"Zaczyna się już o 6.30, kiedy pierwsze tiry przywożą towar do sklepu. Walnięcie klapy samochodu zrywa mnie na równe nogi", "Jestem już zdecydowany na przeprowadzkę w inne miejsce" - opowiadają nam mieszkańcy krakowskiego Ruczaju, którzy od blisko dwóch lat walczą o ciszę z pobliskim supermarketem. - Wiedzieli, gdzie kupują mieszkania - odpowiada właściciel sklepu.