku projektów o charakterze innym niż demonstracyjny.
Wciąż jednak brakuje rozporządzeń wykonawczych, potrzebnych do tego, aby ta nowelizacja zaczęła być użyteczna. Dlatego o ich jak najszybsze przygotowania apeluje przemysł. Prace nad rozporządzeniami zapowiada Krzysztof Galos, wiceminister klimatu i środowiska, a zarazem Główny Geolog Kraju.
Podczas kwietniowego "Kongresu Carbon Capture" w Poznaniu mówił, iż w lipcu może być gotowy projekt rozporządzenia lokalizacyjnego, gdzie najpewniej zostaną wskazane pierwsze, testowe miejsca składowania CO2 na lądzie - jedno w złożu po eksploatacji węglowodorów, a drugie w strukturach solankowych.
Galos wyraził nadzieję, iż mogłyby one powstać do 2028-2029 r. Natomiast mówiąc o dużych projektach na lądzie ocenił, iż raczej nie będzie to wcześniej niż w 2032 r., biorąc pod uwagę czas wymagany na odpowiednie badania oraz procedury administracyjne.
Co istotne, obiecał również, iż do końca pierwszego kwartału 2025 r. ministerstwo przygotuje krajową "strategię zarządzania CO2", która ma określić poszczególne zadania oraz harmonogram ich realizacji. Pracami nad tą strategią ma kierować wiceminister Krzysztof Bolesta, który nim objął w lutym stanowisko w resorcie przez wiele lat był urzędnikiem Komisji Europejskiej.
Jego ostatnim zadaniem w KE było kierowanie zespołem odpowiedzialnym za przygotowanie unijnej strategii zarządzania emisjami CO2. Można więc mieć duże nadzieje, iż to doświadczenie zaprocentuje również na krajowym podwórku.
Dla przykładu pod koniec maja swoją strategię w tym zakresie zatwierdził niemiecki rząd, choć w przeszłości Berlin był sceptyczny wobec CCS. Jednak presja ze strony przemysłu była tak duża, iż choćby "zielony" wicekanclerz Robert Habeck w końcu się przekonał do tej technologii. Ponadto Niemcom nie spina się dotychczasowy plan osiągnięcia neutralności klimatycznej już w 2045 r., więc sięganie po kolejne narzędzia dekarbonizacji staje się koniecznie.
Jeśli chodzi o najważniejsze założenia, to z CCS będą mogły korzystać branże przemysłu, w których trudno jest wyeliminować emisje, a także energetyka gazowa i biomasowa, ale bez prawa ubiegania się o dofinansowanie na inwestycji. Wykluczono natomiast stosowanie CCS w energetyce węglowej. Składowanie CO2 ma być dopuszczalne pod dnem morskim, a także na lądzie, jeżeli zgodzą się na to władze danego landu. Rząd ma też m.in. przygotować regulacje dotyczące systemu przesyłowego.
System przesyłowy do zbudowania
Jeśli chodzi o transport rurociągowy CO2, to według szacunków Wspólnego Centrum Badawczego (JRC) Komisji Europejskiej unijne cele klimatyczne wymagają do 2030 r. budowy sieci o łącznej długości 7,3 tys. km za kwotę ok. 12,2 mld euro, a do 2040 r. 19 tys. km za 16 mld euro.
W Polsce rolę operatora sieci przesyłowych CO2 siłą rzeczy prawdopodobnie przyjmie Gaz-System, który zasadniczo nie ukrywa, iż obok wodoru i biometanu jest to jeden z naturalnych obszarów rozwoju dla narodowego operatora gazociągów przesyłowych.
Jednak również w tym obszarze nie mamy w tej chwili regulacji potrzebnych do budowy takich sieci. Ponadto do zaplanowania ich przebiegu konieczne jest dokładne zidentyfikowanie użytkowników systemu przesyłowego oraz ich potrzeb, a także potencjalnych miejsc składowania.
Podczas jednego z ostatnich spotkań projektu CCUS.pl - prowadzonego przez Akademię Górniczo-Hutniczą w Krakowie oraz WiseEuropa przy wsparciu finansowym z NCBR - Tomasz Włodek z AGH mówił, iż kierunkiem działań mogłoby być przygotowanie specustawy, pozwalającej na uproszczenie procedur i wymagań - tak jak miało to miejsce w przypadku tzw. „ustawy terminalowej” dla strategicznych inwestycji gazowniczych.
Do tego dochodzi również rozporządzenie dotyczące warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać sieci do przesyłu CO2 oraz ich usytuowanie.
Jak szacował Tomasz Włodek, czas realizacji takiego przedsięwzięcia mógłby zamknąć się w terminie 48-54 miesięcy - zaczynając od podjęcia decyzji inwestycyjnej, poprzez uzyskiwanie zgód i decyzji administracyjnych, wybór wykonawców i dostawców, projektowanie i budowę, aż po oddanie inwestycji do użytku.
Realna znajomość bardzo niska
Zarówno dla składowania, jak i transportu CO2 jednym z kluczowych czynników będzie akceptacja społeczna. Przykład lądowej energetyki wiatrowej pokazuje, iż brak takiej akceptacji potrafi być też skutecznie zagospodarowany politycznie i przekuty w regulacje hamujące rozwój sektora.
Natomiast sam brak akceptacji często wynika nie tyle z samej niechęci do danej technologii, co z ogólnego sprzeciwu do lokowania inwestycji w bliskim sąsiedztwie. Stąd zjawisko tzw. zjawisko NIMBY jest powszechnie znane.
Technologie CCS/CCU to jednak zagadnienia dosyć słabo znane opinii społecznej. Pokazują to opublikowane w maju wyniki badań, które w ramach projektu CCUS.pl wykonało WiseEuropa. Ankiety z wykorzystaniem metody wywiadów on-line (CAWI) na reprezentatywnej próbie dorosłych Polaków (N=1042) przeprowadziła w marcu agencja SW Research.
35 proc. ankietowanych stwierdziło, iż słyszało o technologiach wychwytu, utylizacji i składowania dwutlenku węgla, ale niemal połowa deklarujących tę znajomość (46 proc.) nie była w stanie wskazać, w jakich sektorach mogłyby mieć zastosowanie. Jak skomentował Maciej Giers, analityk WiseEuropa, w tej sytuacji realną znajomości technologii można oceniać na 19 proc.
Jednocześnie prawie 60 proc. respondentów pozytywnie odnosiła się do inwestowania w wychwytywanie CO2, a około połowy oceniało te technologie jako przyczyniające się do walki ze zmianami klimatu. Najwięcej zastrzeżeń i niepewności dotyczyło bezpieczeństwa, bo tylko 41 proc. badanych zgodziło się ze stwierdzeniem, iż są one bezpieczne.
Badani przez WiseEuropa byli równo podzieleni w kwestii lokalizacji podziemnych składowisk CO2 w swoim miejscu zamieszkania (32 proc. przeciw i 31 proc. za). Maciej Giers zwraca uwagę, iż pozostała 1/3 ankietowanych nie była w stanie opowiedzieć się ani za, ani przeciw mimo zapoznania się wcześniej z definicją technologii, jak i samych składowisk. Częściej przeciwne były osoby najmłodsze (18-29 lat - 42 proc.) i osoby nieśledzące informacji o transformacji energetycznej (45 proc.).
Rozkład opinii w zakresie akceptacji różniło się w zależności od województwa. Najwyższe poparcie odnotowane zostało w województwach łódzkim (40 proc.), lubelskim i świętokrzyskim (39 proc.). Porównywalnie wysokie poparcie wystąpiło w uprzemysłowionych województwach małopolskim i śląskim, a najniższe w zachodniopomorskim (18 proc.) i mazowieckim (24 proc.).
Przeciwnicy mało skłonni do zmiany zdania
Przeciwnicy lokalizacji składowiska CO2 w miejscu zamieszkania jako powód najczęściej wpisują niebezpieczeństwo (ogółem - bez określenia z czego mogłoby wynikać). W dalszej kolejności pojawiają się wpisy bardziej precyzyjne sugerujące obawę przed wyciekiem CO2 ze składowiska do atmosfery oraz skażenie gleby w wybranej lokalizacji. Przeciwnicy uznali technologię za niesprawdzoną i mało upowszechnioną, ale niemal 1/3 z nich nie była w stanie spontanicznie przywołać powodów swojej postawy.
Poproszeni o wybór jednego powodu z listy przeciwnicy lokalizacji składowiska zdecydowanie najczęściej wskazywali na obawę przed wyciekiem składowanego CO2 do atmosfery (39 proc.). W dalszej kolejności pojawiały się obawy przed ewentualnym pożarem lub wybuchem CO2 (22 proc.) oraz potencjalne zanieczyszczenie gleby (19 proc.). Pozostałe powody (zwiększony ruch, hałas, negatywny wpływ na krajobraz i wywłaszczenie ziemi pod instalację) były wymieniane zdecydowanie rzadziej.
Z badań WiseEuropa wynika, iż niezależnie od wskazanego powodu, zdecydowana większość przeciwników lokalizacji składowiska CO2 w miejscu swojego zamieszkania nie jest skłonna do zmiany swojej opinii po zapoznaniu się z komunikatami mającymi na celu poprawę wizerunku technologii.
Najwyższy odsetek konwersji występuje w przypadku powodów, które były deklarowane rzadko jako najważniejsze, czyli negatywnego wpływu na krajobraz (zmiana zdania 24 proc.) oraz hałasu (zmiana zdania 20 proc.). Najtrudniej przekonać osoby przeciwne z powodu ewentualnego wywłaszczenia terenu (nikt nie zmienił zdania) oraz obawy przed zanieczyszczeniem gleby (zmiana zdania 3 proc.).
"Rodzina Atomickich" musi zająć się CCS
Paweł Gładysz z AGH, który jest kierownikiem zarządzającym projektem CCUS.pl, podczas majowego seminarium dotyczącego akceptacji społecznej podkreślał, iż rozwój sektora znajduje się w specyficznym, startowym momencie. W efekcie brak aktywności w informowaniu i podnoszeniu świadomości społecznej może sprawić, iż tę przestrzeń gwałtownie wypełnią nierzetelne informacje, które bardziej bazują na emocjach niż na wiedzy.
Z drugiej strony zakres tej wiedzy jest bardzo obszerny i podzielony na trzy główne obszary, czyli wychwyt, transport i składowanie CO2. Dlatego informowanie i edukowanie musi być wyważone oraz nakierowane na odpowiednią grupę docelową, aby było skuteczne.
Gładysz odwoływał się też do przykładu niedawnej, uznawanej za skuteczną, rządowej kampanii społecznej dotyczącej energetyki jądrowej, którą promowała "Rodzina Atomickich". Również technologie CCS/CCU potrzebują takiej dobrze przemyślanej kampanii, która dotrze do szerokiego grona odbiorców.
- Opóźnienia we wprowadzaniu komercyjnych projektów CCS ograniczają dostępną dla społeczeństwa wiedzę o ich zakresie i znaczeniu. Dlatego jednym z istotnych elementów transformacji energetycznej jest prowadzenie kampanii informacyjnych i edukacyjnych o istocie realizacji i wpływie na środowisko oraz lokalną ludność projektów dekarbonizacyjnych, w tym CCS - kwituje temat Orlen.