Wyrok, który zapadł niedawno przed Naczelnym Sądem Administracyjnym, może wywrócić do góry nogami rynek mieszkaniowy w Polsce. Flipping, czyli szybki zakup, remont i sprzedaż nieruchomości z zyskiem, został uznany za działalność gospodarczą. To oznacza więcej obowiązków, wyższe podatki i ryzyko kontroli skarbowych.

fot. Warszawa w Pigułce
Nie każdy remont to inwestycja prywatna
NSA jednoznacznie stwierdził, iż jeżeli ktoś regularnie kupuje mieszkania, przeprowadza remonty i zbywa je w krótkim czasie, działa jak przedsiębiorca. najważniejsze jest nie tylko to, czy mieszkanie było wykorzystywane prywatnie, ale cały sposób działania: liczba transakcji, cel zarobkowy i zorganizowanie procesu – choćby bez zarejestrowanej firmy. Dla fiskusa to wystarczy, by uznać działalność za gospodarczą.
Wyższy podatek i obowiązki jak dla firmy
Co to oznacza w praktyce? Sprzedaż nieruchomości jako osoba prywatna może być objęta 19-proc. podatkiem dochodowym, z możliwością skorzystania z ulgi mieszkaniowej. Ale jako działalność gospodarcza – już nie. Flipperzy mogą podlegać opodatkowaniu według skali (12% i 32%), podatku liniowego (19%) albo ryczałtu. Dochodzi jeszcze konieczność opłacania ZUS-u, prowadzenia księgowości, a w niektórych przypadkach – rozliczania VAT-u.
Fiskus zyskał nowe narzędzie
Eksperci alarmują: to przełomowy wyrok, który stanie się potężnym narzędziem w rękach fiskusa. Każda osoba, która przeprowadziła kilka podobnych transakcji, może zostać objęta kontrolą skarbową. choćby ci, którzy działali bez świadomości naruszenia przepisów, powinni rozważyć konsultację z doradcą podatkowym – lub złożenie tzw. czynnego żalu, by uniknąć sankcji.
Cień niepewności nad rynkiem
Dla wielu drobnych inwestorów, którzy traktowali flipping jako dodatkowe źródło dochodu, nowa linia orzecznicza może oznaczać konieczność odwrotu z rynku lub przekształcenia swojej działalności w pełnoprawny biznes. W dłuższej perspektywie wpłynie to również na dynamikę rynku nieruchomości – a także na ceny mieszkań.