Światowa lewica, po klęsce systemowego komunizmu wciąż poszukuje nowych nośników dla swojej utopijnej wizji. Współcześni marksiści, niczym komórki rakowe, wrośli na dobre w strategie walki ze zmianą klimatu czy pandemią COVID-19. Dzisiaj z kolei próbują zagospodarować kolejne zjawisko o wymiarze globalnym – sztuczną inteligencję.
Na tak zwanej „zielonej prawicy” pojawia się mnóstwo głosów, przekonujących, iż strategie walki z klimatem nie posiadają jednoznacznego wymiaru politycznego. Tymczasem w licznych raportach jak byk stoi, iż same zeroemisyjne technologie nie załatwią sprawy. Bez konieczności gruntownego przeorania systemu kapitalistycznego i utemperowania pro-konsumenckich postaw społecznych, nie ma co liczyć na osiągnięcie celów wyznaczonych przez Porozumienie paryskie.
Właśnie potrzebą powstrzymania zmian klimatycznych, poważni ekonomiści tłumaczyli konieczność odejścia od paradygmatu rozwoju. Niezwykłą popularnością zaczęły się cieszyć degrowthowe teorie Vaclava Smila czy Thomasa Piketty’ego. Prekursor antyglobalizmu, Naomi Klein otwarcie pisała o przymusie „przejęcia biznesu przez rząd”, przez co rozumiała ogromne inwestycje w sferę publiczną, ścisłe uregulowanie korporacji czy wprowadzenie podatku progresywnego. Z kolei popularny japoński marksista Kohei Saito wyraził już explicite, iż napisana w XIX w. przez Marksa ekologiczna krytyka kapitalizmu jeszcze nigdy nie była tak aktualna.
Konsumpcji i własności prywatnej wytoczono więc wojnę. Ale z początku miała ona charakter działań podjazdowych; głosy wzywające do wprowadzenia eko-komunizmu traktowano bardziej jako formy idealistycznych manifestów, niż realnych programów. Zamiast tego, zewsząd płynęły do nas, grające na moralistycznej nucie, wezwania do samoograniczenia.
Tymczasem nadeszła pandemia koronawirusa i zachęceni biernością spacyfikowanych hipochondrycznym strachem społeczeństw, lewicowi planiści, już otwarcie zaczęli ingerować w nasz sposób życia. Odżyły marzenia o 15-minutowych gettach, Bruksela niemal bez przeszkód wprowadziła zakaz sprzedaży samochodów elektrycznych, klimatyczne haracze obrały za cel nasze mieszkania i systemy grzewcze, a post-pandemiczny kryzys sprawił, iż ograniczenie konsumpcji stało się zwyczajną koniecznością, a nie kwestią „świadomego” wyboru.
Wszelkie wątpliwości rozwiał natomiast dyrektor Światowego Forum Ekonomicznego Klaus Schwab, wyrażając przekonanie, iż projektowana przez wielu wizja „Wielkiego Resetu” właśnie się realizuje.
Trzecie zerwanie i luksusowy komunizm
Główny filar społeczno-ekonomicznej rewolucji stanowią wysokie technologie informacyjne. Niemiec, podobnie jak większość ekonomistów, w rozwoju informatycznym upatruje kolejnego, po wynalezieniu rolnictwa i uprzemysłowieniu, etapu rozwoju ludzkości. Tak jak niezdolność do rozbudowy sieci kolei i fabryk skazywała na społeczno-ekonomiczną marginalizację w XIX w., podobnie dzisiaj, rezygnacja z uczestnictwa w technologicznym wyścigu zbrojeń oznacza podzielenie losu cywilizacyjnego pariasa.
Dlatego z pełną świadomością lewica szuka swoich szans wszędzie tam, gdzie realizowane są prace nad rozwojem przełomowych wynalazków. A próbkę możliwości jednego z nich otrzymaliśmy pod koniec zeszłego roku.
Sztuczna inteligencja stanowi wyzwanie przede wszystkim jako narzędzie optymalizacyjne. Potrafi bowiem usprawnić pracę w dziedzinach, wydawałoby się, zarezerwowanych wyłącznie dla człowieka. Przeczesywanie katalogów danych, kreowanie treści audio-wizualnych czy posługiwanie się słowem pisanym; tam już technologia jest stanie wyręczyć człowieka z większości powtarzalnych zadań. Nic dziwnego, iż upowszechnienie AI wzbudza strach i poczucie niepewności związane z gigantycznymi wstrząsami na rynku pracy.
Podsycając zachwyt nad możliwościami sztucznej inteligencji, oraz równocześnie wyolbrzymiając obawy związane z jej rozwojem, lewica zdominowała dyskurs wokół środków zaradczych. Lekarstwem na projektowaną falę masowych zwolnień ma być chociażby stara jak świat idea dochodu gwarantowanego.
Jak przekonuje badacz internetu prof. Dariusz Jemielniak, „uniwersalny dochód podstawowy” (ang. UBI – universal basic income) może ukoić narastającą społeczną frustrację, zapobiec powstaniu XXI – wiecznych luddystów, oraz zahamować rozwarstwienie pomiędzy aktywnymi uczestników systemu, a całą resztą.
„Może uda się zbudować system socjaldemokratyczny na wzór skandynawski, w których wszyscy żyją w miarę godziwie, a ci, którzy dokładają swoje umiejętności do technologii, żyją sobie superdobrze” – wróży na łamach „Plusa i Minusa”.
Wielkim orędownikiem rozwiązania jest również twórca ChataGPT, Sam Altman. Amerykanin dał się poznać jako idealistyczny techno-entuzjasta, wierzący, iż sztuczna inteligencja uczyni cały świat o wiele bogatszym, oraz dostarczy niezbędnych narzędzi do całkowitego wyeliminowania biedy.
Jak przekonuje, UBI powinien stanowić jedno z głównych rozwiązań ekonomicznych, opracowywanych wraz z rozwojem sztucznej inteligencji. Altman zapoczątkował już choćby projekt kryptowaluty Worldcoin, jako potencjalnego narzędzia do rozliczania i dystrybucji środków z dochodu gwarantowanego. Jego firma OpenAI sponsoruje również „największe i najbardziej obszerne” badanie naukowe na temat rozwoju UBI.
Przed Altmanem, w równie utopijny sposób wyrażał się brytyjski aktywista i lewicowy myśliciel Aaron Bastani. W swoim manifeście „W Pełni Zautomatyzowany Luksusowy Komunizm”, roztaczał wizję społeczeństwa całkowicie „wyzwolonego” od pracy dzięki wysokim technologiom. Co więcej, przekonywał, iż dopiero rewolucja informatyczna; poprzez umiejętność przetwarzania i kontroli na bieżąco olbrzymich baz danych, dostarcza odpowiednich narządzi do zaprowadzenia realnego komunizmu.
Co ciekawe, napisane w 2019 r. dzieło spotykała częsta – zwłaszcza ze strony lewicowych autorów – krytyka ze względu na swój idealistyczny charakter. Jednocześnie niemal wszyscy zaznaczali potrzebę utopii w dobie postępujących i głębokich zmian. Nic dziwnego, iż kiedy jej realizację zapowiada światowa „twarz” sztucznej inteligencji, krytycy, poza nielicznymi wyjątkami, zdają się milczeć.
Niepotrzebni ludzie
Ne trzeba przypominać, iż wielu ekonomistów dość sceptycznie patrzy na pomysł bezwarunkowego dochodu gwarantowanego. Może on bowiem doprowadzić do sporego obciążenia gospodarki, a choćby niekontrolowanej inflacji. Jak zaznaczają, sukces UBI w znacznej mierze zależy od mentalności społeczeństwa, zarządzania ich budżetem oraz ciągłej kontroli stanu finansowego gospodarki państwa.
Władza – słowo klucz, którego próżno dziś szukać u orędowników UBI czy cyfrowego pieniądza. Jak niemal we wszystkich współczesnych technologiach informacyjnych, również w tym przypadku, mamy do czynienia z niebywałą przewagą dystrybutorów nad użytkownikami. Kto ma dane, ten ma władzę. A w przypadku rzeczywistości ekonomicznej, można mówić niemal o władzy absolutnej.
Dzięki cyfrowej walucie banku centralnego (CBDC), w połączeniu z ideą podstawowego dochodu gwarantowanego, decydenci osiągną ten sam poziom kontroli, jaki posiadają kalifornijskie BigTech-y w przestrzeni wirtualnej. Wtedy nie pomoże już wyjęcie wtyczki z gniazdka. Jako żywo przychodzi nam na myśl apokaliptyczne „znamię”, bez którego „nikt nie może kupić ni sprzedać” (Ap 13, 17).
Ale czy nie popadamy w tym miejscu w zbytni defetyzm? Być może jakaś forma dodatkowego UBI, okaże się doskonałym rozwiązaniem w świecie pełnym wstrząsów i niepewności? Co więcej, o ile zapytać wchodzącą na rynek pracy młodzież, doskonale obeznaną z technologiami informacyjnymi, prawdopodobnie nie usłyszymy radykalnego sprzeciwu wobec idei dochodu za sam fakt istnienia.
Tego nie wiemy. Wiemy natomiast, jakie niebezpieczeństwa dla „wyzwolonego od pracy” cyfrowego proletariatu upatrywali jeszcze kilka lat temu sami wizjonerzy Doliny Krzemowej. Paradoksalnie – celowo lub nie – idealistyczne wizje socjaldemokratycznego, szczęśliwego społeczeństwa, z atrakcyjnej fasady odarł sam Yuval Noah Harari.
W sytuacji, gdy rewolucja informatyczna uczyni korzystanie z taniej siły roboczej niepotrzebnym, ci, którzy spóźnią się na pociąg pędzący w stronę postępu, znajdą się „na granicy wymarcia”. Ale nie z powodu niemożliwości zapewnienia podstawowych potrzeb.
„Z tego typu nowoczesną technologią, żywność nie będzie stanowić problemu. Problemem będzie nuda. Co mają ze sobą zrobić ci wszyscy niepotrzebni ludzie? Jak odnajdą sens i znaczenie swojego życia, kiedy będą w zasadzie uważani za bezwartościowych? Moje najlepsze przypuszczenie: rozwiązaniem mogą okazać się środki psychotropowe i gry” – przekonywał.
Dopóki ktoś nie uzna, iż szkoda zasobów na podtrzymywanie ich marnej egzystencji. A winę w kolejnych procesach norymberskich zawsze będzie można zrzucić na sztuczną inteligencję.
Piotr Relich