Sebastian był wyjątkowy. Jego pogrzeb też

1 miesiąc temu

Udowodnił, iż po ukończeniu zawodówki można zostać inżynierem, iż wytrwałością i ciężką pracą można stać się jednym z najlepszych specjalistów w okolicy, iż można spełnić wszystkie marzenia, a przy tym być wzorem do naśladowania dla swych dzieci i cieszyć się sympatią wszystkich ludzi wokół. Sebastian Kujawa był człowiekiem nietuzinkowym, wyjątkowy był też Jego pogrzeb. Zgodnie z Jego wolą miał świecki charakter, a na cmentarzu rozbrzmiała piosenka Jego ulubionego Modern Talking.

Urodził się 26 stycznia 1979 r. w Słupcy. Był jednym z czworga dzieci Elżbiety i Pawła. Miał dwie siostry i brata. Dzieciństwo spędził w Słupcy, razem z rodziną mieszkał przy ul. Orzeszkowej. Kiedy był nastolatkiem, rodzina przeprowadziła się do Borków, miejscowości, z której pochodził pan Paweł. Sebastian ukończył słupecką zawodówkę, gdzie zdobył fach elektryka. Pracę zawodową rozpoczął w branży budowlanej. Krótko potem, na dyskotece w Wilczynie poznał swoją przyszłą żonę Marlenę. Specjalnie, żeby mógł jeździć do niej do Konina Gosławic kupił starego malucha. Zaczął też szukać innej pracy, żeby nie musiał wyjeżdżać w delegacje. Przejeżdżając przez Konin zauważył ogłoszenie, iż w powstającym wówczas centrum handlowym (obecna Galeria nad Jeziorem) poszukują pracownika technicznego. Dostał tę pracę, ale nie planował tam długo zostać. – Cały czas przeglądał inne ogłoszenia szukając pracy, w której mógłby się rozwijać. Nigdy nie lubił stać w miejscu – wspomina żona Marlena. Ślub wzięli w kwietniu 2002 r. Skromne wesele było smutną uroczystością. Dwa tygodnie wcześniej nagle zmarł tata Sebastiana. Po ślubie młode małżeństwo zamieszkało z rodzicami Marleny w Gosławicach, ale dążyli do tego, żeby iść na swoje. Kiedy przeprowadzili się do niewielkiego mieszkania w Kleczewie, na świecie była już ich pierwsza córka – Michalina (rocznik 2003). Po dwóch latach przenieśli się do Warszawy, gdzie mieściła się siedziba firmy Trane, w której Sebastian od niedawna pracował. Zajmowała się instalacjami grzewczymi, klimatyzacyjnymi i wentylacyjnymi. Sebastian zaczynał tam od stanowiska instalatora, by po kilku latach zostać automatykiem, który projektował i nadzorował duże inwestycje. W międzyczasie podnosił swoje wykształcenie. Ukończył szkołę średnią, a także studia techniczne, zdobywając tytuł inżyniera.

W Warszawie Marlena i Sebastian nie mogli się odnaleźć, dlatego postanowili wrócić w rodzinne strony. Ich marzeniem było wybudowanie domu. Kiedy od mamy Sebastiana dostali kawałek ziemi po sąsiedzku, w Borkach, od razu przystąpili do budowy. Na jej czas na mieszkanie zaadaptowali garaż. Sebastian poświęcał każdą chwilę po pracy, by rodzina jak najszybciej mogła wprowadzić się do nowego domu. Udało się to w 2010 r. Druga córka Marleny i Sebastiana – Zuzia miała wtedy 3 lata, a rok później na świat przyszedł syn Gracjan. Sebastian był spełnionym człowiekiem. Miał kochającą rodzinę, wymarzony dom i pracę, która dawała mu wiele satysfakcji. Dwa lata temu zdecydował się odejść z firmy i zacząć pracować na własny rachunek. przez cały czas zajmował się automatyką, systemami wentylacji i klimatyzacją.

Niedawno dostał zlecenie w Spółdzielni Inwalidów Przyjaźń w Słupcy, gdzie trzeba było uszczelnić system chłodniczy. Pojechał tam w czwartek, 11 lipca rano. – Specjalnie pojechał wcześnie, żeby zdążyć przed upałami. Chciał gwałtownie się wyrobić, by od południa mógł spędzić czas z dziećmi w basenie – wspomina żona. W trakcie pracy doszło do tragicznego wypadku. Sebastian spadł z dachu, z wysokości ok. 4 metrów. Zginął na miejscu.

16 lipca spoczął na słupeckim cmentarzu. Zgodnie z Jego wolą, pogrzeb miał świecki charakter. Choć rodzina ma wszystkie sakramenty, Sebastian w ostatnich latach miał krytyczny stosunek do Kościoła. – Z Bogiem nigdy nie był na bakier, ale nie podobało mu się to, co robił Kościół. Wielokrotnie powtarzał, iż jak umrze, chce mieć świecki pogrzeb. Uszanowaliśmy Jego wolę i w taki sposób Go pożegnaliśmy – tłumaczy żona.

– Decyzja o przebiegu uroczystości pożegnania to przejaw wielkiej miłości i szacunku dla woli Zmarłego. To, iż zostałam poproszona o poprowadzenie tej wyjątkowej ceremonii jest dla mnie niezwykłym wyzwaniem, ale przede wszystkim zaszczytem, iż mogę pomóc najbliższym w tych trudnych chwilach – zwłaszcza, iż miałam przyjemność poznać śp. Sebastiana Kujawę – mówiła prowadząca ceremonię pogrzebową Katarzyna Rybicka. Podkreślała ogromną pracowitość Sebastiana. – Do swojego zawodowego sukcesu doszedł sam, swoją pracą, wytrwałością, systematycznym podnoszeniem kwalifikacji, zgłębiając tajniki informatyki, automatyki, czy programowania. Oczywiście miał niebywałe predyspozycje i ścisły umysł, którym ogarniał te wszelkie, dla przeciętnego człowieka skomplikowane, techniczne zagadnienia. Nauka, przyswajanie, poznawanie nowych technicznych rozwiązań, przynosiła mu ogromną satysfakcję. Ale przy tym posiadał i inną istotną zaletę – chętnie pomagał innym, zawsze śpieszył na pomoc, o ile tylko ktoś go o to poprosił, dzielił się swoją wiedzą. Potrafił, rozmawiając przez telefon, tak poinstruować swojego rozmówcę, iż awaria został usunięta, problem rozwiązany. Wielu z jego współpracowników nigdy nie widziało śp. Sebastiana twarzą w twarz – tylko kontakt telefoniczny, czy mailowy wystarczył. Pracował sam, choć żona chciała pracować – on z wielką troską i miłością mówił, iż prowadzenie domu to równie ciężka i trudna praca, iż najważniejsze jest wychowanie dzieci, poświęcanie im czasu, aby wyrosły na dobrych ludzi – mówiła prowadząca uroczystość pogrzebową. Przypomniał także społeczną działalność na rzecz mieszkańców Borków i Gółkowa. – Kto zna te tereny ten wie, iż zjednoczenie mieszkańców tych dwóch wiosek sprawiło, iż powstała tam niezwykła enklawa życzliwości, współpracy, dobroci sąsiedzkiej. Śp. Sebastian, najczęściej wspólnie z nieżyjącym już byłym sołtysem Janem Wolnickim – kolejnym pasjonatem działań dla dobra mieszkańców, angażował się w doroczne sołeckie festyny, dni ziemniaka, kiszonego ogórka, zabawy dla dzieci, mecze piłkarskie – zawsze jako lokalny DJ RASTA. Miał predyspozycje wodzireja, miał nietuzinkowe poczucie humoru i dystans do samego siebie – zawsze uśmiechnięty i życzliwy – mówiła Katarzyna Rybicka.

Pasję do muzyki Sebastian realizował także w domu. Miał tam mnóstwo klasycznego, markowego sprzętu grającego wraz z nagłośnieniem. Na niedawno wybudowanym tarasie przez cały czas wisi dyskotekowa kula, a obok znajduje się sprzęt do wytwarzania dymu. Planował w najbliższym czasie zorganizować dla rodziny i przyjaciół imprezę do białego rana. Oczywiście, przy dźwiękach ulubionej muzyki lat 80 i 90. Nie mógł doczekać się wrześniowego koncertu „Thomas Anders from Modern Talking & Band”, na który kupił już bilety, aby pojechać razem z ukochaną żoną Marleną.

Inną wielką pasją Sebastiana była koszykówka. Przygodę tę rozpoczął w słupeckiej zawodówce, a później rozwijał w Słupeckim Towarzystwie Koszykówki GROM. Na pogrzebie odczytano pożegnanie, które przygotowali Jego przyjaciele, z którymi wiele czasu spędzał na parkiecie. – Sebastianie, wiele razem przeszliśmy. Niektórzy z nas już od podstawówki rywalizowali z Tobą na parkiecie boiska. W szkole średniej Twoje rzuty nie raz decydowały w końcówce meczu o zwycięstwie drużyny. Wspólnie przeżywaliśmy triumfy, ale też bolesne porażki, jednak zawsze byłeś na TAK – uśmiechnięty, optymistyczny i takiego Cię zapamiętamy. Twoje słynne „si ka la fon” zapamiętamy na zawsze. Dziękujemy Tobie za czas, który poświęcałeś dla Stowarzyszenia, między życiem rodzinnym i zawodowym. Dziękujemy za konkursy i nagrody, które organizowałeś i finansowałeś. Za oprawę muzyczną naszych występów 3-ligowych, za to, iż byłeś z nami i wspierałeś Stowarzyszenie. Teraz, już gdzieś wysoko nad nami, prawdopodobnie grasz z legendami koszykówki i rzucasz, te Swoje trójeczki i nie ustępujesz ani na krok w difensie, jak to zwykle miałeś we krwi.

Sebastian uwielbiał film Vanilla ice. – Był tak wielkim fanem tej produkcji, iż kupił sobie taką charakterystyczną czapkę i kurtkę, aby choć chwilami poczuć się, jak główny bohater. Jeździł też na motorze, ale podchodził do tej pasji z wielką rozwagą, gdyż w wypadku motocyklowym zginął jego młodszy brat Piotr. Tej roztropności i rozwagi, aby jeździć motocyklem bezpiecznie, uczył ukochanego syna Gracjana. Córki: Michalinę i Zuzię, przygotowywał natomiast do nauki jazdy samochodem, aby na kurs prawa jazdy nie szły, nie znając podstaw prowadzenia auta. Śp. Sebastian podczas częstych rozmów z żoną mawiał o swoich przeczuciach, iż odejdzie z tego świata młodo, iż nie dożyje tylu lat, co jego tato. Mawiał także, iż dobro wraca, iż trzeba pomagać i wspierać tych, którzy sami sobie zaradzić nie mogą – na wielu różnych polach życia – na pogrzebie mówiła Katarzyna Rybicka.

Kiedy ciało Sebastiana składano w grobie, na słupeckim cmentarzu rozległa się Jego ulubiona piosenka – „You’re my heart, you’re my soul” z repertuaru ulubionego Modern Talking.

Bliskim Sebastiana – Żonie, Dzieciom, całej Rodzinie i Przyjaciołom składamy wyrazy współczucia.

Idź do oryginalnego materiału