Sypią się mandaty, których nie unikniesz. Przychodzą poleconym

3 godzin temu

Wakacyjna przejażdżka po Europie może kosztować setki złotych choćby miesiące po powrocie. System wymiany danych między krajami UE sprawia, iż żaden polski kierowca nie ukryje się przed zagranicznym mandatem.

Fot. Shutterstock / Warszawa w Pigułce

Czasy, gdy można było zignorować mandat otrzymany za granicą, bezpowrotnie minęły. Współczesna Europa stworzyła system, który skutecznie dociera do każdego kierowcy łamiącego przepisy drogowe, niezależnie od tego, w którym kraju to zrobił. Polscy zmotoryzowani przekonują się o tym często dopiero wtedy, gdy listonosz dzwoni do drzwi z poleconą przesyłką zza granicy.

Wielki brat patrzy również za granicą

Sercem systemu ścigania kierowców w całej Unii Europejskiej jest Krajowy Punkt Kontaktowy działający przy Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców. To właśnie ta instytucja, regularnie udostępnia zagranicznym służbom dane właścicieli pojazdów zarejestrowanych nad Wisłą.

Mechanizm jest prosty i bezlitosny. Gdy polski samochód zostanie uchwycony przez fotoradar we Francji czy zatrzymany przez patrol w Niemczech, tamtejsze służby zwracają się do CEPiK o dane właściciela. System obowiązuje we wszystkich krajach Unii Europejskiej, tworząc szczelną sieć, z której praktycznie nie ma ucieczki.

Nadzieja, iż „jakoś to będzie” czy iż zagraniczne służby zapomną o sprawie, jest płonna. Europejska machina administracyjna działa wolno, ale skutecznie. Każde wykroczenie jest skrupulatnie rejestrowane i prędzej czy później trafi do sprawcy.

Listonosz przynosi niemiłą niespodziankę

Teoretycznie mandat z zagranicy powinien dotrzeć do polskiego kierowcy w ciągu 180 dni od popełnienia wykroczenia. W praktyce tempo działania różni się diametralnie w zależności od kraju. Niemcy słyną z błyskawicznej reakcji – ich mandaty mogą pojawić się już po kilku tygodniach. Z kolei administracja włoska czy hiszpańska potrafi zaskoczyć kierowcę dopiero po kilku miesiącach od wakacyjnej podróży.

Rozpoznanie zagranicznego mandatu jest stosunkowo proste. Przychodzi zawsze listem poleconym, wymagającym potwierdzenia odbioru. W środku znajduje się szczegółowy opis wykroczenia, informacja o wysokości kary, instrukcje dotyczące sposobów płatności oraz procedury odwoławcze. Dokumenty powinny być przetłumaczone na język zrozumiały dla odbiorcy, choć nie zawsze jest to pełne tłumaczenie każdego szczegółu.

Jeśli wykroczenie zostało zarejestrowane przez automatyczne urządzenie pomiarowe, do listu dołączone jest zwykle zdjęcie pojazdu. To istotny element weryfikacji – warto dokładnie sprawdzić, czy widoczny numer rejestracyjny rzeczywiście należy do naszego samochodu oraz czy nazwa organu wystawiającego mandat jest autentyczna.

Ceny europejskich wykroczeń szokują

Wysokość mandatów za granicą potrafi zaskoczyć polskich kierowców przyzwyczajonych do rodzimych stawek. W Austrii przekroczenie prędkości o 20-30 kilometrów na godzinę oznacza karę około 50 euro, czyli ponad 200 złotych. We Francji za podobne wykroczenie minimalna kara to już 135 euro, co przekłada się na około 580 złotych.

Istnieje jednak sposób na zmniejszenie finansowego bólu. Wiele państw europejskich stosuje system rabatów dla kierowców, którzy gwałtownie uregulują należność. Mandat opłacony natychmiast lub w ciągu kilku dni od otrzymania może być niższy choćby o połowę pierwotnej kwoty. To znacząca oszczędność, która powinna motywować do szybkiego działania.

System kar eskaluje dramatycznie w przypadku ignorowania wezwań do zapłaty. jeżeli kierowca zdecyduje się na strategię udawania, iż problem nie istnieje, sprawa nieuchronnie trafi do sądu w kraju popełnienia wykroczenia. Wówczas zasądzona kara będzie znacznie wyższa od pierwotnego mandatu, często wielokrotnie.

Powrót do kraju wykroczenia może być kosztowny

Nieopłacony mandat to bomba zegarowa, która może wybuchnąć podczas kolejnej wizyty w danym kraju. Każda rutynowa kontrola drogowa może zakończyć się nieprzyjemną niespodzianką. Zagraniczne służby podczas sprawdzania dokumentów mają dostęp do bazy zaległych mandatów i mogą zażądać natychmiastowego uregulowania długu.

W skrajnych przypadkach funkcjonariusze mają prawo czasowo zarekwirować pojazd do momentu uregulowania zaległości. To scenariusz, który może kompletnie zrujnować wakacyjne plany i zamienić wypoczynek w koszmar administracyjno-finansowy.

Warto też pamiętać o terminach przedawnienia, które różnią się w zależności od kraju. W Austrii i Niemczech wynoszą one 3 lata od momentu popełnienia wykroczenia. Natomiast w Chorwacji, Francji, Holandii i Włoszech okres ten wydłuża się do 5 lat. To długi czas, w którym zaległy mandat wisi nad głową kierowcy jak miecz Damoklesa.

Obrona przed mandatem jest możliwa

Nie każdy zagraniczny mandat musi być przyjęty bez walki. jeżeli dokument zawiera błędy, na przykład nieprawidłowe dane pojazdu, lub nie został dostarczony listem poleconym zgodnie z procedurą, istnieją podstawy do odwołania. najważniejszy jest jednak czas – wniosek należy złożyć w terminie 14 dni od otrzymania dokumentu.

Procedura odwoławcza wymaga złożenia wniosku do organów lub sądu w kraju, gdzie popełniono wykroczenie. To może być wyzwanie językowe i administracyjne, ale w przypadku oczywistych błędów w mandacie warto podjąć ten wysiłek.

Opłacenie mandatu jest w tej chwili stosunkowo proste dzięki systemom płatności online. Większość państw umożliwia uregulowanie kary przez Internet lub dzięki przelewu międzynarodowego z wykorzystaniem kodów SWIFT/BIC lub IBAN. To znaczne ułatwienie w porównaniu do czasów, gdy trzeba było wysyłać przekazy pocztowe czy czeki.

Punkty karne zostają w Polsce

Jest jednak jedna dobra wiadomość dla polskich kierowców łamiących przepisy za granicą. Wykroczenia popełnione poza Polską nie skutkują przyznaniem punktów karnych w krajowym systemie. Kara ogranicza się wyłącznie do aspektu finansowego – zagraniczne służby nie mają możliwości zatrzymania polskiego prawa jazdy ani dopisania punktów do krajowej ewidencji.

To istotna różnica w porównaniu z wykroczeniami popełnionymi w Polsce, gdzie oprócz mandatu grożą punkty karne mogące prowadzić do utraty uprawnień. Zagraniczny mandat to „tylko” kwestia pieniędzy, choć jak pokazują przytoczone stawki, wcale niemałych.

System wymiany informacji o wykroczeniach drogowych w Unii Europejskiej pokazuje, iż granice dla kierowców łamiących przepisy praktycznie przestały istnieć. Każdy, kto wybiera się samochodem za granicę, powinien pamiętać, iż tamtejsze przepisy obowiązują tak samo jak w Polsce, a konsekwencje ich łamania są nieuniknione. Mandat z zagranicy to już nie mit, ale realna perspektywa, która może zaskoczyć wiele miesięcy po wakacjach.

Źródło: Auto Świat / Warszawa w Pigułce.

Idź do oryginalnego materiału