Forsowany przez MEN nowy, obowiązkowy przedmiot edukacji zdrowotnej wpisuje się w szereg skoordynowanych działań, podjętych na forum międzynarodowym i zmierzających do kompleksowego zajęcia się wszystkimi przeszkodami uniemożliwiającymi transformację eko-społeczną. Chodzi też o wdrożenie nowej umowy niezbędnej dla realizacji Agendy na rzecz zrównoważonego rozwoju 2030. Zaproponowała ją w 2021 roku przybudówka ONZ pod nazwą United Nations Research Institute for Social Development (UNRISD).
Nowe porozumienie miałoby zastąpić umowę społeczną z XX wieku, która opierała się na „ekonomicznym imperatywie wzrostu gospodarczego” i zwiększaniu produktywności, redystrybucji oraz ochrony socjalnej. Oenzetowska agenda uznała, iż ta umowa załamała się, o czym świadczą liczne kryzysy, postępująca polaryzacja społeczna, wzrost nierówności. To ostatnie zjawisko szczególnie nasiliło się w ciągu ostatnich 40 lat, wraz z postępującą globalizacją.
„Porażka naszego modelu gospodarczego” oraz nieprzestrzeganie „granic planetarnych” miały doprowadzić do pojawienia się „kryzysu ekologicznego” i postępujących „zmian klimatu wraz z ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi”. Ponadto „pandemia COVID-19” wzmogła niepewność ludzi co do przyszłości. Stąd propozycja resetu i wprowadzenia nowej umowy eko-społecznej, która ma odpowiadać potrzebom XXI wieku.
Filary nowej umowy eko-społecznej
Nowa umowa opiera się na kilku założeniach. Są to:
- Prawa człowieka dla wszystkich, co łączy się z przyznaniem praw wszystkim „wykluczonym z poprzednich umów społecznych lub zdegradowanym do roli drugorzędnej” – to jest kobietom, pracownikom nieformalnym, mniejszościom etnicznym, rasowym, mniejszościom religijnym, migrantom, społeczności LGBTQIA+ – oraz włączenia ich w rynek pracy.
- Progresywny kontrakt fiskalny, który zapewni wystarczające zasoby na działania w dziedzinie klimatu oraz dla realizacji celów zrównoważonego rozwoju i sprawiedliwą dystrybucję obciążeń finansowych.
- Transformacja gospodarek i społeczeństw w taki sposób, by powstrzymać zmiany klimatyczne i niszczenie środowiska, jednocześnie promując inkluzję (zmiana wzorców produkcji i konsumpcji, deindustrializacja).
- Umowa z naturą, która obejmuje „ekologizację” prawa polegającą na przyjęciu paradygmatu ekocentrycznego degradującego człowieka (odejście od obecnego antropocentrycznego podejścia w prawie; to wielka rewolucja związana z upowszechnieniem tak zwanego orzecznictwa ziemskiego i przemodelowaniem konstytucji krajowych zgodnie z „Prawami Natury”, uwzględniającymi prawa „Matki Ziemi”; tak zwane ekologiczne nawrócenie).
- Rozwiązanie problemu „niesprawiedliwości historycznych” – chodzi o rozprawienie się z przeszłością związaną z niewolnictwem, rasizmem, patriarchatem; szeroko rozumiana dekolonizacja obejmująca także zadośćuczynienie za przeszłe krzywdy dla podbitej ludności rdzennej, ludności kolorowej itd. Przy czym należy naprawić historię niesprawiedliwości, nie tracąc z horyzontu walki z kryzysem klimatycznym, oferując uboższym państwom środki na transformację eko-cyfrową.
- Umowa na rzecz „sprawiedliwości genderowej”. Nowa umowa eko-społeczna musi uznać, iż wcześniejsze umowy społeczne stworzono na podstawie „nierównego kontraktu seksualnego”. Dlatego też trzeba to zmienić, by „zapewnić sprawiedliwość, w której działalność produkcyjna i reprodukcyjna” będą w równym stopniu udziałem kobiet, mężczyzn i różnych płci kulturowych (gender) oraz w której „orientacje seksualne” i sposoby wyrażania „tożsamości płciowej” będą mieć zapewniony równy szacunek i prawa.
- Nowe formy solidarności – obejmuje to budowanie szerokiego ruchu społecznego w celu załatwienia różnych spraw, np. ruch Occupy Wall Street, MeeToo, ruch sprawiedliwości klimatycznej itp.
Nowa umowa eko-społeczna miałaby nie tylko naprawić niesprawiedliwości z przeszłości i zapewnić ludziom większą ochronę oraz bezpieczeństwo. Jej celem jest też odbudowa zaufania do władzy, która nie jest już w stanie zapewnić obywatelom bezpieczeństwa i dobrostanu.
Zmiany zagwarantować ma przyjęta w 2015 r. Agenda na rzecz zrównoważonego rozwoju 2030, teoretycznie zakładająca eliminację ubóstwa, zmniejszenie nierówności i inkluzję, angażując wszystkich członków społeczeństwa („nikogo nie pozostawiając w tyle”) i chroniąc przyrodę.
UNRISD wskazuje, iż nowa eko-społeczna umowa ma naprawić „niezrównoważone” relacje pomiędzy państwem a obywatelem, kapitałem a pracą, pomiędzy globalnym Południem a Północą oraz pomiędzy ludźmi i środowiskiem naturalnym.
Ogromną wagę przywiązuje się przy tym do transformacji kulturowej. Zmiana relacji ma nastąpić poprzez „przywrócenie równowagi w świecie hegemonicznych ról płciowych, zresetowanie dominujących dyskursów i wykorzenienie relacji opartych na patriarchacie oraz normach kulturowych” (szerzej na ten temat napisano już w 2016 r. w raporcie UNRISD: Policy Innovations fot Transformative Change (2016).
Ta głęboka zmiana kulturowa ma pomóc w określeniu na nowo praw i obowiązków obywateli, by promować egalitaryzm i solidarność, jednocześnie zapewniając legitymizację oraz poparcie dla reform prowadzących do transformacji eko-cyfrowej.
Dzięki nowej umowie ma poprawić się „odporność” społeczeństwa na zmiany (wstrząsy i kryzysy), które dopiero nadejdą.
UNRISD podkreśla, iż Agenda 2030 to jest pewna wizja, której trzeba dopiero nadać treść. Krok po kroku przybliżamy się do tego celu poprzez szereg regulacji i działań podejmowanych w różnych dziedzinach, na różnych poziomach, od lokalnego przez krajowy i regionalny po globalny. Odbywa się to poprzez regulacje i działania w zakresie promocji równości genderowej i „sprawiedliwości środowiskowej”, w połączeniu z szukaniem alternatywnych modeli ekonomii.
Raport UNRISD z 2016 r. liczący blisko 250 stron z podtytułem: Implementing the 2030 Agenda for Sustainable Development jest swoistym instruktażem, w jaki sposób należy wdrażać cele zrównoważonego rozwoju.
Zmiana transformacyjna – jak stanowi Agenda 2030 – w wymiarze społecznym, gospodarczym, środowiskowym i politycznym będzie procesem długotrwałym, wymagającym zarówno działania indywidualnego, jak i zbiorowego, w dodatku zintegrowanego ze względu na wzajemnie powiązane i niepodzielne cele.
Dlatego też patrząc na politykę edukacyjną, nie można jej postrzegać w oderwaniu od forsowanej kompleksowej edukacji seksualnej czy cenzuralnych zabiegów w zakresie kryminalizacji tak zwanej mowy nienawiści, a w ostatnich latach również mis-, mal- i dezinformacji, i dalej propagowanej progresywnej koncepcji praw człowieka, obejmującej „Prawa Natury”, prawa przyszłych pokoleń itp.
Zgodnie z podejściem UNRISD, podkreśla się integrację polityki gospodarczej, społecznej przy jednoczesnym zwiększaniu zrównoważenia środowiskowego, praw człowieka i „równości genderowej”.
Kompleksowa edukacja seksualna i walka z „mową nienawiści” z perspektywy genderowej
Kompleksowa edukacja seksualna obejmuje walkę z „mową nienawiści” w edukacji i dekonstrukcję „patriarchalnego” modelu społeczeństwa. W pracy z 2023 r. zatytułowanej Transform hate speech in education from gender perspectives. Conceptions of Chilean teachers through a case study, Jesús Marolla-Gajardo podkreśla, iż „w ostatnich latach w społeczeństwie pojawiły się różne ruchy feministyczne, opowiadające się za różnorodnością i uznaniem odmienności płci. Jednak pojawiła się również mowa nienawiści promująca tradycyjne i konserwatywne praktyki, które marginalizują, naruszają i wykluczają tych, którzy opowiadają się za różnorodnością”.
By walczyć z „mową nienawiści”, ważna jest edukacja dzieci i młodzieży oraz szkolenie nauczycieli dotyczące nierówności, przemocy, marginalizacji zgodnie z perspektywą genderową. Ma to służyć obronie praw człowieka i godności tych, którzy są zagrożeni „mową nienawiści”, gwałtownie rozprzestrzeniającą się dzięki mediom społecznościowym i globalizacji.
Różni uczeni proponują przyjęcie pewnych strategii, np. Ballbé Martínez i in. (2021) wskazują na strategię rozwiązywania problemów społecznych w związku z szerzeniem „mowy nienawiści” poprzez „edukację na rzecz krytycznego i partycypacyjnego obywatelstwa”. Tuck i Silverman (2016) mówią o tworzeniu „kontr-narracji” promujących „walkę z ekstremizmem”. Badacze genderowi sugerują, iż trzeba zmienić edukację historyczną i społeczną, by nie były one „ujęte w ramy reprodukcji patriarchalnych, hegemonicznych struktur społecznych, które faworyzują męski protagonizm nad włączenie różnorodności”.
Dlatego też trzeba szkolić nauczycieli, zapewniając im „niezbędne kompetencje, narzędzia i wiedzę”, by „nie tylko uwzględniali nowe narracje i bohaterów (Heras-Sevilla i in., 2021; Marolla Gajardo i in., 2021), ale także byli agentami przyczyniającymi się do transformacji społecznej zgodnej z wymogami sprawiedliwości (Santisteban, 2017; Massip Sabater i Castellví Mata, 2019)”.
Zadaniem nauczycieli ma być kreowanie nowych treści na temat „dysydentów seksualnych” z przeszłości i innych zmarginalizowanych, uciszanych grup, by zdekonstruować „hegemoniczne męskie wzorce normalności”, kreując „nową normalność, w której każdy, kto [wcześniej] został uciszony przez tradycję, ma swoje miejsce”. Zaznacza się, iż w przestrzeni edukacyjnej są „wytwarzane i odtwarzane wzorce społeczne i kulturowe, przekazywane następnie społeczeństwu (García Luque i de la Cruz, 2017, 2019; de la Cruz i in., 2019)”.
Poprzestając na dalszym cytowaniu „uczonych genderowych” i upraszczając ich wywody chodzi o to, aby nauczyciele lansowali nowe postawy i wzorce zachowań wśród młodych ludzi, aktywnie walcząc z „patriarchatem” i „tradycyjną kulturą” – z tym wszystkim, co nas dotychczas ukształtowało, ponieważ to właśnie ten „niesprawiedliwy” model rozwoju doprowadził do obecnych kryzysów.
Wprost mówi się, iż trzeba „stworzyć inne dyskursy, które promują dekonstrukcję nierówności i powodują instalację nowych modeli wyrażania różnorodnych tożsamości (De Lauretis, 2015; Heras-Sevilla i in., 2021)”. Proponują, aby wspomniana wcześniej praca następowała etapami zgodnie z tym, co nazywają „technologią płci”, by móc płeć stale konstruować i dekonstruować.
Jak mówią García Luque i de la Cruz (2017, 2019) oraz García Luque i Peinado (2015), „kształcenie nauczycieli z perspektywy genderowej musi wyposażyć przyszłych nauczycieli w świadomość płci kulturowej. Innymi słowy, kompetencję analizowania i refleksji nad własnymi seksistowskimi i dyskryminacyjnymi wzorcami, a jednocześnie nad tym, w jaki sposób takie praktyki przekładają się na ich codzienne życie, pracę i resztę ludzi, którzy są częścią społeczeństwa. Jest to możliwe dzięki edukacji obywatelskiej, która krytycznie odzwierciedla różnorodne tożsamości oraz ich udział i działanie w demokratycznej konstrukcji (Triviño Cabrera i Chaves Guerrero, 2020). Nauczyciele muszą uznać, iż przestrzeń szkolna jest miejscem permanentnego konfliktu o ideologiczną i polityczną kontrolę nad biegiem losów społeczeństwa (Bartual-Figueras i in., 2018), ale jednocześnie oferuje możliwości rozwijania krytycznych pedagogik, które walczą z seksizmem i proponują sprawiedliwość społeczną jako cel (Saleiro, 2017)”.
Patologia wokeizmu. „Dekolonizacja” edukacji
Upraszczając wywody uczonych, można sprowadzić je do postulatów marksizmu kulturowego, wokeizmu, czyli całej tej patologii anty-kultury, jaka ma miejsce w szkołach i na uczelniach w zachodnich krajach demokracji liberalnej, np. w USA, Wielkiej Brytanii, Kanadzie, gdzie dramatycznie postępuje ograniczanie wolności słowa i szerzy się „miękki totalitaryzm”, zmuszający profesorów do nieporuszania pewnych tematów (mogą one spowodować, iż ktoś poczuje się niekomfortowo) w obawie o utratę pracy i pozbawienie możliwości wykonywania zawodu. Przy jednoczesnym zapewnieniu ze strony władz uczelnianych, iż służy to „inkluzji” i bezpieczeństwu oraz „sprawiedliwości społecznej”.
Przykładowa „dekolonizacja filozofii” brytyjskiego uniwersytetu SOAS
Podajmy tylko jeden przykład najnowszych wytycznych dotyczących „dekolonizacji” filozofii, a przyjętych przez Uniwersytet SOAS w Londynie (dawniej School of Oriental and African Studies – elitarnej uczelni kształcącej urzędników pracujących w byłych koloniach brytyjskich) z czerwca 2024 r. Kierowane są one do wszystkich uczelni i szkół średnich. Niegdyś prestiżowa placówka chce, aby zamiast o Arystotelesie czy Sokratesie i innych klasycznych filozofach nauczać na temat szeroko pojmowanej duchowości i myśli teoretyków New Age (duchowość wschodnia, afrykańska, a także gender, feminizm itp.). Proponuje się zrezygnować z egzaminów i obecnego systemu oceniania. Wytyczne opracowało czterech studentów studiów licencjackich na stażach i czterech filozofów, wykładowców akademickich Uniwersytetu SOAS. Spotkały się one ze sprzeciwem naukowców walczących z „wokeizmem”, obawiających się podkopywania „tożsamości i niezwykłych osiągnięć cywilizacji zachodniej”.
Zestaw narzędzi odrzuca badania klasycznych myślicieli greckich takich, jak Arystoteles, Platon czy Sokrates, wskazując, iż jest to „fotelowe teoretyzowanie”. Jak twierdzi Uniwersytet, nowe podejście powinno „pomóc studentom w postrzeganiu siebie jako aktywnych uczestników programu nauczania i projektowania oceniania”. Edukacja dzięki temu stanie się bardziej włączająca/inkluzywna.
W nowym uniwersyteckim zestawie narzędzi do nauczania filozofii proponuje się wprowadzić myśl teoretyka gender Nkiru Nzegwu, indyjsko-amerykańską feministkę Umę Narayan, która „krytykuje kulturowo redukcjonistyczne formy postkolonialnego feminizmu”, afrykańskiego filozofa Kwasi Wiredu – twórcę „konceptualizacji dekolonizacji” czy japońskiego filozofa Nishida Kitaro, który „rzuca wyzwanie eurocentryzmowi”.
Krytycy wytycznych sugerują: „dekolonizacja programu filozofii” służy wymazaniu tożsamości i niezwykłych osiągnięć cywilizacji zachodniej. Dodają, iż niektórzy klasyczni filozofowie zajmują bardziej centralne miejsce niż inni ze względu na głębię zrozumienia kondycji ludzkiej. Tymczasem nowy „zestaw narzędzi” do nauczania filozofii charakteryzuje się niebywałą arogancją i ignorancją.
Jak podkreślono w przewodniku, nauczanie głównego nurtu „skupia się przede wszystkim na kanonicznych zachodnich filozofach, oferujących dogłębne retrospekcje ich własnych doświadczeń”. Wskazano, iż „znaczna część dyskursu epistemologicznego obejmuje także teoretyzowanie fotelowe”.
Autorzy zalecają uwzględnienie w programie nauczania filozofii „wiedzy zrodzonej w walce”, „konceptualizacje epistemicznego ucisku”, „o byciu białym: myślenie w kierunku feministycznego zrozumienia rasy i supremacji rasowej oraz suwerenność wiedzy wśród afrykańskich pasterzy bydła”.
Sugerują: nauczyciele powinni lepiej rozumieć swoją rolę w „systemach rasistowskich”, by lepiej zrozumieć źródła problemów i móc je rozwiązywać.
„Nauczyciel w klasie dekolonialnej musi nauczyć się uczyć z punktów widzenia i systemów wiedzy uczniów oraz oduczyć się własnych założeń i wiedzy wywodzącej się z kolonializmu”.
„Oduczenie się oznacza pohamowanie ciągłego pragnienia poprawiania, nauczania i oświecania. Nauczyciel powinien raczej być przygotowany na rezygnację z wyjątkowo autorytatywnej roli i być facylitatorem oraz uczestnikiem dobrego uczenia się”.
Proponowane jest także porzucenie tradycyjnego egzaminowania, pisania testów i esejów, które „niesprawiedliwie” utrudniają naukę uczniom o neurotypowych poglądach lub pochodzących z różnych środowisk kulturowych.
Alternatywą dla oceniania miałoby być prowadzenie blogów, robienie podcastów, wystaw, infografik, analizowanie problemów na konkretnych przypadkach (case studies) itp.
Kampanię na rzecz zmiany zasad nauczania i „dekolonizacji” uniwersytetów studenci i akademicy SOAS podjęli już w 2017 roku. Obszernie o sprawie donosił brytyjski „Guardian” w związku z powszechną negatywną reakcją w społeczeństwie na kampanię rzucającą wyzwanie wielkim zachodnim filozofom.
Zintensyfikowanie działań międzynarodowych przeciwko oponentom seks-edukacji
Budowaniu inkluzywnego, bezpieczniejszego społeczeństwa postępowego ma służyć kompleksowa edukacja seksualna zgodna ze standardami Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Jak się wskazuje, dzieci od najmłodszych lat oraz młodzież mają prawo do otrzymywania „rzetelnych, opartych na nauce i kompleksowych informacji” na temat „zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego”, „tożsamości płciowej”, „orientacji seksualnych” i „różnych rodzajów związków”.
Rada Europy wskazuje, iż „pomimo przytłaczających dowodów na to, iż kompleksowa edukacja seksualna przynosi korzyści dzieciom i całemu społeczeństwu, w tej chwili spotykamy się z odnowionym sprzeciwem wobec zapewniania obowiązkowej edukacji seksualnej w szkołach. Taki opór jest często ilustracją szerszego sprzeciwu wobec pełnej realizacji praw człowieka określonych grup, w szczególności kobiet, lesbijek, gejów, osób biseksualnych, transpłciowych i interseksualnych (LGBTI), a w pewnym stopniu także samych dzieci, z uwagi na to, iż zagrażałoby to tradycyjnym i religijnym wartościom”.
Według Rady Europy, nie można pozostawić edukacji seksualnej na temat „poznawczych, emocjonalnych, fizycznych i społecznych aspektów seksualności” jedynie rodzinom. „Kompleksowa edukacja seksualna” jest bowiem rzekomo „potężnym narzędziem do walki z przemocą, nadużyciami i dyskryminacją oraz do promowania szacunku dla różnorodności”. Ma ona „przyczyniać się do przekazywania, od wczesnych etapów edukacji, silnych przesłań na rzecz równości kobiet i mężczyzn, promowania niestereotypowych ról płciowych, edukacji na temat wzajemnego szacunku, zgody na stosunki seksualne, bezprzemocowego rozwiązywania konfliktów w relacjach międzyludzkich i szacunku dla integralności osobistej zgodnie z wymogami Konwencji Stambulskiej”.
„Jest to również idealny kontekst do podnoszenia świadomości na temat zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego oraz praw kobiet, w tym dostępu do nowoczesnej antykoncepcji i bezpiecznej aborcji” – czytamy.
Sednem nauczania w tym obszarze ma być niewykluczanie kwestii LGBTI. Jak sugerował w raporcie z 2010 r. na temat edukacji seksualnej Specjalny sprawozdawca ONZ ds. prawa do edukacji, „powinna być ona uważana za prawo samo w sobie i wyraźnie powiązana z innymi prawami, zgodnie z zasadą współzależności oraz niepodzielności praw człowieka”.
Potrzeba edukacji seksualnej została również uznana w Agendzie na rzecz zrównoważonego rozwoju 2030 Organizacji Narodów Zjednoczonych. Jej realizacja jest konieczna do osiągnięcia kilku celów w niej zawartych.
Tego typu edukacja jest częścią „edukacji dobrej jakości”. Stąd międzynarodowe instytucje wskazują, iż powinna ona być przewidziana prawem, obowiązkowa i stanowić główny nurt w całym systemie szkolnym od wczesnych lat.
Rada Europy ubolewa, iż według badania z 2018 roku, takie instruktaże były obowiązkowe tylko w 11 spośród 22 przeanalizowanych państw członkowskich Rady Europy. Dlatego wezwano do „silnego przywództwa politycznego, aby przypomnieć społeczeństwu, iż dostęp do kompleksowej edukacji seksualnej jest prawem człowieka i iż służy to dobru wszystkich”.
Tego typu nauczanie, według rady „polega na znajomości swoich praw i poszanowaniu praw innych osób, na ochronie własnego zdrowia i na przyjęciu pozytywnego nastawienia do seksualności i relacji. Chodzi również o nabycie cennych umiejętności życiowych, takich jak pewność siebie, myślenie krytyczne i zdolność do podejmowania świadomych decyzji. Oczywiście nie ma w tym nic złego”.
W ciągu ostatnich kilku lat nastąpiło zintensyfikowanie działań w zakresie wymuszania – na gruncie politycznym – pewnych rozwiązań, by seks-edukacja i walka z tak zwaną mową nienawiści stały się priorytetowe.
Właściwie Szczyt Edukacyjny ONZ z 2022 roku poświęcony był praktycznie w całości sprawom genderowym. Wezwano podczas niego do wykorzenienia tradycyjnych wartości poprzez upowszechnienie kompleksowej edukacji seksualnej.
Zaapelowano do rządów, by zapewniły „postępowy uniwersalizm w edukacji” dzięki polityki mającej na celu wykorzenienie „ugruntowanych norm kulturowych i społecznych, które utrudniają włączenie, równość i sprawiedliwość społeczną”.
Dyrektor generalna UNESCO, Audrey Azolay powiedziała, iż podstawowymi celami edukacji XXI wieku jest nauczanie dzieci i młodzieży reakcji na „zmiany klimatu” i wspieranie „różnorodności”.
Jeden z dokumentów konferencyjnych zaproponował rozszerzenie roli nauczycieli z „dostawców wiedzy” na „producentów wiedzy i twórców złożonych rzeczywistości”, aby nauczać nowoczesnych wartości i wyeliminować jakikolwiek wpływ rodziców oraz tradycyjnych kultur na formowanie dzieci. Dodajmy, iż narusza to podstawowe prawa rodziców gwarantowane w konstytucjach i międzynarodowych traktatach, zgodnie z którymi rodzice mogą wychowywać dzieci w oparciu o wyznawany system wartości, religię itp.
Przy okazji szczytu w Nowym Jorku odbywały się różne konferencje tematyczne. Podczas sesji na temat Gender Transformative Education Yona Nestel z Plan International namawiała decydentów do rozpoczęcia kompleksowej edukacji seksualnej już w wieku dwóch lat, aby poszerzyć „pomysły dzieci na to, co jest dla nich możliwe, poza binarnością”. – Musimy zacząć bardzo wcześnie, od najmłodszych lat – przekonywała. – Płeć jest konstruktem społecznym, prawda? Jest wyuczona… Bardzo ważne jest inwestowanie we wczesne lata i zapewnienie, iż genderowa edukacja transformatywna rozpocznie się tak wcześnie, jak to możliwe.
Fundusz Ludnościowy ONZ sugeruje, iż kompleksową edukację seksualną można wdrażać pod innymi nazwami, np. „umiejętności życiowe”, „holistyczna edukacja seksualna”, „edukacja rodzinna”, „zdrowy styl życia”, „edukacja seksualna” czy „edukacja dotycząca HIV”. Nazwy te mogą wskazywać na różnice w nacisku na pewne priorytety. Jednak „bez względu na to, jak się to nazywa, kompleksowa edukacja seksualna daje wszystkim młodym ludziom możliwość poznania, żądania i ochrony swoich praw” – twierdzi agenda Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Fundusz w 2019 roku uruchomił globalny program kompleksowej edukacji seksualnej poza szkołą. Jest on skierowany w szczególności do często pomijanych młodych ludzi. FL organizuje także wraz z UNESCO Globalne Forum Partnerstwa na rzecz kompleksowej edukacji seksualnej.
UNFPA wraz z innymi organizacjami i partnerami podjęła działania w celu promocji seks-edukacji i zwalczania oporu wobec niej, ponieważ przeciwnicy mają dążyć do „narzucenia heterocentrycznego, kolonialnego poglądu na rodzinę, promowania konserwatywnej moralności i wyborów życiowych, oraz uniemożliwienia dostępu do informacji i usług w zakresie zdrowia seksualnego, zwłaszcza dla nastolatków i młodzieży”.
Działania te wymierzone są w szereg podmiotów, w tym religijne i politycznie konserwatywne grupy międzynarodowe, np. Family Watch International oraz co bardziej konserwatywne rządy.
Warto zauważyć, iż Stany Zjednoczone są jedynym krajem na świecie, który nie ratyfikował Konwencji o prawach dziecka. Republikanie w USA, wspierani przez grupy prawicowe, sprzeciwiają się przyjęciu jej z tego powodu, iż Amerykanie musieliby „przestrzegać norm prawnych ustanowionych przez ONZ”.
Jednocześnie w 2023 r. Organizacja Narodów Zjednoczonych ds. Oświaty, Nauki i Kultury (UNESCO) opublikowała przewodnik dla decydentów politycznych w kwestiach rozwiązywania problemu mowy nienawiści poprzez edukację, by zwalczać wynoszone z domów tradycyjne wartości, przekonania i postawy uczniów itp. Są to w przekonaniu rewolucjonistów „ograniczenia”, które mają wpływ nie tylko na rozwój osobisty, ale przede wszystkim na rozwój gospodarczy i społeczny, mogą mieć długoterminowe reperkusje, gdy „uczniowie przenoszą wartości wypracowane w dzieciństwie i okresie dojrzewania do dorosłego życia”. Te zaś wartości mogą zagrażać „sprawiedliwości społecznej i budowaniu społeczeństw o większej równości genderowej”.
W wytycznych dla polityków podkreśla się, iż nie można dopuścić do ponownego „ustanowienia heteropatriarchalnych norm społecznych”.
Swoje działania zintensyfikował Parlament Europejski, który w briefingu z września 2024 r. wskazał na potrzebę walki z „mową nienawiści i przestępstwami z nienawiści”. W grudniu 2021 r. Komisja Europejska zaproponowała rozszerzenie listy przestępstw UE na mocy artykułu 83(1) Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej (TFUE) o mowę nienawiści i przestępstwa z nienawiści. Pozwoliłoby to stworzyć wspólne ramy prawne i rozszerzyć listę przestępstw z nienawiści ze względu na „orientację seksualną” i „tożsamość płciową”.
Chodzi o dalsze przemodelowanie praw człowieka
Obecnie, zintensyfikowanie działań w zakresie promocji kompleksowej edukacji seksualnej oraz walki z tak zwaną mową nienawiści ma na celu utrzymanie bezprawnie rozszerzanego (głównie przez sędziów poprzez nadinterpretację przepisów, ale także rządy krajowe) katalogu praw człowieka. W grudniu 2022 r. wpływowa brazylijska aktywistka genderowa zaangażowana w negocjacje umów międzynarodowych ONZ, Sonia Corręa, udzieliła wywiadu „Sur Journal” na temat siły globalnego ruchu ultrakonserwatywnego. Tłumaczyła tam, iż siły reakcyjne i ultrakonserwatywne – zarówno w sferze świeckiej, jak i religijnej – przechodzą proces intensywnej rekonfiguracji i reorganizacji w Europie oraz Stanach Zjednoczonych.
Siły te przeszły od „reakcji statycznej” do „konserwatywnej rewolucji”, stając się motorem mobilizacji politycznej przeciwko aborcji i gender. Toczy się „wojna epistemologiczna” na temat demokratycznego konstytucjonalizmu i praw człowieka. Działaczka zauważyła, iż „możliwość rozszerzonej interpretacji praw człowieka nie istniała, gdy Deklaracja Praw Człowieka została przyjęta w 1948 roku”. To dzięki „długiej i żmudnej pracy nad prawami człowieka jako ponadnarodowym programem politycznym oraz powojennym demokratycznym konstytucjonalizmem” udało się rozszerzyć katalog praw człowieka i „to właśnie ta perspektywa jest w tej chwili atakowana, zatem należy jej bronić”.
Innymi słowy, ruchy konserwatywne odniosły sukces, budząc sumienia ludzi i wszczynając kontrrewolucję antygenderową i antyaborcyjną. w tej chwili jednak walka przechodzi na nowy, wyższy poziom, sprzęgając i uruchamiając w batalii „z kontrrewolucjonistami” wszelkie dostępne zasoby będące w dyspozycji globalnych postępowców. Z tego powodu nastąpiła m.in. reorganizacja fundacji Open Society, na której czele stanął jeszcze bardziej radykalny od George’a Sorosa, jego syn Alex.
„Zasady z Maastricht”
Warto w tym kontekście przypomnieć „Zasady z Maastricht” – rzecz, o której nie mówi się w przestrzeni publicznej. Tymczasem w 2017 roku grupa ekspertów prawnych z całego świata (w tym sędziowie międzynarodowych trybunałów) rozpoczęła sześcioletni proces badań nad prawami człowieka w odniesieniu do „praw przyszłych pokoleń”. Zaowocowało to przyjęciem w lutym 2023 r. Zasad z Maastricht (Maastricht Principles on the Human Rights of Future Generations) i przedstawieniem ich w czerwcu tego samego roku Radzie Praw Człowieka ONZ.
To wskazówka, jak skutecznie integrować, umieszczać takie zapisy w ustawach, deklaracjach, rozporządzeniach, aktach prawnych samorządów itp., by były one respektowane, chronione i utrzymywane na bazie obecnych praw człowieka, ewoluujących w ciągu ostatnich 70 lat.
Zasady przedstawiają postępową interpretację istniejących norm „prawoczłowieczych” w kontekście przyszłości. Uznają, iż w miarę postępu międzynarodowego prawa, państwa będą musiały przyjąć dodatkowe zobowiązania.
Zgodnie z wytycznymi ekspertów prawnych, władze krajowe powinny wypełniać swoje obowiązki w różnych obszarach, w tym „ochrony środowiska, przeciwdziałania zmianom klimatu, promowania zrównoważonego rozwoju, przestrzegania praw ludności tubylczej, dzieci, kobiet, społeczności LGBTQI+, zarządzania migracją i przesiedleniami, radzenia sobie z konfliktami zbrojnymi i sytuacjami pokonfliktowymi”.
Chociaż Zasady z Maastricht nie są prawnie wiążące same w sobie, stanowią „postępową interpretację i rozwijają istniejące normy praw człowieka”. Wskazuje się więc, by państwa przyjęły zintegrowane podejście i uchwalając ustawy brały pod uwagę kwestie środowiskowe, a także rozwój gospodarczy, społeczny i kulturalny, a „równość międzypokoleniowa” była wiodącą zasadą w podejmowaniu decyzji politycznych dotyczących dzieci i młodzieży.
To sądy i sędziowie mają szczególną rolę do odegrania w sprawie postępowej interpretacji praw człowieka oraz tworzenia fundamentów dla wielu „praw przyszłych pokoleń”, wpływając na działania polityczne na szczeblu krajowym i wielostronnym.
Z Zasad wykluczono „prawa ludzkich embrionów lub płodów do narodzin, ani nie uznaje się obowiązku żadnej jednostki do urodzenia innej osoby”, zabraniając „ingerencji w autonomię cielesną kobiet, dziewcząt i innych osób, które mogą zajść w ciążę, w tym ich działania i decyzje dotyczące ciąży lub aborcji i innych praw i zdrowia seksualnego oraz reprodukcyjnego”.
„Inkluzywność i skuteczność”, czyli nowe ramy „praworządności”
Warto także odnotować pewną istotną zmianę polityki ONZ, która w miejsce „praworządności” (lansowanej nieśmiało przez lata, mimo braku uzgodnienia definicji między państwami) w tej chwili promuje inkluzywność. To słowo wytrych zajmuje naczelne miejsce w programie reform zarysowanych przez Sekretarza Generalnego ONZ António Guterresa w Our Common Agenda. Odnosi się do przestrzegania „wszystkich praw człowieka”, równości genderowej i zapewnienia sprawiedliwości na wszystkich szczeblach.
„Inkluzywność”, a także „skuteczność” razem wyznaczają nowe ramy „praworządności” w globalnym zarządzaniu.
Zgodnie z wydanym w 2023 roku raportem Rady Doradczej Wysokiego Szczebla, inkluzywność odnosi się do „równości genderowej” i poprawy uczestnictwa społeczeństwa obywatelskiego w podejmowaniu decyzji, ze szczególnym uwzględnieniem populacji uchodźców i młodzieży, zaangażowania sektora prywatnego oraz systematycznego, sformalizowanego udziału miast i regionów w globalnych procesach zarządzania (często używane określenie „lokalizacja”).
Oznacza to dalszą marginalizację roli państw jako podmiotów prawa międzynarodowego.
Jednocześnie zaznaczono, iż wszelkie decyzje powinny być podejmowane w drodze konsensusu, całkowicie odchodząc od podejmowania decyzji większością głosów. w tej chwili gdy niemożliwa jest ogólna zgoda, odbywa się głosowanie. Należy także – w przekonaniu globalistów – ustanowić „kodeks postępowania” w celu negocjowania umów międzynarodowych na drodze procesu deliberacyjnego (przekonać nieprzekonanych, stosując różne techniki manipulacji).
W Pakcie dla Przyszłości przyjętym we wrześniu 2024 roku znajdziemy ponad 20 odniesień do „inkluzywności i skuteczności”. Są tam zarysowane ramy nowej umowy eko-społecznej, które tak głęboko ingerują w prawa i wolności ludzi, iż z pewnością można mówić o próbach narzucenia nowego totalitaryzmu.
Jednak, jest nadzieja. Tak, jak postępowcy sprzęgają siły i budują „ruch oddolny” na rzecz zmiany społecznej i realizacji nowej umowy eko-społecznej, tak samo wiele środowisk budzi się z letargu w miarę, jak zabierane są im kolejne prawa pod pretekstem naprawiania niesprawiedliwości z przeszłości, lansowania „zielonych ładów” itp. Chociaż może jeszcze nie za bardzo zdają sobie sprawę, z jak kompleksowym, systemowym projektem transformacji mają do czynienia i jak wiele batalii do stoczenia przed nimi w nierównej walce.
Agnieszka Stelmach