Skandal w sieci! Jedno słowo przeciw pracodawcy i… zwolnienie z pracy

5 godzin temu

Napisałeś coś o pracy w sieci? Uważaj – możesz stracić wszystko! Pracodawcy bezlitośni wobec krytyki w internecie. Jeden niewinny post, jedno emocjonalne story, jeden komentarz pod memem – i kariera może się skończyć szybciej, niż powstała. W czasach, gdy media społecznościowe są przedłużeniem naszej codzienności, pracodawcy coraz częściej zaglądają nie tylko do CV, ale i… na nasze profile. A prawo daje im do tego mocne narzędzia.

Fot. Warszawa w Pigułce

Pracownik kontra Facebook – kto wygrywa?

Choć Konstytucja RP gwarantuje wolność wypowiedzi, Kodeks pracy jasno mówi: pracownik ma obowiązek lojalności wobec firmy (art. 100 § 2 pkt 4). Co to znaczy? Że każde publiczne podważanie reputacji pracodawcy – choćby na prywatnym profilu – może być podstawą do upomnienia, nagany, a choćby zwolnienia dyscyplinarnego.

Publiczne wyśmiewanie firmy, narzekanie na szefa, a choćby subtelne aluzje mogą zostać uznane za działanie na szkodę zakładu pracy. W wielu przypadkach to właśnie sieci społecznościowe stają się polem konfliktu między „wolnością słowa” a „obowiązkiem lojalności”.

Zwolnienie, kara, proces – cena za jeden post

Nie chodzi tylko o atmosferę w firmie. Pracodawcy coraz częściej monitorują aktywność pracowników w sieci, a jeżeli poczują się zniesławieni lub zagrożeni, mogą sięgnąć po konkretne środki dyscyplinarne. Bywa, iż sprawa kończy się w sądzie, gdzie pracownik musi dowieść, iż jego wpis miał charakter prywatny, nie był złośliwy i nie uderzał w dobro firmy. Często bez powodzenia.

Internet nie zapomina. A sąd? Patrzy na efekt, nie intencje

W wielu przypadkach pracownicy tłumaczą się: „to był żart”, „to mój profil”, „to tylko komentarz pod artykułem”. Tyle iż w oczach sądu nie liczy się ton wypowiedzi, ale jej realny wpływ na wizerunek firmy. jeżeli publikacja obiegła sieć lub dotarła do współpracowników, klientów czy kontrahentów – problem już istnieje, choćby jeżeli autor miał dobre intencje.

Rachunek sumienia przed kliknięciem „opublikuj”

Co zatem robić? Eksperci są zgodni: prywatność w sieci to iluzja, a emocje bywają złym doradcą. Zanim napiszesz coś krytycznego o swoim szefie, przełożonym czy firmie – zastanów się dwa razy. Czasem lepiej porozmawiać, niż publikować. W przeciwnym razie możesz zapłacić za szczerość stanowiskiem, reputacją, a choćby pozwem sądowym.

Wolność słowa kończy się tam, gdzie zaczyna się wizerunek pracodawcy

To nie teoria – to rzeczywistość polskiego rynku pracy. Granica między „prywatnym” a „publicznym” w internecie niemal nie istnieje. A to oznacza, iż każdy wpis może być ostatnim… z firmowej perspektywy.

Źródło: forsal.pl/warszawawpigulce.pl

Idź do oryginalnego materiału