Jeżdżąc po świecie wiele lat temu, jeszcze w czasach PRL-u zastanawiałem się dlaczego u nas nie mogłoby być tak, jak w Paryżu, Londynie, Berlinie, Kolonii, czy choćby w Budapeszcie? Porównywałem różne rzeczy i zjawiska, kulturowe, społeczne i zawsze wychodziło mi, iż tak naprawdę kilka brakuje abyśmy mogli cieszyć się tym samym, co mają inni. Naiwnie myślałem, iż wystarczy wybudować nowoczesne centra handlowe, zbudować sieć nowych dróg, a w starych załatać dziury. Uważałem, iż jeśliby trochę posprzątać, pomalować to i owo, zakryć szarzyznę betonowych bloków oraz elewacje z pustaków świadczące o prowizorce, a nie o przemyślanej koncepcji architektonicznej nasze otoczenie bez wielkich nakładów byłoby mniej przygnębiające. Gdyby pomalować ławki w parkach, na dworcach i przystankach oraz w innych publicznych miejscach. Jeśliby je oskrobać ze starej spękanej farby, oszlifować i pokryć czymś bardziej estetycznym nie tylko stałyby się przyjemniejsze dla oka, ale ludzie chętniej by na nich siadali. Mamy przecież znakomitych designerów, czy jak kto woli projektantów, z pewnością mogliby wymyślić nowe estetyczne i wygodne. Już samo to poprawiłoby wygląd tzw. małej architektury. Tym bardziej, iż już wtedy w niektórych regionach pojawiały się tego typu rozwiązania związane z tamtejsza tradycją np. na Podhalu.