W takcie 60/75 podczas koncertu Piotra Kałużnego

1 dzień temu

Jubileuszowy koncert Piotra Kałużnego w Dworze Skrzynki był wydarzeniem, które trudno opisać jednym słowem. To było święto – muzyki, talentu, wytrwałości i wieloletniej obecności artysty na polskiej scenie jazzowej. Okazja była wyjątkowa: 75. urodziny oraz 60-lecie pracy twórczej pianisty, kompozytora, aranżera, pedagoga i legendy rodzimego jazzu i bluesa.

Koncert zatytułowany „Piosenki instrumentalne” składał się z 10 premierowych utworów, niedawno napisanych przez artystę. Kałużnemu towarzyszyli: Jarosław Buczkowski – akordeon, Jarosław Wachowiak – saksofon i klarnet basowy, Bartek Kucz – gitara basowa i Krzysztof Przybyłowicz – perkusja. Od pierwszych minut jasno było widać, iż muzycy nie zamierzają odtwarzać gotowych schematów – przeciwnie. W każdym utworze pojawiało się mnóstwo improwizacji jazzowych, pełnych spontanicznych dialogów, zaskakujących zwrotów i ryzyka scenicznego. Te improwizowane fragmenty były entuzjastycznie i na gorąco oklaskiwane przez publiczność, która reagowała żywo i z coraz większym podziwem.

Program, choć stylistycznie szeroki – od jazzu przez blues i funk po gospel i etno – był niezwykle spójny. Muzyka dojrzewała, niosła wspomnienia, przefiltrowana przez sześć dekad doświadczenia. Fortepian lidera pozostawał subtelny i narracyjny, a partnerzy dodawali kolorów i intensywności. Po pierwszej części nastąpiła przerwa, podczas której na scenie pojawił się olbrzymi tort urodzinowy. Były życzenia, wspomnienia, upominki, wzruszenia – a publiczność włączyła się w tę celebrację spontanicznie i serdecznie odśpiewując „sto lat”. Druga część wieczoru przyniosła z kolei muzyczne zwroty.

Najpierw Piotr Kałużny wystąpił w trio ze Zbigniewem Wromblem (kontrabas) i Krzysztofem Przybyłowiczem (perkusja), prezentując kilka utworów z klasyki jazzu – lekkich, eleganckich, wypełnionych brawurowymi improwizacjami i znakomicie wykonanych. Następnie Wrombel ustąpił miejsca Przemysławowi Ślużyńskiemu, który pojawił się na scenie z gitarą basową. W tym składzie zespół przeszedł w stronę bluesa – energicznego, soczystego, z rozmachem. Do instrumentalistów dołączyła Ewelina Reichel, której fantastyczny śpiew wniósł do sali świeżą energię i emocjonalny ładunek, znakomicie domykając całość koncertu.

Wieczór zakończył się owacją, ale przede wszystkim – poczuciem, iż byliśmy świadkami czegoś ważnego. Nie tylko recitalu, nie tylko jubileuszu. To była opowieść. O muzyce. O życiu. O drodze. I o artyście, który wciąż jest w niej daleko przed nami. Nie jest przesadą powiedzieć: to nie był koncert. To było doświadczenie. Żywe, wspólne, niepowtarzalne. I bardzo, bardzo ludzkie.

Przygotował: Instytut Skrzynki

Idź do oryginalnego materiału