Sylwia Kimla na co dzień jest kierowcą autobusu w Katowicach. Ta praca bywa stresująca, jednak ma od niej świetną odskocznię, jaką stały się motocykle. Zaraziła tą pasją męża i już powoli wpaja ją swoim synom. Po jeździe asfaltowej odkryła jazdę enduro i wkręciła się w nią na maxa, a ksywka „zapierdalacz” raczej nie jest dana jej przypadkiem.
Sylwia Kimla – motocyklistka i kierowca autobusu
Kiedy motocykle pojawiły się w Twoim życiu? To zamiłowanie od dziecka?
Nie od dziecka, bo motocykle zdobyły znaczenie w moim życiu w 2014 roku, kiedy to starszy brat mnie przewiózł swoją Hondą Hornet 900 dookoła bloku i wstyd się przyznać, ale bez kasku… niestety. Moj brat był od dziecka związany z motocyklami, motorynkami i wszystkim, co miało dwa koła i silnik, a ja tego wcześniej nie czułam – widocznie to był ten moment, kiedy motocykl miał trafić w moje serce i umysł. Właśnie od tego pięknego, letniego dnia motocykle siedziały w mojej głowie i postanowiłam zapisać się na prawo jazdy. Byłam zawodowym kierowcą od czasu zrobienia prawa jazdy kat. B, więc uznałam, iż kat. A to już formalność i jeszcze zanim zdałam egzamin, to już miałam swój pierwszy wyśniony motocykl – Yamahę Fazer FZS6.
I faktycznie ta pasja była dla Ciebie? Co się wtedy zmieniło?
To szaleństwo z jazdą na motocyklu zmieniło mój świat! Teraz widzę, iż wcześniej czegoś mi brakowało, ale nie wiedziałam czego. Po wielu latach stwierdzam, iż właśnie takiej pasji, jaką jest „motoholizm”. Lubię motoryzację, szybkie i ładne samochody, a z prowadzeniem pojazdów jestem związana od dziecka, ze względu na zawód taty i braci. Sama jestem kierowcą zawodowym, odkąd mogłam mieć prawo jazdy i od dłuższego czasu jestem kierowcą autobusu miejskiego w PKM. Jazda to mój świat, ale na motocyklu to zupełnie inne postrzeganie otoczenia – można powiedzieć, iż motocykl uszlachetnia człowieka, uczy pokory. Motocykl błędów nie wybacza, a już na pewno nie mocny motocykl.
Moim zdaniem motocykle wiele uczą, w szczególności obserwacji, patrzenia, postrzegania, a w końcu przewidywania. Motocykl błędów nie wybacza, a pozostało otoczenie, które może zagrażać, np. zwierzęta wybiegające na drogę, pogoda płatająca figle, czy inni uczestnicy ruchu drogowego. Jedni nas nie lubią, inni nas podziwiają, są też tacy, którzy nas po prostu… nie widzą. Za zdrowie i życie motocyklisty odpowiada jedna z zasad ruchu drogowego tzw. „ograniczone zaufanie”, ja bym powiedziała, iż choćby bardzo ograniczone zaufanie do innych uczestników ruchu drogowego.
Odkąd jeżdżę na motocyklu, postrzegam nim jazdę zupełnie inaczej, niż innym pojazdem. Kocham motocykle, bo dużo zmieniły w moim życiu. Te setki poznanych osób, przyjaciół i znajomych, wspólne wypady, tysiące przejechanych kilometrów, zwiedzonych miejsc. Przygody to coś, czego nie da się kupić – to można tylko przeżyć. Mój mąż też jeździ na motocyklu i razem zwiedziliśmy wiele pięknych miejsc, które zapadają w pamięci.
A kiedy go poznałaś? Czy to te motocykle sprawiły, iż się spotkaliście?
Nie, bo męża poznałam wcześniej, kiedy nie mieliśmy nic wspólnego z motocyklami. Ja pierwsza postanowiłam jeździć, a później zrobiłam z niego motocyklistę, bo tak było wygodniej wspólnie spędzać czas.
Czy ta fascynacja motocyklami miała jakieś etapy? Twoje preferencje się zmieniały?
Gdy już przejechałam tysiące kilometrów, to zaczęło mi czegoś brakować… Powiedziałabym, iż zaczynało być nudno. Wtedy wymyśliłam sobie off-road, a mianowicie trochę cięższą odnogę – jazdę enduro. No i tu zaczęła się jazda, zupełnie inna. Jazda, w której uślizg kół, ąpiasek między zębami, „gleby” i kontuzje są na porządku dziennym. Tak zaczęła się nowa fascynacja w zupełnie innym, mniej mi znanym środowisku, bo bez asfaltu i znaków drogowych (śmiech). To od nowa wzbudziło moją ciekawość, a każdy drobny sukces, jak przejechanie strumyka, powalonej kłody, torowiska kolejowego, wjechanie na szczyt wzniesienia i zjechanie z niego lub wyjście z mocnego uślizgu (kiedy już myślałam, iż będę leżeć) – to były małe motywatory, dające mi kopa do dalszej nauki. I to było takie WOW, bo znowu nowi ludzie, nowe tereny, nowe umiejętności – to mnie zaczęło kręcić i kręci do tej pory.
Moja fascynacja enduro się nie skończyła, bo w ciągu tych trzech lat nauczyłam się więcej, niż kiedykolwiek i poznałam zasady fizyki, dotyczące motocykla (śmiech). Sezon na enduro w zasadzie trwa cały rok, a zależy od wytrzymałości na zimno motocyklisty. Da się jeździć zimą, a także w deszczu i błocie – wtedy są najlepsze uślizgi i widowiskowe gleby też się zdążają.
Sylwia Kimla z zawodu kierowca autobusu, a z pasji motocyklistka
Sylwia Kimla mówi o sobie, iż jest motoholiczką, a motocykle były tym brakującym elementem pasji w jej życiu. Gdy już zaczynało być nudno – to odkryła jazdę enduro, gdzie zabawa nigdy się nie kończy!
Polecasz taką formę spędzania czasu w motocyklu?
Ja szczególnie polecam jazdę enduro dla dziewczyn, które wątpią w swoje umiejętności. Upadki czasem bolą, ale są i tak mniej niebezpieczne, niż na asfalcie w ruchu ulicznym, a jazda enduro doskonale uczy pewności siebie. Gdy nauczymy się jeździć w głębokim piachu, to jazda po gładkim asfalcie będzie już pestką!
Motocykle enduro można rejestrować na drogi publiczne, można też wybrać pojemność 125cm3 i spróbować swoich sił bez konieczności zdawania na kat. A. Jest to jest jakaś opcja, o ile ktoś nie wie, czy to dobry wybór pasji. Można sporo poćwiczyć, a przy okazji „pobawić się w piaskownicy”. Jest też dużo szkół jazdy enduro, gdzie dają ubiór, motocykl enduro i można się sprawdzić, podszkolić (na Śląsku mogę ich kilka polecić).
To jakim motocyklem jeździsz w tej chwili i czy jeszcze asfaltowe przejażdżki Ci się zdarzają?
Obecnie mam dwa motocykle: drogowe Suzuki GSX-S750 i mało znany w Polsce motocykl enduro – AJP SPR250 EXTRIME. Teraz uwielbiam teren zdecydowanie bardziej niż asfalty, ale chce również turystycznie spędzać czas z mężem i dziećmi na motocyklu. W przyszłym roku (w maju) moje bliźniaki kończą 6 lat i już powoli będziemy je aklimatyzować z jazdą turystyczną na motocyklach. Jakieś krótkie przejażdżki lokalnymi drogami na rozgrzewkę, żeby nauczyły się, co i jak, bo jak skończą 7 lat, to już będą jeździć z nami. Już trochę jeździli ze mną na obu motocyklach i bardzo im się podobało – teraz nasza w tym głowa, żeby zacząć to mądrze pielęgnować i chłopaków nie zrazić.
Połączycie to z jazdą drogami nieutwardzonymi?
Tak, planujemy chłopakom kupić jeden mały motocykl enduro do nauki jazdy i łapania zamiłowania do motocykli. Jazda w terenie uczy pewności siebie, a to przyda się im w dorosłym życiu. Trzeba wpoić im tak pasje, mądrze i bez pośpiechu, żeby ich nie zrazić.
Czym się jeszcze objawia ten Twój „motoholizm”?
Jak wspomniałam, prowadzenie pojazdów jest moim życiem, odkąd tylko zdobyłam uprawnienia, a mam wszystkie kategorie prawa jazdy, poza „E”. Prowadzę autobus w „miejskiej dżungli” i nie jest mi obca też odrobina mechaniki. Te trudniejsze rzeczy zostawiam swojemu mechanikowi, ale co nieco potrafię naprawić, jeżeli czas na to pozwala. O motocykl trzeba dbać, jak o siebie, żeby mieć pewność, iż nas nie zawiedzie w momencie kiedy najbardziej będziemy jego sprawności potrzebować.
I jaką masz opinię o kierowcach w tej „miejskiej dżungli”? Trzeba mieć mocne nerwy prowadząc autobus w Katowicach?
Może opinię zostawię dla siebie, bo musiałabym trochę poprzeklinać. Powiem tylko, iż duża większość kierowców widzi tylko czubek własnego nosa. Autobus to nie wyścigówka i większość nie rozumie, iż rozpędzamy się topornie, a hamować musimy wcześnie i łagodnie. Wszystko, co robimy, musi być płynne dla bezpieczeństwa ludzi w środku, a autobus nie zatrzyma się w miejscu na drodze. Myślimy za siebie i za innych, przewidując zachowania innych kierowców, żeby nikomu nie stała się krzywda.
A to nie jest łatwe, żeby w czasie ok. 10 godzinnej służby zachować 100% koncentracji i przytomności umysłu. Gdy człowiek przejechał już 200 km po mieście, zwracając szczególną uwagę na ludzi w środku autobusu, pieszych zbliżających się do drogi, na światła, ronda i skrzyżowania, na innych uczestników ruchu kołowego. A w tym wszystkim jeszcze trzeba uważać na gabaryty pojazdu oraz walczyć z czasem przejazdu rozkładowego linii, które często są niedostosowane do możliwości autobusu w mieście.
Częste wymuszenia innych uczestników ruchu, infrastruktura miasta niedopasowana do gabarytów pojazdu, czy pretensje pasażerów – powodują olbrzymia frustracje i stres. Dlatego motocykle to taka moja odskocznia od dnia codziennego i rozładowania nagromadzonych emocji.
Zobacz także: Kama – dziewczyna za kółkiem autobusu w Warszawie
Twój opis pracy w tym zawodzie nie jest zachęcający… Znajdujesz w niej jednak jakieś plusy, czy może myślisz o zmianie zawodu?
W chwili obecnej, nie mogę sobie pozwolić na zmianę zawodu, bo realia są takie, iż wszędzie na stanowiskach kierowcy zaczyna się od najniższej krajowej. Ta praca mnie frustruje, owszem, ale jednak mam już wypracowany jakiś staż finansowy – muszę myśleć o przyszłości dzieci i stabilności. To jest również ważne, by kontynuować pasje, a każdy kto jeździ na motocyklach wie, iż to nie są tanie rzeczy. Jednak gdybym znalazła coś stabilnego i o podobnymi wynagrodzeniu, to bym to zrobiła, z samej chęci zmiany. Oczywiście chodzi o legalną pracę, a nie jakieś „pod stołem”, bo to w ogóle nie wchodzi w grę. Zmiany są dobre, sztuką jest tylko zmieniać na lepsze.
Jakie moto-marzenia jeszcze czekają na swoją kolej?
Moto-marzenia? Nie zastanawiałam się nad tym… Czas płynie, bywam tam, gdzie mogę, na takich motocyklach, na jakie mogę sobie pozwolić – po co chcieć więcej, gdy jest mi z tym dobrze? Uważam, iż i tak powoli do wszystkiego dojedziemy, trzeba tu tylko konsekwencji. jeżeli jednak miałabym sobie wybrać jakieś marzenie, to na ten moment chciałabym, żeby moje dzieci złapały bakcyla i chciały z nami jeździć na motocyklowe wycieczki. To takie marzenie przyszłościowe, które nie pozwoli nam zaniechać pasji przez kolejne lata.
Youtube: https://youtube.com/@ajp-enduro?si=6iIOVGqk-8YMIOCp
Facebook: https://www.facebook.com/sylwia.kimla.5