Warszawa kończy w miesiąc, Kraków w dziewięć. ZDMK stawia na PR zamiast robotę

2 godzin temu

Remonty torowisk to zawsze wyzwanie: paraliż komunikacji, nerwy mieszkańców, utrudnienia dla pieszych. W Krakowie rozpoczęto właśnie przebudowę ulicy Piłsudskiego – i już wiadomo, iż potrwa dziewięć miesięcy. W Warszawie w tym samym czasie wyremontowano węzeł na placu Zawiszy, przez który w szczycie przejeżdża 45 tramwajów na godzinę. Tam udało się w cztery tygodnie.

Remont jest prowadzony w ramach „Paktu remontowego”, który miał być nowym standardem miejskich inwestycji. Urzędnicy obiecywali, iż będzie inaczej: szybciej, sprawniej, z szacunkiem dla mieszkańców i przedsiębiorców. W praktyce wyszło jak zawsze. Zamiast sprawnej roboty – PR. Zamiast przyspieszenia – telebimy i kampania o tym, iż w Krakowie potrafimy prowadzić remonty „z troską o ludzi”.

Symbolem tej pokazówki są dwa ekrany informacyjne ustawione przy Piłsudskiego. Można na nich zobaczyć mapę, listę lokalnych firm i przeczytać, że… ulica jest zamknięta. Informacja zbędna, bo wystarczy rozejrzeć się wokół. To nie narzędzie ułatwiające życie mieszkańcom, ale gadżet, który ma udawać „nową jakość”.

Na rogu Piłsudskiego i Straszewskiego, w jednym z najbardziej ruchliwych punktów miasta, funkcjonuje ogródek gastronomiczny ze stolikami i parasolami, tuż obok stoją hulajnogi i rowery, a kurierzy przeciskają się między pieszymi. Efekt? Ludzie lawirują między miską zupy, kelnerem i parawanem budowy. To właśnie ma być „komfort pieszych” według ZDMK.

Najbardziej uderza jednak kontrast z Warszawą. Tam na początku lipca rozpoczął się remont jednego z największych węzłów tramwajowych w stolicy – placu Artura Zawiszy. To skrzyżowanie, przez które w godzinę przejeżdża choćby 45 tramwajów w każdym kierunku. Do tego ogromny ruch samochodowy – ulice Towarowa, Grójecka, Aleje Jerozolimskie. To nie jest krótki fragment jak w Krakowie, ale prawdziwe serce komunikacyjne stolicy.

Remont węzła rozjazdowego trwał kilka ponad miesiąc. Stało się to możliwe dzięki zastosowaniu prefabrykowanych płyt betonowych w technologii ConTrack, które… wyprodukowała krakowska firma KZN Rail. Gotowe elementy – 121 bloków o łącznej powierzchni 1600 m² i masie do 20 ton – pojechały koleją z Krakowa do stolicy. Na budowie układane są dźwigiem bez konieczności demontażu sieci trakcyjnej. Zamiast czekać miesiąc na związanie betonu lanego na miejscu, przejazd można oddać do ruchu już po siedmiu dniach.

Tramwajowe puzzle na pl. Zawiszy, fot. Tramwaje Warszawie

Tramwaje Warszawskie podzieliły remont na trzy tygodniowe etapy – każdy obejmował jeden przejazd tramwajowo-drogowy i jeden wlot. Dzięki temu nie trzeba było całkowicie wyłączać placu z ruchu, a prace prowadzone były całą dobę. Najpierw zamknięto wlot od Grójeckiej, później od Alej Jerozolimskich, a na końcu od Towarowej. Prefabrykaty pozwoliły skrócić czas utrudnień na newralgicznym skrzyżowaniu z kilku miesięcy do niespełna miesiąca. Do końca września prowadzone będą już tylko roboty wykończeniowe, bez wpływu na ruch tramwajowy.

Plac Zawiszy to nie jest boczna uliczka z kilkoma kursami dziennie. To jeden z najbardziej obciążonych węzłów w Polsce – w szczycie przejeżdża tędy od 30 do 45 tramwajów na godzinę na każdym z wlotów. Do tego gęsty ruch samochodowy i tysiące pieszych. A jednak – w stolicy się da.

Warszawiacy nie oglądali filmików o „nowej jakości”, tylko w praktyce dostali to, czego oczekują mieszkańcy: szybki remont i przywróconą przejezdność. Już w pierwszym tygodniu sierpnia – czyli po miesiącu – tramwaje i samochody wróciły na plac Zawiszy.

Kontrast jest bolesny. W Krakowie – dziewięć miesięcy na jeden odcinek Piłsudskiego. W Warszawie – cztery tygodnie na węzeł, przez który kursuje 45 tramwajów na godzinę. W Krakowie – telebimy z mapami i ogródki wciśnięte w 1,25 metra chodnika. W Warszawie – plan, technologia i realizacja w rekordowym tempie.

I tu właśnie wychodzi fatalna kondycja ZDMK. Jednostka, która powinna odpowiadać za sprawne wykonanie robót, zajmuje się głównie PR-em: ekranami, infoliniami, oznakowaniem drogi do ogródka z piwem. Zamiast rozwiązać problem, produkuje slogany. Tymczasem w Warszawie – zamiast pustych słów – po prostu zrobiono to, czego oczekiwali mieszkańcy: zaplanowano remont, przeprowadzono go i zakończono.

Bo mieszkańcy nie potrzebują telebimów ani „paktów”. Potrzebują sprawnych remontów. A Kraków zamiast tego funduje im dziewięć miesięcy przeciskania się między ramenem, hulajnogą i taśmą budowlaną.

Jarek Strzeboński

Idź do oryginalnego materiału