W najnowszym, październikowym numerze miesięcznika „Kronika Bocheńska” ukazał się wywiad z Britney Jones, amerykańską liderką drużyny Contimax MOSiR Bochnia. Doświadczona rozgrywająca, która 1 września obchodziła 38. urodziny, opowiedziała m.in. o swoich doświadczeniach z parkietu, życiu w Polsce, i o tym, co jej zdaniem buduje siłę debiutującego w ekstraklasie zespołu z Miasta Soli.
Koszykówką zainteresowała się bardzo wcześnie, już w wieku 4 lat. Wspomina, iż w tamtym czasie starsze kuzynostwo nie chciało dopuszczać jej do gry, ale uparta mała Britney poprosiła mamę aby na Boże Narodzenie sprezentować jej zabawkowy kosz (bo jak będzie mieć swoją obręcz, to już nikt nie zabroni jej grać). Tak zaczęła się rozwijać jej życiowa przygoda z basketem…
Jones urodziła się i dorastała w Chicago – mieście, które w latach 90. żyło sukcesami Michaela Jordana i legendarnej drużyny Chicago Bulls. W rozmowie z „Kroniką Bocheńską” wspomina, iż w tamtym czasie całe miasto świętowało kolejne tytuły mistrzowskie Bullsów, a dzieciaki wspinały się na dachy samochodów, by zobaczyć przejeżdżających w paradzie mistrzów NBA. Sama miała okazję wystąpić z drużyną szkolną w przerwie meczu Bullsów i z bliska zobaczyć swoich idoli.
Jej kariera (to już 16 zawodowy sezon) to mapa rozrzuconych po całym świecie wspomnień: Rumunia, Belgia, Izrael, Islandia, Szwajcaria, Salwador, a choćby Rosja – tę ostatnią Jones wspomina szczególnie ze względu na poziom sportowy: w tamtym czasie w lidze grało bowiem wiele gwiazd WNBA, a poziom rywalizacji był niezwykle wysoki i każdy mecz to było wyzwanie oraz konieczność dowiedzenia, iż jest się odpowiednio dobrym. Jak przyznaje, wtedy przekonała się, iż potrafi rywalizować z najlepszymi. Izrael zapamiętała z powodu klimatu i kuchni, Rumunię – za atmosferę miasteczka, którą porównuje do Bochni.
Amerykanka wspomina też o swoich odkryciach polskiej kuchni (gołąbki…), wierze oraz drugiej pasji – tworzeniu filmów. Więcej ciekawych wątków można znaleźć w pełnym wywiadzie opublikowanym w będącym w tej chwili w sprzedaży październikowym numerze miesięcznika „Kronika Bocheńska”.
Warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię: wywiad przeprowadzony był przed startem sezonu, a w rozmowie, której miałem okazję wtedy się przysłuchiwać, Jones zapytana o prognozy i atmosferę w drużynie, odpowiedziała m.in.: – Myślę, iż wiele osób nas lekceważy, liga jeszcze nie wie, jak silna drużyna tutaj powstaje… Ale to dobrze, niedługo się przekonają!
Dwa tygodnie później Contimax MOSiR Bochnia na otwarcie sezonu sensacyjnie pokonał u siebie utytułowanego potentata z Gorzowa Wielkopolskiego, a po ostatnim gwizdku Britney Jones krzyczała do kolejnych osób: „I told you!” („Mówiłam ci!”).
Jones chętnie i przede wszystkim łatwo, wchodzi w interakcję z publicznością (ta wszak jest zawsze częścią widowiska). Po raz pierwszy widzieliśmy to w przedsezonowym towarzyskim turnieju o Puchar prezesa Contimaxu – Britney oddała wtedy celny rzut z połowy (co prawda po faulu, więc niezaliczony):
Amerykanka jest głodna kontaktu z innymi ludźmi, więc jeżeli po meczu będziecie chcieli zamienić z nią parę zdań przy okazji robienia wspólnego zdjęcia, to śmiało!


Britney Jones już jako dziecko była nieustępliwa, a z czasem stała się prawdziwym tytanem treningów. Trening, powtarzalność i dyscyplina – to coś, co ukształtowało jej charakter.
Dwanaście lat temu nagrała krótki film motywacyjny, który powinien obejrzeć każdy sportowiec marzący o wielkości. Patrząc prosto w kamerę, pyta zaczepnie: „How good you want to be?” — jak dobry chcesz być? To nie jest gładka przemowa o motywacji, serią pytań Jones rzuca wyzwanie każdemu, kto zadowala się półśrodkami: chcesz być „dobry tylko wtedy, gdy ci się chce”, czy „dobry tam, gdzie naprawdę boli”? Nie mówi o marzeniach, tylko o codziennej walce, o wstawaniu mimo bólu, o braku wymówek. I braku egoizmu, bo koszykówka to przecież sport zespołowy.
POLECAM: