To natura rozdaje karty

1 miesiąc temu
Termin „efekt cieplarniany” wywołuje u mnie coraz większą irytację. W ostatnich latach przez siedem – osiem miesięcy z rzędu zimno jest nie tylko w Polsce, ale w większej części naszego kontynentu. Coraz bardziej widoczne jest to, iż tradycyjne w XX wieku przejście z klimatu zimowego na wiosenny opóźnia się. adekwatnie wiosny od kilkunastu lat praktycznie nie ma, następuje gwałtowne przejście z zimna do upałów – ma to miejsce na przełomie maja i czerwca. Za to coraz cieplejsze i dłuższe są jesienie. Fakt, w pełni lata upały dają Europie do wiwatu, szczególnie południowej części kontynentu. Nasz kraj ma się dobrze, upały z temperaturą ponad 30 st. C to tylko kilkanaście, w porywach do dwudziestu kilku dni w roku. Zimy też nie są srogie, a wody deszczowej pod dostatkiem. Pytam więc: gdzież jest ten „efekt cieplarniany” i gdzie grożąca nam rzekomo globalna katastrofa? Moim zdaniem, zgodność naukowców popierających istnienie „efektu cieplarnianego”, nazywanego również globalnym ociepleniem, związana jest z potężnym, idącym w miliardy finansowym wsparciem badań, które spora grupa osób na świecie uważa za niezwykle ważne. Dlaczego są one dla nich takie ważne?
Idź do oryginalnego materiału