Paryski nie-co-dziennik
Pierwsza z nich jest nie mniej popularna niż Joanna d’Arc, którą wyprzedziła w ankiecie pisma L’Histoire, zyskując największą sympatię pośród „historycznych postaci tworzących narodową świadomość Francji”. Maria Skłodowska-Curie, przykład najbardziej emblematycznej adopcji polskości w Paryżu, Francji, na świecie. Pod koniec kwietnia obchodzono 30. rocznicę złożenia jej prochów w narodowym mauzoleum Francji, w Panteonie, gdzie z tej okazji odbyła się seria „muzycznych opowieści” o pierwszej kobiecie pochowanej dzięki własnym osiągnięciom naukowym w tej świątyni sław takich jak Wolter, Hugo czy Rousseau.
Do dziś jest jedyną dwukrotną noblistką i jedynym uczonym uhonorowanym Noblem w dwóch różnych dyscyplinach (fizyka i chemia). To pierwsza kobieta w historii Sorbony, która uzyskała stopień doktora fizyki i pierwsza profesorka Sorbony. Einstein pisał o niej tak: Ze wszystkich znanych osób jest jedyną, której sława nie zepsuła. Miała 24 lata, gdy przyjechała do Paryża, gdzie spędziła większość życia, ponad 40 lat, robiąc niebywałą karierę, stając się symbolem kobiety wolnej, nowoczesnej, wyemancypowanej przez pracę.
Maria Skłodowska jest największym odkryciem profesora Pierre’a Curie – pisał z kolei dość sarkastycznie o odkryciach jej męża brytyjski chemik Frederick Soddy, też noblista. We Francji nazywano ją Edith Piaf promieniotwórczości, w Ameryce – Radim woman. Profesor Skłodowska-Curie nie tylko naukowe utrzymywała kontakty. Augusta Rodina poznała przez Loïe Füller, sławę kabaretu Folies Bergère; przyjaźniła się również ze znaną feministką Marie Mattingly Meloney, zwaną Missy, redaktorką naczelną New York Herald Tribune.
Inne tytułowe jubilatki to dwa lata starsza od Skłodowskiej Olga Boznańska i cztery lata młodsza Misia Godebska (po mężach: Natanson, Edwards, Sert). Boznańska urodziła się 160 lat temu (zmarła 85 lat temu). Decyzją Sejmu została patronką 2025 roku. Jej obrazy należą do najważniejszych dzieł polskiego malarstwa modernistycznego i kanonu historii sztuki, a jej kariera stanowi przykład jednego z najwybitniejszych polskich sukcesów artystycznych na arenie międzynarodowej – tak posłowie uzasadnili ustanowienie 2025 Rokiem Boznańskiej.
W Bibliotece Polskiej w Paryżu otwarto wystawę jej prac zatytułowaną „Filozofia portretu”, bo to one przyniosły największą sławę tej „malarce dusz”, jak ją nazywano. „Ona nie maluje oczu, tylko spojrzenie, nie maluje ust, tylko uśmiech lub łkanie. Posiada cudowny dar wydobywania duchowości”. W jej pracowni na Montparnasse, przy rue de Vaugirard, bywali Mela Muter, Wojciech Kossak, Artur Rubinstein. Była honorowana i wyróżniana; razem z Monetem i Renoirem reprezentowała Francję na wystawie w USA. Żyła samotnie. Pod koniec życia zostały przy niej już tylko zwierzęta: pies, papuga, kanarki, świnka morska i stado myszy, które chętnie dokarmiała.
Przeciwieństwem Boznańskiej była zmarła 75 lat temu „królowa Paryża” – Misia, której ostatnią toaletę robiła jej długoletnia przyjaciółka Coco Chanel. To Polka wprowadzała Chanel na salony, wtajemniczała w meandry wyrafinowanego smaku. Misia była legendą świata sztuki, uwodzącą prawie wszystkich artystów swej epoki. Muza, egeria, protektorka, hojna mecenaska władająca salonami, gustami, estetycznymi smakami. Paryżanka doskonała. Wcielenie elegancji, wdzięku, luksusu, no i miłości burzliwej. Portretowali ją Renoir, Toulouse-Lautrec, Vuillard, w literaturze Proust i Cocteau, w dramacie Mirbeau; Ravel dedykował jej utwory muzyczne, Caruso śpiewał dla niej pieśni neapolitańskie. Pół wieku prowadziła korowód zaprzyjaźnionych z nią artystów, wśród których byli Mallarmè, Zola, Gide, Debussy, Apollinaire, Strawiński, Diagilew, Niżyński, Dalí oraz Picasso – była świadkiem na jego ślubie z Koklovą i matką chrzestną ich syna.
Misia, Boznańska, Skłodowska… I jeszcze jedna polska paryżanka, która zmarła 45 lat temu – Tamara Łempicka, barwna ikona art déco, femme fatale świata sztuki, baronowa, wielka bogini o stalowych oczach epoki automobilu, jak ją nazwał New York Times. Do Paryża przyjechała pod koniec pierwszej wojny światowej, uciekając przed rewolucją bolszewicką. Jej malarstwo wpisuje się w artystyczny prąd epoki postkubizmu, zyskując miano rozmiękczonego salonowego kubizmu. Dominują portrety i akty uwalniające uwodzicielską, nonszalancką, zmysłową siłę. Kobiety są starannie ufryzowane, zawsze tajemnicze, pożądliwe, młode i piękne. Dobrze oddają atmosferę rodzącego się wyzwolenia seksualnego.
I Łempicka taka była. Prowokowała nie tylko sztuką, ale i sposobem bycia. Bogata, nowoczesna, wyemancypowana, mnożyła seksualne podboje. W swym paryskim trzypoziomowym atelier przy ulicy Méchain 7 organizowała ekstrawaganckie przyjęcia. Przyjaźniła się z Cocteau, Gide’em, d’Annunziem. Żyła w podróży: Monte Carlo, Wenecja, Mediolan, Nowy Jork, Los Angeles, Hollywood. Kochała pieniądze, luksus, blichtr. Skandalistka. Tańczyła w lesbijskich barach, zażywała kokainę, kochała się z marynarzami. – Robię, co chcę; nienawidzę robić, co muszę. Kochanków z obrazu „Adam i Ewa” namalowała na tle drapaczy chmur, gdzie wyzwolona Ewa sama stwarza sobie Adama.
Życie jest jak podróż, mawiała, spakuj to, co niezbędne, by mieć miejsca na to, co po drodze. Podróżowała. Po krainach erotyki, mistyki, dekadencji, luksusu, elegancji, cynizmu i obrazoburstwa. Flirtowała z mężczyznami, kobietami, sztuką. W końcu ze śmiercią. Zmarła, jak chciała, podczas snu w meksykańskim miasteczku Cuernavaca. I jak chciała, jej skremowane szczątki rozsypano pod wulkanem Popocatépetl. To była ostatnia kokieteria Polki z Petersburga, malarki z Paryża, Amerykanki z wyboru.
Leszek Turkiewicz