Gospodarstwo ogrodnicze o nazwie „Plantacja Matcze” działa od ponad 37 lat. Prowadzi je rodzina Baraniuków z Matcza. Gospodarstwo to zakładał Marian Baraniuk (lat 65 – absolwent Wydziału Leśnictwa Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie) razem z żoną. Zaczynali od uprawy 1,5 ha borówki amerykańskiej. w tej chwili uprawiają ją na około 70 hektarach. Borówka amerykańska z Matcza trafia przede wszystkim do odbiorców na rynkach zagranicznych – aż 90 procent produkcji tych owoców kierowane jest na eksport, głównie do Wielkiej Brytanii oraz państw Unii Europejskiej, takich jak Niemcy, Holandia oraz kraje skandynawskie.Czytaj też: Zmiany klimatu sprzyjały żarłocznemu szkodnikowi– W bieżącym roku będziemy mieli kupca z Francji. Jest zainteresowany późną odmianą borówki amerykańskiej. Firma z Francji uprawia swoją borówkę, ale zbiory ich odmian kończą się w połowie sierpnia. Tam jest cieplejszy klimat, dlatego w sierpniu kupią od nas borówkę z odmian późniejszych – tłumaczy Marian Baraniuk.Drugim kierunkiem produkcji w gospodarstwie „Plantacja Matcze” jest szkółkarstwo ozdobne. Ono także, podobnie jak uprawa borówki, miało początek prawie cztery dekady temu.W tym roku, po rozpoczęciu kalendarzowej wiosny, trzeba było zmierzyć się z falami przymrozków. W kwietniu miejscami temperatury spadły choćby do -6°C, co wyrządziło szkody w wielu uprawach rolnych i ogrodniczych. Na fotografiach z „Plantacji Matcze” opublikowanych 7 kwietnia widać oblodzone krzewy borówki amerykańskiej.– Ale to nie efekt wspomnianych przymrozków, a wynik profilaktycznych zabiegów, które miały złagodzić niszczycielski wpływ przymrozków na borówkowe krzewy – wyjaśnia właściciel.Zraszanie wodą chroni przed przymrozkiem– Zraszanie wodą uchroni krzewy przed zamarzaniem soku komórkowego w roślinach. Wykonuje się ten zabieg, gdy temperatura powietrza zaczyna spadać, a ten spadek można przewidzieć, śledząc pogodę. Kiedy temperatura przy gruncie sięga pół stopnia na plusie i wiadomo, iż spadnie, trzeba włączyć deszczownie i zacząć podawać wodę na rośliny. Chodzi o to, żeby front zimnego powietrza podczas przymrozku został skierowany na zamarzanie wody na spryskanej nią roślinie, co ją samą uchroni przed zabójczym przymrozkiem. Stężony sok komórkowy w roślinach nie pozwoli się zamarznąć szybciej niż woda na opryskanych nią roślinach. Podczas przymrozku wodę trzeba podawać do czasu, aż temperatura powietrza podniesie się na tyle, iż lód na gałązkach roślin zacznie topnieć. Lód musi się rozpuścić, bo inaczej będzie mroził tkankę roślin uprawnych – tłumaczy Marian Baraniuk.Właściciel „Plantacji Matcze” uważa, iż spóźnione przymrozki wiosenne są nieodłącznym elementem naszego klimatu, a nie skutkiem jego zmian.– Praktycznie występują każdego roku – czasami z mniejszym, a czasami z większym nasileniem. Z naszych obserwacji wynika, iż to zależy od przebiegu zimy. o ile zima jest lekka, cieplejsza, z małą ilością opadów śniegu, a mrozy z temperaturą poniżej minus 10-20 st. C pojawią się sporadycznie, wiosna zaś przyjdzie szybciej, to raczej jest pewne, iż wystąpią późniejsze przymrozki. o ile natomiast zima wymrozi wszystko do oporu, a wiosna zaczyna się normalnie w marcu, to majowe przymrozki mogą się zdarzyć, ale mogą być mniej dolegliwe. Niemniej anomalia również mogą się zdarzyć, bo przymrozki zdarzały się również w czerwcu. W naszych warunkach klimatycznych to normalna rzecz. W ciągu tych prawie czterech dekad, od kiedy prowadzimy gospodarstwo w Matczu, trudno byłoby w tej chwili sporządzić wykres, który potwierdziłby zależności sugerujące szybkie zmiany klimatu i ewidentnie je potwierdzające – mówi właściciel „Plantacji Matcze”.Brak wody potwierdza się ewidentnie– A braki wody faktycznie obserwujemy – zauważa Marian Baraniuk. – Gdy zakładaliśmy plantację na prawie 1,5 ha, wtedy pracowałem w Warszawie. Wracając do domu, już od Chełma obserwowałem, czy na drodze są kałuże. Wtedy, w lipcu i sierpniu, podlewaliśmy z żoną krzewy borówki wodą z węża ze studni głębinowej. Okazało się to na tyle skuteczne, iż ani jeden krzew nam nie usechł, choć nie wyglądały imponująco. Potem zainstalowaliśmy na plantacji profesjonalne nawodnienie. Już w następnym roku było widać efekty – opowiada plantator z Matcza.Marian Baraniuk uważa, iż trudno mówić o radykalnych zmianach pogodowych, które sugerowałyby gwałtownie zachodzące zmiany klimatyczne, natomiast ewidentnie obserwuje się spadek ilości wody w środowisku.– Moim zdaniem przespano okres od lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Ilość wody w środowisku wiąże się z poziomem opadów, ale pamiętam, iż dawniej działające spółki wodne pilnowały sprawnego działania urządzeń melioracyjnych. Były one odtwarzane i konserwowane. A w tej chwili jedynymi regulatorami rzeczek i cieków wodnych są… bobry. Natomiast niemal wszystkie urządzenia melioracyjne pozarastały albo zostały rozkradzione – tę gorzką refleksją dzieli się Marian Baraniuk.Właściciel „Plantacji Matcze” sprowadza z północno-wschodniej Polski torf do zakwaszania gruntów pod uprawę borówki.– Sprowadzam torf aż z kopalni w okolicach Pasłęka i Elbląga. Po dostawy jeżdżę dwa razy w roku. Wtedy obserwuję, jak świetnie w tamtym rejonie Polski funkcjonuje mała retencja wód. Właściciele różnych gruntów podłączają się do tamtejszych zlewni wód. Tam jest mnóstwo zbiorników wodnych – prywatnych, samorządowych i różnych innych. Natomiast w naszym regionie jest z tym nieporównywalnie gorzej. To, co spadnie z nieba, praktycznie bezkarnie odpływa po kilku dniach zlewy. W efekcie, po paru godzinach od deszczu, jest już suchutko, można wchodzić na pole ze sprzętem. Tak, brak wody staje się coraz większym problemem – zaznacza plantator ogrodnik z Matcza. – W pobliżu gospodarstwa mamy kilka zbiorników, w których gromadzimy wodę z zimy i jesieni. Dzięki temu można polepszyć warunki gospodarowania, zamiast liczyć na to, co spadnie latem, kiedy wskaźnik odparowywania wody przy wysokich temperaturach jest niezmiernie wysoki – dodaje Marian Baraniuk.Przeczytaj: Truskawki z Siedlisk walczą ze zmianami klimatu. O trudach uprawy opowiadają plantatorzyDeszcz przynajmniej raz w tygodniu? Mało realne...Przy przeciętnym odparowywaniu wody, by mieć jej zapas na 10 dni, przynajmniej raz w tygodniu powinno spaść około 30 mm deszczu.– A w tej chwili latem prawie w ogóle tak się nie dzieje. Plantacje są powysuszane, trzeba inaczej gospodarować. Rolnicy się tego uczą. Świadomość rolników jest coraz wyższa. Coraz rzadziej widać, iż doprowadza się do bezsensownego przesuszania gleby. Trzeba błyskawicznie reagować na to, co dzieje się z pogodą i w środowisku. Wyższa samoświadomość ogrodników wiąże się z tym, iż – jak mawiają niektórzy profesorowie – ogrodnicy inwestują więcej wiedzy na hektar. o ile wiemy, iż mamy plantacje na słabych gruntach, gdzie przepuszczalność gleby jest większa niż na glebach zwięzłych, żyznych czy gliniastych, to musimy stosować więcej próchnicy. My ściółkujemy materią organiczną dostępną w gospodarstwie. Kompostujemy, przerabiamy i ona z powrotem wraca do obiegu. Mamy sporo łąk nad Bugiem. Kosimy je, a potem z siana robimy różne maści, komposty i ściółki, a nimi ściółkujemy pod roślinami. Wtedy gleba nie odparowuje wody tak szybko. Tak więc trzeba wszelkimi skutecznymi sposobami radzić sobie z problemami coraz bardziej dolegliwego braku wody, a także ze skutkami nagłych zmian pogody – podkreśla Marian Baraniuk, właściciel gospodarstwa „Plantacja Matcze”.