Święto nieśmiertelnej wueski

4 godzin temu

Takiej parady na Zlocie Motocykli WSK i Innych, jeszcze nie było. Trudno policzyć uczestniczące w niej motocykle, bo i jak? Niektóre źródła podają, iż ulicami Świdnika przejechało 3 tysiące maszyn, ale tak naprawdę stojąc na rondzie przy al. Jana Pawła II można było jedynie zmierzyć czas przejazdu niezliczonej kawalkady motocykli. A ten był najdłuższy w historii. W dodatku nagromadzenie wuesek z rejestracjami z całej Polski robiło wrażenie, jakby produkcja motocykla wcale nie zakończyła się równo 40 lat temu.

W połowie trasy zlotowicze zatrzymali się na placu Konstytucji 3 maja, gdzie powitali ich organizatorzy imprezy.

– Najprawdopodobniej zbliżamy się do około 3 tysięcy motocykli, więc pobijamy kolejny rekord. Bardzo cieszy fakt, iż z roku na rok widzimy coraz więcej „wuesek”, które przyjeżdżają z całej Polski, choćby po 600 czy 700 kilometrów. Wszystko po to, by poczuć ducha tego sprzętu, wyprodukowanego przed laty właśnie w naszym mieście. Z taśmy produkcyjnej WSK Świdnik zjechało ponad 2 miliony egzemplarzy – mówił Bartłomiej Pejo, prezes Świdnickiego Klubu Motocyklowego USARZ. – Dziś Świdnik oddycha PB95. Przed nami dalsza część parady i kolejne atrakcje, które odbędą się w Parku Zatorze.

Głos zabrała również Monika Wójcik, dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury: – Cieszymy się, iż gościmy Was w Świdniku, czyli w stolicy polskiego motocykla. To niesamowita impreza o niepowtarzalnym klimacie. Bez wątpienia wpisała się już w kalendarz wydarzeń, które dzieją się w naszym mieście. Dziękuję Świdnickiemu Klubowi Motocyklowemu Usarz oraz pracownikom Miejskiego Ośrodka Kultury, dzięki którym to wydarzenie może się odbyć.

Żeby trafić na paradzie zlotową perełkę nie trzeba było wcale długo szukać. Przy Miejskim Ośrodku Kultury stało prawdziwe cudo – motocykl SHL z 1951 roku, który dostał chwilowej zadyszki. Przy nim pochylony pan Tomek pochodzący z okolic Ryk.

– Faktycznie to wyjątkowy egzemplarz. Zdobyłem go w całkiem przyzwoitym stanie za śmieszne, jak na dzisiejsze czasy, pieniądze. Oczywiście wymagał nakładów finansowych i pracy, ale znawcy motocykli patrzą teraz na mnie z zazdrością. Nie wiem czy jeszcze dzisiaj babcia odpali, ale żaden rozsądny właściciel stareńkiego motocykla nie zabiera się w daleką podróż bez lawety – tłumaczy pan Tomasz.

Motocykl ma żółtą blachę oznaczającą pojazdy zabytkowe i to ratuje jego sytuacją na drodze. Nie ma licznika, ani stacyjki. Taka tuż powojenna uroda.

– Czasem zatrzymuje mnie policja, ale tylko po to, żeby obejrzeć cudo, które widzą pierwszy i pewnie ostatni raz w życiu – śmieje się pan Tomasz.

« ‹ of 7 › »
Idź do oryginalnego materiału