Jak już pisaliśmy w zeszłym tygodniu, zapowiadał się sport z najwyższej półki, a może skończyć się – po raz kolejny – na pustych trybunach. Choć do finałowego etapu cyklu HSBC Sevens Challenger pozostały godziny, organizatorzy turnieju wciąż zmagają się z tym samym problemem, który opisywaliśmy rok temu: brak zainteresowania, rozczarowująca sprzedaż biletów i ratowanie frekwencji młodzieżą szkolną. Teraz doszedł kolejny cios – odwołano koncert zespołu Ørganek, który miał być ukoronowaniem sobotnich finałów.
W czwartek po południu biuro prasowe World Rugby HSBC Sevens Challenger rozesłało do mediów oficjalną informację. – Z przykrością informuję, iż koncert zespołu Ørganek z przyczyn niezależnych od organizatora został odwołany – przekazał Kajetan Cyganik. Dodał też, iż osoby, które kupiły bilety na turniej, mogą je zwrócić.
Powtórka z rozczarowania
Jak już pisaliśmy, do tej pory sprzedano nieco ponad 500 biletów – czyli niemal dokładnie tyle samo co rok wcześniej. W 2024 roku na stadionie Wisły zasiadło zaledwie 517 widzów, a większość miejsc zajęli uczniowie, którzy otrzymali darmowe wejściówki. W tym roku historia się powtarza. Ponad 2000 darmowych biletów trafiło do 32 krakowskich szkół. W zamyśle – mają wypełnić trybuny podczas piątkowej fazy grupowej, rozgrywanej od 9:00 do 15:00.
Organizatorzy już wtedy liczyli głównie na szkoły. „Największą nadzieją na wypełnienie stadionu pozostają… krakowskie szkoły” – pisaliśmy. Dziś możemy tylko dodać: to była nadzieja uzasadniona, ale zarazem smutna.
Zabrakło kibiców, zabrakło środków
Jak dowiedzieliśmy się od zarządu Polskiego Związku Rugby, odwołanie koncertu Ørganka nie było decyzją artystyczną, ale finansową. – Kiedy turniej był planowany w listopadzie ubiegłego roku, był zapowiadany jako najważniejsze wydarzenie sportowe w mieście. W nowym roku ogłoszono, iż w tym samym terminie odbędą się finały Pucharu Polski w siatkówce. To najwyraźniej sprawiło, iż wielu kibiców sportowych z Krakowa wybrało bardziej popularną dyscyplinę – przyznaje związek.
Jak już pisaliśmy, mimo szerokiej kampanii promocyjnej, zainteresowanie turniejem od początku było znacznie poniżej oczekiwań. Organizatorzy chwalili się milionowym zasięgiem w mediach społecznościowych, tysiącami kliknięć w linki do zakupu biletów i setkami publikacji w mediach tradycyjnych. Jak widać – to nie przełożyło się na realną obecność na stadionie. A to z kolei sprawiło, iż fundusze na organizację koncertu „okazały się niewystarczające”.
Bilety? Zwrot możliwy, ale niesmak zostaje
Ørganek miał być magnesem – dodatkową atrakcją, która miała przyciągnąć tych, których samo rugby nie przekonuje. Teraz, po jego wycofaniu, niektórzy czują się zwyczajnie rozczarowani. Tym bardziej iż – jak już pisaliśmy – ceny biletów były wyraźnie wyższe niż przy innych wydarzeniach sportowych w Krakowie. Za sobotni finał z koncertem trzeba było zapłacić choćby 126,80 zł (bilet normalny), a bilety VIP kosztowały do 470 zł.
Organizatorzy zapowiadają możliwość zwrotu pieniędzy, ale pytanie, czy to wystarczy, by zatrzeć wrażenie chaosu organizacyjnego? Zwłaszcza iż jeszcze niedawno zapewniano nas, iż tegoroczna edycja będzie inna. Lepsza. Z lepszym przygotowaniem, wcześniejszą promocją i „zdecydowaną poprawą frekwencji” – jak deklarował Kajetan Cyganik.
Światowa czołówka rugby – znów bez widowni
A przecież sam turniej, sportowo, nie stracił nic ze swojej rangi. W Krakowie zobaczymy 16 drużyn – po osiem męskich i żeńskich. Wśród nich olimpijczycy z Paryża: Japonia, Samoa i RPA. Do tego reprezentacje Kanady, Niemiec, Kenii, Argentyny, Chile, Kolumbii – i Polska. Żeńska kadra narodowa wraca na stadion Wisły z sentymentem.
– To miejsce jest dla nas szczęśliwe – mówiła przed tygodniem Oliwia Strugińska. – Tutaj wywalczyłyśmy mistrzostwo Europy, potem srebro igrzysk europejskich, a przed rokiem miejsce w finale w Madrycie. Gra w Krakowie to dla nas ogromna motywacja – dodawała.
Co dalej z rugby w Krakowie?
Tego nikt dziś nie wie. Organizatorzy mają nadzieję, iż jeszcze uda się przyciągnąć kibiców na stadion. Ale nastroje są dalekie od euforii. Kampania promocyjna – choć szeroko zakrojona – najwyraźniej nie przebiła się do świadomości mieszkańców.
Rugby to przez cały czas sport niszowy, a Kraków – mimo wcześniejszych sukcesów organizacyjnych, np. podczas igrzysk europejskich – nie wydaje się być jego naturalnym domem.
Kiedy więc światowa czołówka rugby wybiegnie na murawę stadionu Wisły 11 i 12 kwietnia, z trybun znów popłynie znajome echo. Niewykluczone, iż głośniejsze niż doping będą rozmowy nauczycieli pilnujących klas.
Jarek Strzeboński