Derby rządzą się swoimi prawami. Oklepany klasyk, ale jednak szczególnie Derby Ziemi Lubuskiej swoich praw mają dużo więcej. Gdy mecz opóźniał się już o kilkadziesiąt minut mówiono o zagrożeniu walkowerem. Jednak ekipa odpowiadająca za przygotowanie toru i stadionu na to spotkanie stanęła na wysokości zadania.
Z toru najpierw musiała zniknąć plandeka. Pomagali w tym choćby kibice, bo liczył się czas. Jednak gdy kończono już kosmetyczne poprawki na zielonogórskim owalu (nawierzchnia przemokła jedynie w kilku miejscach), trybuna K odpaliła pierwszą oprawę pirotechniczną. Gęsty dym przykrył cały stadion. Ciąg zdarzeń opóźniających start derbów o mały włos nie przyczynił się do ich odwołania, ale czy faktycznie ktoś mógłby podjąć decyzję o walkowerze przy obecności kilkunastu tysięcy kibiców? Niedzielnego wieczoru pozwolono na wiele, a Derby Ziemi Lubuskiej znów zachwyciły atmosferą. Także żużlowcy dali z siebie wszystko. Każdy z nich przyznawał, iż energia trybun zachęcała do pełnego udziału w tworzeniu tego widowiska. William Cairns i Mitchell McDiarmid, choć nie jechali i oglądali wszystko z trybuny przy parku maszyn, nie dowierzali w to co widzą. Nagrania z telefonów błyskawicznie rozsyłali swoim znajomym. Z perspektywy toru komentowali to Leon Madsen i Jonas Knudsen.
Do pracy toromistrzów i przygotowania toru odniósł się po meczu Piotr Protasiewicz. Trener Stelmetu Falubazu chwalił organizację pracy pod presją czasu.
Widowiskowe oprawy mogą mieć jednak swoją cenę. I to wysoką. Komisja Orzekająca Ligi ma decydować o przyznaniu kar zielonogórskiemu klubowi, w tym także wchodzi w grę zamknięcie stadionu. Więcej o tym co działo się przy W69 podczas 106. Derbów Ziemi Lubuskiej w naszym magazynie.