Sokolim głosem. Krzysztof Kwiatkowski: „Sokół łączy lokalną społeczność”

sokolkleczew.pl 1 godzina temu
Sokolim głosem. Krzysztof Kwiatkowski: „Sokół łączy lokalną społeczność”
Sokół Kleczew to coś więcej niż tylko klub piłkarski. To przestrzeń, w której sport łączy ludzi i buduje relacje. O swojej roli, kulisach pracy w małym klubie i mentalnej stronie sportu opowiada Krzysztof Kwiatkowski – człowiek, który w Sokole pełni znacznie więcej niż jedną funkcję.
Dariusz Walory: Zanim zaczniemy temat Sokoła cofnijmy się w czasie. Przez 8 lat byłeś radnym w gminie Kleczew. Jak w ogóle zaczęła się Twoja przygoda z samorządem i co sprawiło, iż wszedłeś w lokalną politykę?

Krzysztof Kwiatkowski: Przeszłość nie ma dla mnie już żadnego znaczenia – jestem mocno osadzony „w tu i teraz”. To bardzo długi temat. Ale podsumowując całą historię: o starcie do Rady Miejskiej w Kleczewie mówiłem już wtedy, gdy tylko skończyłem 20 lat. Ludzie widzieli, jakim byłem i jakim jestem człowiekiem. Zaufali mi i to było bardzo fajne. Z całą pewnością nie zawiodłem ich oczekiwań i na każdym kroku walczyłem o dobro lokalnej społeczności.

Dariusz Walory: Czułeś z tego satysfakcję? Czy z czasem miałeś tego coraz bardziej dość?

Krzysztof Kwiatkowski: Zdecydowanie satysfakcję, choć bycie w opozycji nie było łatwe. Zaznaczam: w opozycji mądrej, rozważnej i z poszanowaniem drugiego człowieka. Czy było warto? Zawsze jest ta część ludzi, dla których warto.

Dariusz Walory: Start w wyborach na burmistrza Kleczewa to był naturalny krok? Dlaczego chciałeś nim zostać?

Krzysztof Kwiatkowski: Naturalny, ponieważ wiele lat temu założyłem sobie, iż po dwóch kadencjach w radzie miejskiej, jeżeli oczywiście wszystko dobrze się ułoży, kolejnym krokiem będzie start w wyborach na burmistrza. Nieważne z jakim skutkiem. Oczywiście mogłem starać się o trzecią kadencję w radzie i pewnie była duża szansa, by tę funkcję sprawować po raz trzeci. Ale szczerze – po co? W życiu chodzi o rozwój, a nie o zasiedzenie dla idei. Zaznaczam, iż nigdy nie traktowałem tego w kategoriach całego mojego życia. Zwycięstwo Krzysztofa Kwiatkowskiego oznaczałoby natomiast gminę idącą w kierunku rozwoju. Ludzie zdecydowali inaczej. Czy było mi przykro? Proszę mi wierzyć – nie. Kilka dni później byłem już na zgrupowaniu kadry narodowej przygotowującej się do mistrzostw świata w siatkonodze. Tyle to śladu we mnie zostawiło (śmiech).

Dariusz Walory: W zeszłorocznej kampanii na stanowisko burmistrza często mówiłeś o dialogu z mieszkańcami. Jak Twoim zdaniem taka normalna, codzienna rozmowa powinna wyglądać?

Krzysztof Kwiatkowski: Nie traktowałem startów na zasadzie: „ja muszę!”. Nie postrzegałem tego jako porażki, a kilka dni później byłem już jako trener mentalny w Portugalii na zgrupowaniu kadry. Wróciłem do codzienności. Tak, da się, jeżeli system wartości jest z góry określony, a umysł wie, jak ma funkcjonować. Dziś stanowisko burmistrza sprawuje Mariusz Musiałowski i idzie w swoim kierunku, totalnie inną drogą niż szedłby Kwiatkowski. Ale wygrał i ma do tego pełne prawo. Stawiam sprawę jasno: temat polityki jest dla mnie zamknięty. Natomiast wracając do pytania – komunikacja jest najważniejsza. Jest kluczem do zrozumienia drugiego człowieka i jego potrzeb. Nie jednak przez media społecznościowe, a przez kontakt bezpośredni.

Dariusz Walory: W 2017 roku zostałeś Osobowością Roku w plebiscycie „Głosu Wielkopolskiego”. Byłeś nominowany w kategorii działalność społeczna i charytatywna za organizację Akcji Drużyna Świętego Mikołaja wspólnie z zawodnikami Sokoła Kleczew. Czym są dla Ciebie takie wyróżnienia?

Krzysztof Kwiatkowski: Nie uzależniam swojej wartości od publicznego poklasku ani czynników zewnętrznych za to, co robię. Wszyscy wykonaliśmy wtedy świetną pracę. Mało kto zdobyłby się na taki gest – w samą wigilię wstać od stołu, zrezygnować ze spędzenia dnia z rodziną i ruszyć w przysłowiowy świat. Po to, by dać innym wiarę w lepsze życie. Statuetka i tytuł były oczywiście miłym akcentem. Jednak dla nas szczęście i łzy w oczach innych miały wtedy zdecydowanie większą wartość.

Dariusz Walory: Czy to, czego nauczyłeś się w polityce, przydaje Ci się w działaniach sportowych i społecznych?

Krzysztof Kwiatkowski: Zupełnie nie. Jestem przekonany, iż na wielu innych płaszczyznach mój rozwój był zdecydowanie większy i otworzył mi znacznie szersze możliwości. Rada Miejska była misją dla ludzi – misją, którą czułem, iż chcę wykonać. Proszę pamiętać, iż od razu po zakończeniu studiów zacząłem przygotowania do ról, które dziś pełnię, zdobywając odpowiednie wykształcenie, wiedzę i doświadczenie. To nie było tak, iż Kwiatkowski pojawił się w klubie „ot tak”, ponieważ ktoś miał taki kaprys i tak to sobie wymyślił. Za wszystkim stała wiedza oraz ogromne zaufanie wobec mojej osoby i moich działań.

Dariusz Walory: Czym zajmuje się First Level Sportprowadzona przez Ciebie fundacja i skąd wziął się pomysł na jej założenie?

Krzysztof Kwiatkowski: Zawsze chciałem wspierać tych, którym życie nie ułożyło się w odpowiedni sposób. Jednak fundacja wspiera nie tylko tych, którzy najbardziej tego potrzebują, ale również tych, dla których rozwój fizyczny i mentalny jest kluczem do rozwoju oraz realizacji marzeń i celów.

Dariusz Walory: Pracujesz także jako trener mentalny w zakresie psychologii sportu. Na czym dokładnie to polega? Jak trening mentalny wpływa na wyniki i postawę zawodników?

Krzysztof Kwiatkowski: To bardzo długi temat. Odniosę się więc do tego bardzo krótko. Mental to 90 procent w rozwoju sportowym zawodnika. Ciało to tylko i wyłącznie narzędzie. Natomiast trening mentalny to konkretne oprogramowanie, które decyduje o skuteczności tego narzędzia.

Dariusz Walory: Jakie najczęstsze wyzwania mentalne mają młodzi piłkarze?

Krzysztof Kwiatkowski: Mają bardzo błędny system przekonań w swoim umyśle na temat stresu, motywacji, doskonałości i porażki. Jest tego więcej. Wokół tych błędnych przekonań budują swoją pewność siebie, a w konsekwencji – jej brak i frustrację, co prowadzi do zaburzeń. Tak jak wspominałem, to zdecydowanie dłuższy temat na rozmowę. Natomiast to, co teraz powiem, będzie dosyć brutalne: ze strony rodziców wsparcie dzieci będących w sporcie w tym aspekcie jest znikome. Praktycznie zerowe. Dzieci uprawiające sport w porównaniu do dzieci niezaangażowanych w aktywność fizyczną mają zdecydowanie więcej czynników stresu, presji itp. W ich głowach dzieje się bardzo dużo.

Dariusz Walory: Masz jakiś przykład sytuacji, w której praca nad głową naprawdę odmieniła grę zawodnika?

Krzysztof Kwiatkowski: Przykład dotyczy nie piłki nożnej, ale zawodów międzynarodowych w Australii. Potworny upał, presja, ogromny stres. Zastosowana została kotwica kinestetyczna. Zawodniczka miała zaprogramowany w podświadomości prosty gest, który automatycznie przywoływał stan absolutnego spokoju, pewności siebie i wejścia w stan „flow”. W kluczowym momencie, zamiast ulec panice, odpaliła kotwicę: w ułamku sekundy jej ciało weszło w odpowiedni stan, a umysł dodatkowo się wyostrzył, eliminując stresujące bodźce z otoczenia. Tych przykładów jest więcej, również z piłki nożnej. Nie jest to jednak prosty proces. Miała podstawy i fundamenty mentalne, które wypracowaliśmy również przez sesje hipnozy – metodę, którą się zajmuję, a która jest najpotężniejszym narzędziem do pracy z ludzkim umysłem.

Dariusz Walory: Jak widzisz przyszłość treningu mentalnego w klubach takich jak Sokół Kleczew?

Krzysztof Kwiatkowski: Nie bywam w szatni Sokoła przed i po meczu, ani podczas treningów czy przerw w spotkaniach. Nie rozmawiam również o tym aspekcie z zawodnikami Sokoła. Odpowiem więc, opierając się głównie na doświadczeniach z innych miejsc. Często słyszałem: „Nasz trener to świetny motywator, jednak chwilę po wyjściu na boisko motywacja zawodników gaśnie, coś nie funkcjonuje. A w dodatku czynniki boiskowe, na które sami zawodnicy nie mają wpływu, zaczynają ich przytłaczać. Nie potrafią zareagować na zmienne”.

Proszę mi wierzyć, iż motywacja to tylko malutka część treningu mentalnego. jeżeli zawodnik nie będzie miał fundamentów pewności siebie i innych umiejętności mentalnych, każda motywacja zgaśnie, zarówno zewnętrzna, jak i wewnętrzna. Należy pamiętać, iż motywacja jest bardzo zmienna. Umysł zawodnika musi być przygotowany na każdą sytuację na boisku. Wspominam o motywacji, ponieważ powstała wokół niej taka słaba mantra, iż jeżeli trener jest świetnym motywatorem, to wszystko jest w porządku. Nie, nie jest. To tak nie wygląda. Proszę pamiętać, iż choćby wśród najlepszych zawodników i sportowców na świecie rola psychologa sportu czy trenera mentalnego jest kluczowa. W każdym zawodniku zostaje nieprzepracowana bardzo często emocja, która zapisuje się w „bibliotece” podświadomości i odpalając się w nieprzewidywalnym momencie, wpływa na jego zachowanie. Kluby powinny zdecydowanie częściej korzystać z pomocy tych specjalistów, którzy dają konkretne rozwiązania i narzędzia.

Dariusz Walory: Jak sport może pomóc młodym ludziom nie tylko fizycznie, ale też „w głowie”?

Krzysztof Kwiatkowski: Sport przygotowuje do życia. Nie wszyscy będą mistrzami świata, nie wszyscy będą zdobywać medale olimpijskie, nie wszyscy będą grać w reprezentacji. Natomiast sport i wszystko z nim związane przygotowuje do życia: determinacja, motywacja, ambicja, budowanie nawyków, budowanie współpracy i komunikacji z innymi. To tylko mała część, którą przenosimy do życia codziennego, w którym łatwiej nam się odnaleźć, budować szczęście lub pokonywać życiowe problemy.

Dariusz Walory: Byłeś w samorządzie, teraz działasz w klubie. Jakie są różnice we wzajemnej współpracy? Czy może ona być lepsza? A jeżeli tak, to co należy poprawić?

Krzysztof Kwiatkowski: Nie jest moją rolą wskazywanie takich różnic, a tym bardziej ocenianie, co może być lepsze, a co nie. Temat samorządu mam zakończony. Uważam natomiast, iż jeżeli ktoś chce działać w samorządzie, powinien mieć otwarty umysł na zrozumienie społecznych oczekiwań, odsuwając na bok własne ego i potrzeby. Wtedy kooperacja zawsze będzie korzystna dla każdej ze stron – w każdym aspekcie życia lokalnego i nie tylko.

Dariusz Walory: Oficjalnie w Sokole Kleczew jesteś od stycznia tego roku. Ale wcześniej też angażowałeś się w życie klubu. Czym w tej chwili się zajmujesz?

Krzysztof Kwiatkowski: Chcę na początku podziękować za zaufanie Prezesowi Honorowemu, Michałowi Wasikowi – to on wykonał ten strategiczny ruch. Podziękowania kieruję również do prezesa Grzegorza Dobskiego za akceptację pomysłu i wizji, które realizuję. w tej chwili to szeroki wachlarz działań: marketing, komunikacja, PR, kooperacja ze sponsorami i mediami oraz organizacja dnia meczowego, która zaczyna się znacznie wcześniej.

Dariusz Walory: Czy kooperacja z przedstawicielami innych klubów jest trudna?

Krzysztof Kwiatkowski: Zdecydowanie nie. To kwestia wypracowania relacji i komunikacji dużo wcześniej niż w dzień meczowy. Zresztą bardzo często przedstawiciele innych klubów i media podkreślają, iż robimy to w doskonały sposób. Otrzymywaliśmy choćby informacje zwrotne, iż w wyższych ligach nie spotkali się z taką komunikacją, relacjami i gościnnością. Pracujemy na to wszyscy – zaznaczam, wszyscy. Czy można robić to jeszcze lepiej? Tak! Zawsze można coś poprawić i zamierzam to zrobić.

Dariusz Walory: Wiem, iż dbasz także o to, aby podczas meczów przy alei 600-lecia było bezpiecznie. Jakie to wyzwanie?

Krzysztof Kwiatkowski: Bezpieczeństwo to bardzo ważna kwestia i jest fundamentem moich działań, do których przywiązuję szczególną wagę. choćby prezes Dobski to odczuwa (śmiech). Chcę, by nasi kibice, sympatycy i całe rodziny czuły się w Kleczewie bezpiecznie. Mamy doskonale wypracowane relacje na linii klub-policja-ochrona-straż-OSiR, i z całego serca pragnę im wszystkim podziękować. To praca zaczynająca się na kilka dni wcześniej. Osoby z zewnątrz podkreślają, iż jest u nas bezpiecznie pod każdym względem. Jest spokój ze strony kibiców gości, a przybywały tu bardzo poważne i mocne kibicowsko ekipy. W tym aspekcie również moja praca zaczyna się dużo wcześniej: rozmowy, rozmowy i jeszcze raz rozmowy. Wielu z nich utrzymuje ze mną kontakt do dziś. Jesteśmy gościnni, ale działamy według zasad i z wzajemnym poszanowaniem. Proszę również zauważyć, iż nasz stadion jest mały, kameralny, ładny i ma swój klimat. Jednak na tle innych utrzymanie tu bezpieczeństwa jest zawsze dużym wyzwaniem. Ogromne podziękowania należą się również pani dyrektor Annie Jabłońskiej i pracownikom Ośrodka Sportu i Rekreacji w Kleczewie. Wszyscy razem działamy, by dzień meczowy był świętem, a nie społeczną traumą.

Dariusz Walory: Co według Ciebie najbardziej wyróżnia Sokół na tle innych klubów w regionie?

Krzysztof Kwiatkowski: Odpowiedzialność obejmuje aspekty finansowe, organizacyjne, sportowe i społeczne, a także podejście wobec sponsorów. W klubie nie ma rywalizacji, jest wzajemna kooperacja i zaufanie, choć oczywiście trudne dni się zdarzają. W tym miejscu chciałbym ogromnie podziękować naszym kibicom: iż są zawsze z nami, także na spotkaniach wyjazdowych. Brawo dla was, słowa uznania! Relacje na linii klub-kibice są doskonałym przykładem tego podejścia.

Dariusz Walory: Gra na poziomie centralnym to też obecność w ogólnopolskich mediach i świadomości kibiców z całego kraju. Czujesz, iż w piłkarskiej Polsce inaczej patrzy się dziś na Sokoła?

Krzysztof Kwiatkowski: Pozwolisz, iż wyróżnię kilka aspektów. Ze strony mediów zauważyłem duże wsparcie i chęć w wielu sytuacjach zrozumienia: „Jak wy potrafiliście zrobić awans z takim budżetem, w dodatku wygrywając trzecią ligę tak znacząco?”.

Widzą, iż bronimy się pracą, organizacją i wynikami – na tyle oczywiście, na ile to możliwe. Zresztą po wizycie w Kleczewie zawsze wyjeżdżają uśmiechnięci, zadowoleni, a gdy widzą od środka, jak to funkcjonuje, dostrzegają „fenomen” tego małego klubu. Widzą podejście rodzinne, pełne szacunku wobec każdego. Dbamy o to na każdym kroku. Kibice drużyn przyjezdnych również podczas spotkań w żaden sposób nam nie ubliżają, nie wyzywają, nie umniejszają. Nie mówimy o jednostkach, ponieważ to naturalne, iż komuś ten Sokół może nie pasować w gronie drugoligowców. Analiza mediów społecznościowych wskazuje, iż Sokół jest postrzegany pozytywnie: 90 proc. komentarzy ma wydźwięk pozytywny, a 10 proc. negatywny. Oczywiście zdarzają się komentarze typu „wioska”, „dziura” itp. Ale to normalna kwestia i nie przywiązujemy do tego uwagi. Kwestia zawodników drużyn przeciwnych wygląda dużo gorzej. Trudno się dziwić, iż pojawia się frustracja, gdy „wioska” zabiera punkty. Jednak jako człowiek działający w sporcie to rozumiem. To są wielkie emocje. Najważniejsze, by granica zachowań była jednak przyzwoita. A sędziowie? Wystarczy, by spojrzeli na Sokoła sprawiedliwie i sportowo.

Dariusz Walory: Porozmawiajmy teraz o marketingu, który w małym klubie, takim jak Sokół, jest zupełnie inną rzeczywistością niż w dużych ośrodkach. Co jest tu najtrudniejsze?

Krzysztof Kwiatkowski: Najtrudniejsza, ale i najbardziej fascynująca, jest walka z klubowym sufitem demograficznym oraz konieczność bycia człowiekiem, który łączy wszystkie funkcje. W dużych klubach funkcjonują departamenty i działy odpowiedzialne za marketing, współpracę ze sponsorami, social media, media, ticketing, organizację dnia meczowego, bezpieczeństwo itd. W realiach Sokoła Kleczew musimy nadrabiać kreatywnością i ogromną elastycznością, wynikającą ze skali naszego budżetu. Wyzwaniem w Kleczewie nie jest zbudowanie świadomości marki – bo tu każdy wie, czym jest Sokół. Dla nas najważniejsza jest konwersja sympatyka w aktywnego uczestnika. Musimy walczyć o uwagę widza nie tylko z innymi dyscyplinami, ale także z Netflixem czy meczami Premier League w telewizji. Najtrudniejsze jest więc stworzenie takiego matchday experience, które sprawi, iż w sobotnie lub niedzielne popołudnie mieszkaniec Kleczewa, a także okolic, wybierze żywy stadion zamiast ekranu. Na poziomie Betclic 2 Ligi musimy operować wysokimi standardami przy zasobach, które wciąż wymagają gospodarskiego podejścia.

Dariusz Walory: Jak ważne są dziś dla Sokoła media społecznościowe i bezpośredni kontakt z kibicami?

Krzysztof Kwiatkowski: Dla klubu takiego jak nasz media społecznościowe to nie dodatek – to nasze główne, niezależne medium, nasza codzienna gazeta. W tradycyjnych mediach ogólnopolskich pojawiamy się przy okazji wyników, ale to na Facebooku, Instagramie czy X budujemy narrację i emocjonalną więź przez 24 godziny na dobę. Stawiamy na autentyczność. Żadnych schematów. W dużych miastach dystans między piłkarzem a kibicem jest ogromny. W Kleczewie ten dystans nie istnieje i my z tego czynimy atut. Nasze social media muszą pokazywać ludzką twarz drużyny. Bezpośredni kontakt to nasza przewaga konkurencyjna. Tutaj kibic może po meczu przybić piątkę z zawodnikiem i nie tylko. Cyfryzacja jest kluczowa dla zasięgów i sponsorów, ale to fizyczna obecność i poczucie, iż to jest nasz klub lub naszych sąsiadów, buduje lojalność, której nie da się kupić za pieniądze. Traktujemy media społecznościowe jako narzędzie do budowania tej lokalnej dumy.

Dariusz Walory: Czego sponsorzy tak naprawdę oczekują od takich klubów jak Sokół, oprócz wyników na boisku?

Krzysztof Kwiatkowski: Era, w której sponsor płacił tylko za logo na koszulce i satysfakcję, dawno minęła. Od 23 lat z Sokołem związana jest marka Prezesa Honorowego – firma Rolplan. To jednak ewenement w skali globalnej. Michał Wasik to niesamowity człowiek, a jego podejście ma charakter filantropijny, praktycznie niespotykany choćby w Europie. A tym bardziej w tak małym ośrodku piłkarskim, przy zaangażowaniu tak dużych środków finansowych. Dziś partnerzy biznesowi są bardzo świadomi i oczekują konkretnego zwrotu w dwóch kluczowych obszarach. Sponsorzy chcą być kojarzeni z czymś pozytywnym. Sokół Kleczew to nie tylko pierwsza drużyna, to także dzieci, wychowywanie młodzieży i promowanie zdrowego trybu życia. Nie będę zagłębiać się w szczegóły, ponieważ nie chcę zdradzać naszych strategii. Jednak choćby tak mały klub jak Sokół staje się potentatem biznesowym. Loża VIP czy spotkania sponsorskie to miejsce, gdzie lokalny biznes się spotyka, wymienia wizytówkami i finalizuje umowy w mniej formalnej atmosferze. Sponsorzy oczekują od nas, iż będziemy platformą łączącą ludzi. Wynik sportowy jest oczywiście ważny, bo buduje zasięg i emocje, ale stabilność i zaufanie do marki Sokół są dla biznesu walutą ważniejszą niż jednorazowe zwycięstwo. Na przełomie lutego i marca szykuje się duże wydarzenie z naszymi sponsorami. Reszta niech pozostanie tajemnicą.

Dariusz Walory: Jak na wizerunek Sokoła wpłynęła decyzja o zawieszeniu przez PZPN o podejrzenie ustawiania meczów przez podstawowego wówczas bramkarza?

Krzysztof Kwiatkowski: To był wstrząs dla nas wszystkich! W pierwszych godzinach wizerunkowy dramat, co oczywiście jest rzeczą normalną. My jednak nie chowaliśmy głowy w piasek i od razu zaczęliśmy działać w tym temacie, by sprawę wyjaśnić. Moją rolą były rozmowy ze sponsorami, partnerami biznesowymi oraz mediami – nie tylko lokalnymi, ale przede wszystkim ogólnopolskimi. Dodatkowo bardzo mocno starałem się śledzić to, co ukazywało się w mediach i wykonywać odpowiednie ruchy, tak by nie skrzywdzono klubu. A co za tym idzie, byśmy z tego powodu nie stracili sponsorów lub potencjalnych sponsorów. jeżeli mam być szczery, to w moim odczuciu większy wstrząs przeżyła szatnia, sztab i klub niż to, co mogliśmy przeczytać w mediach. Proszę mieć na uwadze, iż sytuacja dotyczyła zawodnika, a nie klubu – to jest najważniejsze w tej układance. Klub został skrzywdzony.

Dariusz Walory: Co Sokół zyskuje, promując takich zawodników jak nastoletni Oskar Kubiak czy wciąż młody, ale doświadczony już Karol Szymkowiak?

Krzysztof Kwiatkowski: Nakręcamy się wzajemnie. Sokół przede wszystkim udowadnia, iż choć w sporcie pieniądze są bardzo ważne, to nie najważniejsze. Mając ograniczony budżet, często szukamy niekonwencjonalnych rozwiązań, które sprawiają, iż pojawiają się również wyjątkowi zawodnicy, jak Kubiak czy Szymkowiak. Ich nazwiska dodatkowo promocyjnie „ciągną” Sokoła w mediach. Natomiast Sokół daje im możliwość gry – i to jest piękne. Sieć wzajemnych połączeń. Tak na marginesie, Szymkowiak to prawdziwy kozak i jestem jego fanem (śmiech) Nie tylko ze względu na fakt, iż sam kiedyś byłem bramkarzem, ale też dlatego, iż to świetny człowiek i kapitalny bramkarz, nie ujmując oczywiście innym. Natomiast Oskar to maszyna! Świetny i świadomy chłopak. Brawo i oby tak dalej!

Dariusz Walory: Cele sportowe na drugą część sezonu są oczywiste. Więc na koniec zapytam, gdzie chciałbyś widzieć Sokoła Kleczew za jakiś czas – sportowo, organizacyjnie i w oczach potencjalnych sponsorów?

Krzysztof Kwiatkowski: Wbrew pozorom to nie jest wcale takie łatwe pytanie. Wobec tego odpowiedź także do takich nie należy. Oczywiście, iż chciałbym powiedzieć, iż marzy mi się Sokół grający w pierwszej lidze. Jednak doskonale zdaję sobie sprawę, iż na obecną chwilę wykonaliśmy już potężną pracę i zaczynamy dotykać sufitu sportowo, finansowo i organizacyjnie. Pierwsza liga to zdecydowanie większy budżet, bardziej rozbudowana infrastruktura stadionu. Uwzględniająca chociażby oświetlenie, podgrzewaną murawę i nie tylko. Organizacyjnie? Tak naprawdę ja, prezes Dobski i Martyna Dobska wykonujemy pracę, którą w innych klubach na tym poziomie realizuje kilka lub kilkanaście osób. Poza tym prezes Michał Wasik jest odpowiedzialny również za transfery i wspiera nas swoim dużym doświadczeniem. Dlatego stawiam na Sokół jako czołowy klub drugiej ligi pod względem sportowym. A to oznacza stabilność finansową i organizacyjną. Korzystając z okazji, chciałbym serdecznie podziękować tym, których czasami pracy nie widać, ale którzy zawsze są z nami i mocno wspierają nas swoimi działaniami. Szukamy młodych ludzi do współpracy i tacy się pojawiają – robią to społecznie. Instagram: Kacper Mikitin, portal X: Mateusz Budkowski, sanitariusze: Krzysztof Wachowski i Eryk Dobrzycki, działania dnia meczowego związane z koordynacją dzieci: Mateusz Kosmowski. Podziękowania również dla wszystkich dzieci podających piłki podczas meczów Betclic 2 Ligi oraz dla Leny Matuszak i Wiktorii Hajdrych. Nie można zapomnieć także o paniach z OSiR-u Kleczew, które pomagają przy organizacji cateringu w strefie VIP – jesteście nieocenione. Proszę mi wierzyć, iż jednoczymy społeczność lokalną jako Sokół Kleczew. Jesteśmy rodziną!

Idź do oryginalnego materiału