Trwa ślub. Państwo młodzi mają składać przysięgę małżeńską, aż tu nagle…

1 miesiąc temu

Pierwszy mdleje świadek, później panna młoda, a po niej jej ojciec. – W tej pracy, zwłaszcza podczas składania przysięgi przez nowożeńców, trzeba zachować czujność, żeby mieć pewność, czy np. panna młoda powiedziała już „tak”, czy jeszcze nie powiedziała. Oświadczeń nie można zaczynać od początku – mówi nam Ewa Wierzbicka, kierownik Urzędu Stanu Cywilnego w Płocku.

Urząd Stanu Cywilnego jest miejscem, w którym życie zaczyna się i kończy. W tych ścianach kumulują się emocje, od euforii przez łzy, po wzruszenie – chwile, które zapamiętujemy na lata.

– Uwielbiam swoją pracę – zapewnia Ewa Wierzbicka.

Jako kierownik USC musi bardzo dobrze znać prawo. Czasem przyjdzie jej także wcielić się w rolę psychologa, a innym razem – spełniać niecodzienne życzenia. Bywa, iż wypowiedziane, zdawałoby się na ostatniej prostej w życiu, w hospicjum, czy w szpitalu.

Z Urzędem Miasta w Płocku związana jest od czterech dekad, z samym Urzędem Stanu Cywilnego od 2010 r. Zaczynała od stanowiska zastępcy kierownika. Kilka lat temu zasiadła w kierowniczym fotelu ustawionym wówczas w zabytkowym pałacu przy ul. Kolegialnej. Od kilku dni urzęduje na górnym piętrze nowego skrzydła USC na tyłach starej siedziby urzędu.

Zabytkowy budynek – pałacyk małżeństwa Flatau – przykuwał uwagę architektonicznymi detalami.

W nowym ornamenty zastąpiła prosta forma z powtarzalnym motywem wstążek i kwiatów, który przywodzi na myśl ślubne dekoracje.

Mamy tu szklaną fasadę z wejściem, w słoneczny dzień doświetlającą korytarz z kursującą między parterem a piętrami windą.

Nowa przestrzeń ma kilka funkcji. Na dole odbierzemy odpisy aktów, dokumenty z akt zbiorowych.

Na piętrze zajrzymy do sal wypełnionych meblami w dawnym stylu. Zostały przeniesione z pałacyku trochę z sentymentu, trochę dla zachowania klimatu sali, w której przez lata odbywały się śluby zakończone radosnym toastem.

Zajrzyjmy do trzech przechodnich pokoi…

W pierwszym, w tzw. sali toastów, uwagę zwraca dosunięty do stołu fotel z wyrzeźbionymi dużymi literami „USC”. Na stole leży łańcuch – duży, z ogniwami, zakończony wizerunkiem orła. – Czasem ktoś pyta, czy mógłby łańcuch zobaczyć. Wydaje mu się, iż jest ciężki, bo ze srebra. Zapewniam, iż nie jest – śmieje się Ewa Wierzbicka. – W rzeczywistości łańcuch jest posrebrzany i waży niedużo. Akurat ten łańcuch przeznaczony jest dla mężczyzny, który udziela ślubu. Jest drugi, damski, przystrojony bursztynami.

Idziemy dalej… Mijamy stół z okrągłym blatem z bukietem róż. Z sali oczekiwań wreszcie wchodzimy do sali ślubów.

Idąc po czerwonym dywanie, zostawiamy za sobą kolejne rzędy krzesełek dla gości. W ten sposób docieramy do miejsca dla młodych i kierownika udzielającego ślubów. Możemy przejrzeć się w lustrach zamontowanych na jednej ze ścian. Taki był zamysł, aby goście zgromadzeni w sali wreszcie mogli zobaczyć nie tylko plecy młodej pary, ale też ich twarze. I emocje, jakie uroczystości towarzyszą.

W tej nowej sali dopiero co odbył się pierwszy, historyczny ślub (będzie tak do zakończenia remontu zabytkowego budynku). Nowożeńców, którzy liczyli na skromną uroczystość czekała ukartowana niespodzianka. Wszystko stało się jasne w momencie, kiedy do sali wszedł prezydent Płocka i założył charakterystyczny łańcuch.

Podobne sytuacje, chociaż już na prośbę państwa młodych, kiedy to prezydent miasta udziela ślubu cywilnego, w trakcie roku zdarzają się kilkakrotnie.

Ciężko było stamtąd odchodzić

Pierwszy ślub stał się również uroczystym otwarciem nowego skrzydła. Jednak to z tym starym budynkiem nagromadziło się morze wspomnień…

– Przede wszystkim ciężko było pożegnać się z salą ślubów. Może jestem zbyt sentymentalna, ale jak powiedziałam, kocham swoją pracę. W sobotę udzielałam tam sześciu ostatnich ślubów. Z każdym kolejnym było mi coraz trudniej. Przy wejściu do sali odliczałam, iż jeszcze zostały tylko trzy, dwa, jeden… Na zakończenie tego ostatniego ślubu pozwoliłam sobie, aby oprócz Marszu Mendelsona, wielu innych utworów, zaakcentować, iż znajdujemy się w płockim Urzędzie Stanu Cywilnego. Puściłam utwór „Nic dwa razy się nie zdarza”, interpretację wiersza Wisławy Szymborskiej w wykonaniu Sanhy. A państwu młodym powiedziałam, iż to ostatni ślub w płockim pałacu przed remontem – opowiada kierownik USC.

Za sobą ma już wielką przeprowadzkę, przemyślaną i skrupulatnie wykonaną operację przenoszenia archiwalnych zasobów przy jednoczesnym zapewnieniu ciągłości pracy urzędu. – Proszę wyobrazić sobie sytuację, iż ktoś do nas przychodzi zarejestrować czyiś zgon, liczy na naszą pomoc, a ja mu powiem proszę przyjść za tydzień. Ten urząd nie został wyłączony z działalności choćby na pięć minut – podkreśla kierownik.

Jedno kliknięcie, które może wyrządzić krzywdę

Przenoszenie opasłych segregatorów z aktami zbiorowymi trwało kilkanaście godzin. Jedni pracownicy kładli je na wózek, drudzy wywozili i układali w nowym miejscu. – Nie uszkodziliśmy żadnej strony, ani jednej z blisko tysiąca ksiąg z aktami! I to wszystko przy normalnej obsłudze klientów – cieszy się Ewa Wierzbicka, która dziękuje pracownikom. – Zespół tworzą koleżeńscy, bardzo pracowici ludzie. jeżeli przyjdzie do nas dużo klientów, wtedy kto tylko ma wolną chwilę, przychodzi i pomaga w rozładowaniu kolejki. A kiedy już korytarz opróżnimy, zwykle ktoś wchodzi i stwierdza „ale wy tu macie pusto, w ogóle nie macie pracy” – mówi pół żartem, pół serio. Dziennie przez USC przewija się choćby stu klientów.

Z Ewą Wierzbicką rozmawiamy w jej gabinecie. W międzyczasie ktoś puka, dzwoni telefon. Za każdym razem w innej sprawie. A to chodzi o obywatelkę Filipin, która chce wziąć ślub z Polakiem, innym razem o transkrypcję aktu powstałego w Palestynie.

– „Pamiętasz, podczas spotkań nieraz mówiłaś, iż chciałabyś udzielać ślubów”. Powiedziała do mnie moja siostra, kiedy zostałam zastępcą kierownika USC. Pracę w urzędzie miasta zaczęłam w wydziale handlu, co zupełnie odbiegało od obecnego zajęcia. Natomiast faktycznie moim marzeniem było udzielanie ślubów – zaznacza nasza rozmówczyni. –Uwielbiam to, co robię. Lubię pracę z ludźmi, choć nie zawsze jest ona łatwa. Kierownik USC musi znać prawo adekwatnie każdego z państw w zakresie rejestracji stanu cywilnego. A jeżeli go nie zna, to musi się dokształcać. Rejestrujemy, powiedzmy, akty zgonu. Trzeba być bardzo skrupulatnym i skupionym na pracy, ponieważ w ewidencji można uśmiercić osobę jednym kliknięciem – w ten sposób wyjaśnia ciszę panującą w budynku.

Nie słychać tu choćby szmeru włączonego radia.

Ten ślub jest nieważny

Ewa Wierzbicka zapewnia, iż ślub cywilny pozostaje tą wyjątkową chwilą w życiu. Chociaż w tym roku zdarzyła się jedna taka para przekonana, iż ślub cywilny to tylko formalność sprowadzona do złożenia podpisów w pokoju kierownika. A tu ma być uroczyście i nie ma pola do dyskusji!

W płockim USC przeciętnie w okresach letnich udzielają ponad 40 ślubów cywilnych miesięcznie. Dla porównania w tym samym okresie płoccy księża przynoszą do urzędu mniej więcej 20 – 25 zaświadczeń stwierdzających oświadczenie o wstąpieniu w związek małżeński złożone w obecności duchownego. Dopiero na podstawie tego zaświadczenia kierownik USC sporządza akt małżeństwa.

Co ważne! Na przyniesienie tego dokumentu do USC duchowny ma pięć dni. Szóstego dnia jego brak ma nieprzyjemne konsekwencje. – Na szczęście nasza kooperacja dobrze się układa. Często powtarzam księżom, by nie zwlekali z przyniesieniem aktu do ostatniej chwili. A najlepiej, aby zrobili to już w poniedziałek. Odkąd tu pracuję, taka przykra sytuacja zdarzyła się bodajże czterokrotnie. Niby niewiele, a jednak uważam, iż choćby jedna taka sytuacja to już za dużo. Musieliśmy wysłać pismo do młodych informujące, iż przykro nam, ale ich ślub pod względem prawnym jest nieważny, istotny jest jedynie w sensie wyznaniowym – dopowiada kierownik USC.

Siedem ślubów dziennie? Zbyt dużo

Ustawowo od chwili złożenia zapewnienia o braku przeciwwskazań do zawarcia związku małżeńskiego musi minąć miesiąc. W płockim USC udzielają ślubów w środy, piątki i soboty.

– Najczęściej miejsce i czas znajdujemy w środy, kiedy zwykle nie ma problemu, aby zamiast trzech ślubów udzielić pięciu. Na piątki przypadają cztery śluby. Natomiast gdyby teraz zjawił się ktoś, kto chciałby zawrzeć ślub w sobotę, dostałby termin w… listopadzie. Na każdą sobotę przypada choćby po sześć ślubów. Siedem to już za dużo – podkreśla Ewa Wierzbicka.

Na zmianę stanu cywilnego decydują się zarówno 20-, 30-, 60-, a choćby 90-latkowie! Czy nowożeńców, przynajmniej niektórych, kierownik USC rozpoznaje później na ulicy? – Niekoniecznie. Ci państwo zupełnie inaczej wyglądają na sali ślubów niż na co dzień. To bardziej oni mnie poznają, witają się, zagadują „a pamięta pani… To jest bardzo miłe. I chciałabym, aby zawsze tak było – uśmiecha się Ewa Wierzbicka.

Zdarzyła się odmowa udzielenia ślubu?

Owszem, tak, ale nie z powodu niestosownego ubioru młodych. – jeżeli o mnie chodzi, mogą zjawić się choćby w dresach. Takie sytuacje też miały miejsce, chociaż rzadko. Nowożeńcy na własną uroczystość mogą przyjść ubrani, jak sobie tego życzą – zapewnia płocczanka.

Wracając jednak do przyczyn odmowy… Ewa Wierzbicka: – Uważam, iż osoba będąca pod wpływem alkoholu nie jest świadoma tego, co mówi, i nie może składać oświadczeń. W takim przypadku wzywam policję, aby zmierzyli poziom alkoholu, sporządzany jest protokół. W przeciwnym razie ktoś może powiedzieć, iż pani kierownik uczepiła się i proszę zwrócić koszty wesela.

W jednej z takich sytuacji goście na państwa młodych mięli poczekać godzinę. A rzekome jedno piwo, zgodnie z pierwszą wersją przedstawioną przez młodych, okazało się rozpitą na spółkę ze świadkami półlitrową butelką wódki. Tak dla odwagi? – Jakiej odwagi? jeżeli kogoś kocham, to kocham go tak, iż chcę być z tą osobą. I nie potrzebuję animuszu, którego dodaje alkohol, aby zawrzeć związek małżeński – zaznacza Ewa Wierzbicka.

Jednocześnie wspomina inny ślub, kiedy pan młody wypił alkohol jeszcze przed uroczystością. W sali czekało sporo gości, a tu zamiast ślubu przyjazd patrolu, badanie alkomatem i sporządzanie protokołu. – Panna młoda zachowała się z dużą klasą. Człowiek popełnia błędy, ale jeżeli się kogoś kocha, to mu się wybacza. Pan wypił, ale na weselu wszyscy się świetnie bawili. A dwa dni później udzieliłam tej parze ślubu – wspomina.

Słyszymy, iż każdy ślub, pomimo tych samych formalności i procedur, jest inny. Czasem z udziałem obecnych na sali dziecięcych asystentów, proszonych o podanie państwu młodym obrączek. Ślubom towarzyszą też różne emocje. Każdy z kierowników musi tak poprowadzić ceremonię, aby rozładować zaistniałą sytuację. Początkowy luz, rzucony żart może zwiastować późniejsze łzy.

Od rapu po tańce

Młodzi często chcą, aby podczas ślubu zagrano utwór, który jest dla nich ważny. Kierowniczka USC przyznaje, iż jedna z takich próśb dotyczyła… rapu. – Młodzi tłumaczyli, iż to ich ulubiona muzyka, przy niej się zapoznali. W takiej sytuacji mówię „proszę państwa, wiem iż lubicie taką muzykę, ale może nie na wejściu do sali, prędzej na wyjściu”. Wejście powinno być z dostojnym krokiem, bez pośpiechu, a po zawarciu przysięgi jak najbardziej. A jeżeli ktoś ze znajomych młodych gra lub śpiewa, jeżeli ma tylko odwagę, to niech wystąpi podczas uroczystości. Niedawno w jednym ze ślubów uczestniczyły panie z zespołu tanecznego, które dla swojej koleżanki postanowiły ukartować ze mną niespodziankę. Po przyjściu przebrały się i czekały w sali toastów. Kiedy młodzi wychodzili, panie zaczęły śpiewać. Potem były tańce.

Możliwe są też śluby w plenerze. Są droższe, za to bardziej spersonalizowane i klimatyczne. Trzeba też spełnić kilka warunków: lokalizacja musi być w Płocku, zgodnie z ustawą miejsce powinno być godne i bezpieczne. A jeżeli kierowniczka USC danego miejsca nie zna, zanim się zgodzi, najpierw musi wybrane miejsce zobaczyć. Pary, które ślubują w Płocku, zwykle wybierają hotele mające w swojej ofercie również taras lub altanę.

Ściganie się z czasem

– Udzielamy również ślubów w Zakładzie Karnym. Zdarza się to bardzo często – opowiada Ewa Wierzbicka. Z racji, iż w płockim więzieniu osadzeni to wyłącznie mężczyźni, ślubów udziela tam jeden z jej zastępców, który jest mężczyzną. Przyjmuje on także oświadczenia o uznaniu ojcostwa, o zmianie imion i nazwisk.

Czasem decyzję o ślubie przyspieszają wyjątkowe okoliczności. Okres przed zawarciem ślubu można skrócić np. ze względu na stan zdrowia, zagrożenia życia lub ciąży.

Pewnym mężczyzną w hospicjum opiekowała się jego była żona. – On bardzo pragnął, aby ponownie zostali małżeństwem. Pani do mnie przyszła, ja się zgodziłam, przygotowałam dokumenty. I poszłam udzielić ślubu. Pan był ubrany w białą koszulę, leżał w łóżku otoczony herbacianymi różami. Ta pani zdążyła jeszcze po drodze kupić obrączki. Po ślubie on został w pokoju, a jego dopiero co poślubiona małżonka poprosiła nas na słodki poczęstunek do sąsiedniej sali. Mężczyzna ten żył jeszcze kilka miesięcy. Zdarzyło się również, iż w nocy jechałam udzielić ślubu w szpitalu na Winiarach. Pan młody zmarł trzy miesiące później. Dlatego uważam, iż siła miłości, kiedy zaczynamy czuć wewnętrzny spokój i mamy przy sobie ukochaną osobę choćby w niesprzyjającej sytuacji potrafi trzymać przy życiu – opowiada kierownik płockiego USC.

Nigdy nie odmówiliśmy, ale…

Co roku poznajemy najpopularniejsze dziecięca imiona dla dziewczynek i chłopców urodzonych w Płocku. Czasem zdarzają się także te nietypowe, jak Eulalia, Estera, Dobrawa, Mieszko czy Leo – Nigdy nie odmówiliśmy rodzicom. Prędzej prosiliśmy, by jeszcze się zastanowili. choćby jeżeli imię zarejestrujemy, musimy odróżniać płeć, chociaż już zdarzają się pomysły nadawania imion uniwersalnych. Występujemy wtedy do Rady Języka Polskiego o opinię, którą przedstawiamy rodzicom. Dalej bywa różnie. Rodzice mają sześć miesięcy na zmianę imienia. I nierzadko wracają i mówią „miała pani rację”.

Pokochaj je…

Praca w USC to również praca ze starymi dokumentami. Ewa Wierzbicka: –Kiedy przychodzi młody pracownik, pyta zwykle co ma robić. Wtedy doradzam mu zapoznanie się z księgami z archiwum. jeżeli ktoś nie pokocha pracy ze starymi dokumentami, jego praca w tym miejscu nie ma sensu – uważa.

Najstarsza z ksiąg pochodzi z 1920 roku. Dlaczego, chociaż upłynęło ponad sto lat, te najstarsze wciąż nie zostały oddane do Archiwum Państwowego? Kierownik tłumaczy, iż niebawem tak się stanie, ale… jeżeli choćby jedna z osób wymienionych w księdze, która ma nadany numer PESEL, wciąż żyje, księgę trzymają dłużej. A w tym roku odnotowali zgon płocczanki, która przeżyła 107 lat! Dodajmy do tego możliwość, iż ktoś wyjechał z kraju. Aby sprawdzić, czy dana osoba żyje, czy nie, trzeba kontaktować się z polskim konsulem. jeżeli ktoś osiadł np. w Stanach Zjednoczonych, zostaje mozolne sprawdzanie stanu po stanie.

W archiwach zdarzają się perełki, odkryte przypadkowo, za to wzbudzające ekscytację. Tak było w przypadku pewnego pana poszukującego swojego pradziadka. Mężczyzna ten zyskał rodzinną pamiątkę w postaci skanu dokumentu, z którego wynika, iż jego chrzestnym był adiutant Józefa Piłsudskiego, zaś sakramentu chrztu udzielił arcybiskup Antoni Nowowiejski.

Z petentami bywa różnie…

W XXI w. wydaje się, iż wszystko można gwałtownie sprawdzić w komputerze… Otóż nie zawsze, czasem trzeba wertować stare księgi, a takie sytuacje sprzyjają kolejkom. Ustawa, która zapoczątkowała wpisywanie na bieżąco do komputerów danych do rejestrów stanu cywilnego, weszła w życie w marcu 2015 roku. Proces nie należy do najszybszych, na razie udało się wprowadzić wszystkie informacje od 2008 r. Według kierownika zadanie uda się zakończyć może za jakieś 20 lat. Przy okazji wykonywana jest tzw. parentyzacja polegająca na powiązaniu numerów PESEL rodziców z numerem PESEL dziecka. Wszystko z myślą o spadkobiercach. Dziś, kiedy umiera np. Jan Kowalski, nie są w stanie odpowiedzieć na pytane, czy miał dzieci. A dzięki parentyzacji za ileś lat wystarczy zajrzeć do danych zawartych w systemie, aby móc powiedzieć, czy ten mężczyzna był ojcem.

Jeśli dojdzie do pomyłki przy wypełnianiu oświadczenia w USC możemy usłyszeć prośbę o ponowne wypełnienie druku.

Dokumenty są tu nie tyle przechowywane przez sto lat, nie może być w nich żadnych skreśleń! Co więcej, czasem zdarzają się osoby, które niestety nie pamiętają np. nazwiska rodowego żony, a choćby daty własnego ślubu.

Ewa Wierzbicka: – Są rozmaite sytuacje, które wymagają sprawdzenia. Przychodzą do nas różne osoby, niesione różnymi emocjami, mocno przeżywające śmierć kogoś bliskiego. Dlatego w tej pracy trzeba wykazać się zaangażowaniem i ogromną cierpliwością. Trzeba pokonać emocje.

Foto: zdjęcia starego i nowego budynku: KB, zdjęcia ze ślubu, starodruków, archiwum i fotografia nowego budynku z góry: UMP, zdjęcie główne: Pixabay

Idź do oryginalnego materiału