

Wrodzona ambicja, zaangażowanie we wszystko co robi i pewna upartość doprowadziły do tego, iż z nielubiącej i omijającej lekcje w-fu dziewczyny, stała się reprezentantką Polski w sportach sylwetkowych. Oto Martyna Langa – na co dzień doradca podatkowy, po pracy… wicemistrzyni kraju.
Zacznijmy tradycyjnie… na początku był sport… Zgadza się?
Moja historia zupełnie na wskazywała na to, iż kiedykolwiek będę związana ze sportem. Od gimnazjum nie ćwiczyłam na szkolnym wf-ie ze względu na dyskopatię w odcinku lędźwiowym. Wtedy takie rozwiązanie było dla mnie wygodne, bo najzwyczajniej nie lubiłam lekcji wychowania fizycznego i skupiałam się głównie na matematyce. Kiedy udało mi się napisać maturę, tak jak chciałam, i dostać na wymarzone wówczas studia – metody ilościowe w ekonomii i systemy informacyjne w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie, poszłam na pierwsze zajęcia z wf, ponieważ trzeba było zaliczyć semestr. Niezależnie od tych zajęć, kupiłam karnet na siłownię i pierwsze kroki tam postawiłam już w 2015 roku. Tym samym z treningiem siłowym jestem związana już od 10 lat, ponieważ jak już zaczęłam trenować (a wszystko robiłam po swojemu), ćwiczenia pozwoliły mi na wzmocnienie moich mięśni przykręgosłupowych i stworzyły naturalną ochronę dla mojej dyskopatii w odcinku lędźwiowym.
Kiedy zatem pojawił się pomysł związany ze sportami sylwetkowymi?
Współpracę z trenerem, który przygotowuje zawodniczki pod sporty sylwetkowe rozpoczęłam we wrześniu 2019 roku zaraz po powrocie z wymiany studenckiej, ponieważ już wtedy czułam, iż sama praca zawodowa (na wymianę wyleciałam na studiach magisterskich w ramach długiego urlopu w pracy zawodowej, jeszcze przed ukończeniem pisania pracy magisterskiej) to będzie za mało, i iż chcę robić coś więcej. Padło na modelowanie sylwetki, bo już wtedy trenowałam od trzech lat, więc był to naturalny impuls, żeby pójść w tę stronę. Jeszcze wtedy nie planowałam startować w zawodach i nigdy w ten sposób nie podchodziłam do treningu – sylwetka startowa wyszła, iż tak powiem – przypadkiem, w wyniku regularnych treningów i powiedzmy na tamten moment w miarę sensownego sposobu żywienia.
Zgłaszając się do trenera zależało mi wówczas jedynie na przemodelowaniu swojej sylwetki pod tzw. kanon bikini fitness, bo taki mi się podobał i podoba nadal. Pod tą frazą kryje się sylwetka charakteryzująca się wyraźnie zarysowanymi mięśniami, w szczególności, jeżeli chodzi o barki oraz mięśnie pośladkowe oraz mocno zbudowane nogi, ale i zadbane estetyczne ciało z niższym poziomem tkanki tłuszczowej, który pozwala na odkrycie mięśni.
Trening siłowy stanowił dla mnie zawsze odskocznię od pracy umysłowej i pozwalał na naturalną regulację układu nerwowego, dlatego od 2016 stanowi od nieodłączny element każdego tygodnia, a przez ambicję, którą mam w sobie od dziecka, w którymś momencie przerodził się także w spełnienie się i testowanie również w obszarze sportowym, nie tylko w biznesie.
Co jest w tym sporcie kluczowe? Ćwiczenia, intensywne treningi, a może restrykcyjna dieta?
Sporty sylwetkowe, choć nie stanowią oficjalnej dyscypliny olimpijskiej, są bardzo wymagające. Ja traktuje taki styl życia jako jedyny jaki znam i na co dzień, wydaje mi się, iż nie odczuwam mocno szczególnego rygoru czy wyrzeczeń. Jednak patrząc obiektywnie, zwłaszcza na taki sezon startowy, przygotowanie się do tego rodzaju zawodów wymaga dyscypliny oraz odpowiedniej organizacji każdego dnia, zwłaszcza jeżeli zawodowo wykonuje się inną pracę niż związaną ze sportem. Poza regularnym treningiem siłowym (w przypadku kobiet co do zasady jest to 4-5 treningów siłowych w ciągu tygodnia), pozostało kilka jednostek treningów cardio/aerobowych (jednostki oraz długość zależą od tego ile tkanki tłuszczowej dana osoba ma do zrzucenia), odpowiednia dieta (przyjęło się mówić, iż kulturyści głównie zwracają uwagę na ilość kalorii oraz rozkład makroskładników w diecie). Ogrom pracy trzeba włożyć w sztukę odpowiedniego poruszania się po scenie i tzw. pozowania, jak również – w moim przypadku w pracę nad własną głową, tzn. w uzyskanie mentalności sportowca. Chodzi w szczególności o pracę nad regulacją emocji, stresu związanego ze startami oraz o umiejętność funkcjonowania w deficycie kalorycznym oraz w procesie nawadniania i odwadniania organizmu przed każdym ze startów. Wbrew pozorom, na koniec dnia trening oraz dieta stanowią niekoniecznie dużą, a jedynie tylko tę najbardziej oczywistą i widoczną część całego procesu.
Brzmi jednak, jak spore poświęcenie… Zwłaszcza, gdy zawodowo pracuje się w zupełnie innej branży…
Nigdy nie nazywam tego procesu poświęceniem, bo przysłowiowy rachunek zysków i strat zdecydowanie daje tu wynik dodatni. Jest to po prostu w tej chwili mój styl życia – i choćby nie wiem, kiedy od tej niećwiczącej na WF dziewczyny zaszły takie zmiany. Może bardziej zamieniłabym słowo „poświęcenie” na „zaangażowanie”. Ja jestem dość krytyczna wobec siebie i poprzeczkę w każdej sferze życia stawiam od zawsze wysoko, więc nie uważam, żebym angażowała się szczególnie mocno w ciągu całego roku (wycinek w trakcie przygotowań na zawody jest może faktycznie bardziej angażujący i specyficzny), trenuję ciężko, bo lubię ciężko pracować i trening pomaga mi też rozładowywać napięcie i regulować układ nerwowy. Natomiast jeżeli chodzi o takie holistyczne spojrzenie, nie wyjeżdżam na wakacje odpoczywać na plaży, a zawsze organizuję ten czas aktywnie wplatając w to swoje jednostki siłowe – wiem, iż właśnie tego typu zachowania kojarzą się dla ogółu z poświęceniem czy wyrzeczeniami natomiast czy ja nazwałabym to poświęceniem czy ponadprzeciętnym zaangażowaniem? Nie. Po prostu tak lubię funkcjonować i to daje mi satysfakcję i spokój ducha. Od zawsze moje urlopy czy wakacje, bądź też przerwy w świadczeniu usług zawodowych (na co dzień, od roku 2017 zajmuję się doradztwem podatkowym w branży consultingowej) były wykorzystane na naukę do sesji, na szkolenia, czy wyjazdy, na których regularna aktywność fizyczna była nieodzownym ich elementem – po prostu taki sposób spędzania czasu wolnego był dla mnie zawsze najbardziej atrakcyjny, a sylwetka stanowi tylko rezultat takiego funkcjonowania.
Trenuje Pani rano jeszcze przed pracą, czy wieczorem?
Trenuję zawsze po godzinach pracy, trening zostawiam na koniec dnia, bo wtedy czuję, iż jest to mój czas i iż mogę się skupić tylko na treningu, zostawiając wszystkie klienckie sprawy na kolejny dzień – taki czas dla siebie. W trakcie przygotowań, kiedy nie ma się już tyle siły co zwykle na dodatnim bilansie kalorycznym, często rozdzielam jednostki cardio (które, jeżeli mam możliwość wykonuję na czczo w domu) i jednostki siłowe (która robię już tylko na siłowni). Od 2016 droga związana z tym sportem, jak również same przygotowania się trochę zmieniły właśnie ze względu na rozwój mojej ścieżki zawodowej, ponieważ teraz mam większą decyzyjność i swobodę w organizacji swojego czasu pracy, także aby nie zaniedbać żadnej z tych dwóch sfer, w trakcie przygotowań dostosowuję zawsze swój poziom energii i siły do rozkładu zadań i wysiłku fizycznego, i staram się każdy element z listy „to do” wpleść w taki sposób, aby wszystkie zadania zostały wykonane maksymalnie efektywnie. Dodatkowo, myślę, iż mogę śmiało postawić się za przykład zawodnika, który nie izoluje się od życia towarzyskiego choćby w trakcie trwania sezonu startowego i zawsze też znajduję czas na wyjścia czy imprezy ze znajomymi, ponieważ pracując regularnie całym rokiem nie zepsujemy swoich wyników jedząc czasami przysłowiową pizzę na mieście czy pijąc alkohol – a jedynie zachowamy w tym wszystkim zdrowy balans i rozsądek, a przy okazji zdrowie, co moim zdaniem jest jedynym sposobem na to, aby w tym sporcie trwać latami, a nie tylko na jeden czy dwa sezony.
A czy pojawiały się pomysły, by rzucić doradztwo podatkowe i zostać zawodowym sportowcem, albo na przykład trenerem?
Nie jestem zawodowym sportowcem, robię to czysto hobbystycznie i amatorsko. Owszem jest też liga PRO w ramach tej dyscypliny sportowej, a zdobycie takiego tytułu jest niewątpliwe ogromnym wyróżnieniem dla wszystkich sportowca, natomiast co do zasady, większość zawodników startuje w zawodach z pasji czy innych motywacji. Faktycznie najczęściej zawodnicy są trenerami personalnymi czy trenerami innych zawodników, natomiast w moim przypadku edukacja i kariera zawodowa były zawsze na pierwszym miejscu, a sport stanowił dodatek do życia i tak faktycznie jest do tej pory. Hobbystycznie oczywiście skończyłam kursy na trenera i instruktora siłowni, doradzam czasem znajomym w kwestii żywienia czy treningu, niemniej jednak ten element życia zostawiam w sferze ‘hobby/pasja’, która jest też trochę obowiązkiem podczas przygotowań, ale pozostaje w sferze hobby. Sporty sylwetkowe to bardzo drogi sport, który wymaga od zawodnika również zaangażowania finansowego dlatego też dla mnie istotnym było zadbanie najpierw o tę część, aby móc ze spokojną głową rozwijać swoją pasję w ramach hobby i czegoś co stanowi jednocześnie inwestycję w samą siebie (zarówno fizycznie, jak i psychicznie).
Pani historia pokazuje, iż sporty sylwetkowe można zacząć praktycznie od zera, nie mając zaplecza w postaci całego dzieciństwa spędzonego na zawodach, siłowniach itp. Ale pojawia się pytanie, czy taki sport jest dla wszystkich? Może w grę wchodzą jednak jakieś predyspozycje?
Moim zdaniem dla wszystkich, ponieważ ciężka praca zawsze wygra z tzw. genetyką czy predyspozycjami. Owszem w przypadku kanonu „bikini fitness” kościec i proporcje sylwetki mają znaczenie i czasem ktoś ma może trochę łatwiej, bo jego proporcje naturalnie są bardziej przystające do tego kanonu, natomiast uważam, iż ciężką pracą możemy przemodelować naszą sylwetkę tak, aby w ten kanon się wpisać. Tytuły Mistrzów Świata czy zawodników Olimpii z pewnością zdobywają osoby, które poza ciężką pracą te predyspozycję mają, natomiast formę godną dobrego zawodnika, myślę, iż można spokojnie osiągnąć poprzez odpowiednio zaplanowany proces kształtowania sylwetki połączony z solidną etyką pracy.
Czy w takiej „wysokiej” formie, którą wypracowuje Pani np. przed mistrzostwami, można funkcjonować przez cały czas?
Czy można? Technicznie to pewnie tak. Czy jest to zdrowe i sensowne? Raczej nie. Trzeba mieć na uwadze, iż schodzenie do tak niskiego poziomu tkanki tłuszczowej, jaki jest potrzebny, aby zaprezentować się na scenie nie jest zdrowy. Co więcej, sylwetka jaka jest prezentowana na scenie to sylwetka, która jest też celowo odwodniona (wyłącznie na jeden dzień startu). Dodatkowo, aby zbudować mięśnie, które odsłaniamy w okresie startowym potrzebujemy większość roku przebywać jednak na dodatnim bilansie kalorycznym, tak aby te mięśnie miały szanse powstać. Także zdecydowanie nie wyglądam tak całym rokiem, ale dodam też, iż po tych wszystkich latach przeplatania sezonów, budowania masy z sezonami redukcyjnymi, też dużo łatwiej się akceptuje siebie w każdej wersji, bo obie wersje sylwetki w tle mają dużo korzyści (w trakcie budowania masy nie musimy tak skrupulatnie liczyć posiłków, jest więcej siły do funkcjonowania, więcej miejsca na spontaniczność itd.). w okresie startowym owszem, trzeba się bardziej spiąć, ale gdy ten okres redukcji rozłożymy dobrze w czasie, to też może przebiegać on całkiem swobodnie i bez wielu „wyrzeczeń”. Bardzo zależy mi zawsze przy tego typu pytaniach, aby odpowiedź była skonstruowana tak, aby promować zdrowy tryb życia i zdrową sylwetkę całym rokiem i dawać przykład młodszym koleżankom, które często próbują naśladować ten kanon poprzez rygorystyczne diety i masę wyrzeczeń co zwykle nie kończy się dobrze, a naprawdę można to zrobić w zdrowy sposób, zachowując przy tym estetyczny wygląd i może trywialnie to zabrzmi, ale po prostu euforia z życia.
Ma Pani na swoim koncie mnóstwo osiągnięć. Które dają najwięcej satysfakcji?
Najważniejsze dla mnie osiągnięcie to tytuł Wicemistrzyni Polski, który zdobyłam niecałe dwa tygodnie temu. Drugi najważniejsze dla mnie osiągnięcie to zwycięstwo w swoim pierwszym zawodach w życiu, czyli w debiutach, w kategorii open, czyli ze wszystkimi zawodniczkami niezależnie od kategorii wzrostowych. Trzecim największym osiągnięciem jest srebrny medal na zawodach w Czechach w 2023 roku, gdzie konkurencję stanowiły zawodniczki z dużymi osiągnięciami międzynarodowymi. W roku 2023 zdobyłam też brązowy medal w Pucharze Polski, srebrny na Mistrzostwach Wielkopolski oraz reprezentowałam Polskę na wysokiej rangi zawodach federacji IFBB – Arnold Classic Europe (tutaj bez znaczących osiągnięć, natomiast sama możliwość startu wówczas na tej imprezie była jak niejeden medal). Jako sportowiec podchodzę do każdego ze startów w inny sposób i jak już emocje opadną to wyznaję zasadę „albo wygrywasz, albo się uczysz”, także czasami 7 miejsce zdobyte pośród kilkudziesięciu bardzo dobrych sportowców jest większym wyróżnieniem niż miejsce drugie w mniej licznie obsadzonej kategorii. Natomiast jako sportowiec z dumą mogę pochwalić się wicemistrzostwem Polski.
Czy zbliżające się mistrzostwa Europy, na których Pani wystąpi, są pierwszymi w tej randze?
Będę reprezentować Polskę na Mistrzostwach Europy po raz pierwszy, natomiast zawody w roku 2023, o których już wspomniałam ‘Arnold Classic Europe’ również były zawodami podobnej rangi. Niemniej jednak, zdecydowanie będą to najważniejsze zawody w tym sezonie, jak i w ogóle dla mnie dotychczas. Sama możliwość reprezentowania naszego kraju na tego typu imprezie jest dla mnie powodem do dumy i wielkim wyróżnieniem.
Pochodzi Pani z Krasińca, pracuje w Warszawie… Kiedy w Pani życiu pojawił się Przasnysz?
Przasnysz jest mi bliski od dłuższego już czasu. Już w młodości dość długo zastanawiałam się nad wyborem tego miasta, kiedy szłam do liceum. Finalnie padło na Maków Mazowiecki, ponieważ mieszkaliśmy wówczas pośrodku drogi, czyli w Krasińcu, z którego pochodzę i gdzie spędziłam całe dzieciństwo, aż do momentu wyprowadzki na studia do Warszawy. Od 1,5 roku Przasnysz traktuję już jako „dom rodzinny”, ponieważ po śmierci taty, mama, która tu pracuje od lat, zdecydowała się również na zamieszkanie w Przasnyszu na stałe. Tym samym, bardzo często tu przyjeżdżam, często tu trenuję i faktycznie traktuję te miasto, poza Warszawą jak mój drugi dom.
Rozmawiała: Renata Jasińska