Z cyklu NASZE LOSY – Dziennik Leszka Dacko: Śniadania czwartkowe

goniec.net 1 tydzień temu

Krótkie przypomnienie. W latach 90-tych, w ramach transformacji gospodarczej, rozpoczęto proces „prywatyzacji polskiego przemysłu cukrowniczego”. Do 1996 roku wszystkie 76 cukrowni w Polsce były własnością Skarbu Państwa. Od 1997 roku, za rządów Jerzego Buzka, rozpoczęto masową prywatyzację tego sektora polegającą na ich sprzedaży za ćwierć-darmo, albo gorzej, firmom zachodnim. Do 2003 roku 49 cukrowni (około 65%) zostało przejętych przez zagraniczne koncerny, głównie niemieckie, takie jak Pfeifer & Langen, Südzucker i Nordzucker.
W wyniku „reformy rynku cukrowego” w Unii Europejskiej, rozpoczętej pod koniec 2005 roku, Polska musiała zamknąć większość cukrowni, lub przenoszono produkcję za granicę. w tej chwili w kraju działa jedynie 18 zakładów.
Niedawno niemiecka firma „Silesian Coal International Group of Companies” (SCIGC), należąca do grupy „HMS Bergbau”, złożyła wniosek o koncesję na eksploatację złoża węgla Dębieńsko w województwie śląskim. W związku z tym, Jastrzębska Spółka Węglowa (JSW), polski producent węgla, nie mogła złożyć własnego wniosku, ponieważ procedura prawna już się rozpoczęła.
To naprawdę dziwne, bo przecież wydawałoby się, iż Niemcy są forpocztą utrwalania jedynie słusznego wizerunku węgła jako zła absolutnego, szczególnie odpowiedzialnego za nieszczęścia klimatyczne. Wychodzi na to, iż tak, ale nie całkiem, bo obwarowania dotyczące wydobycia węgla i spalania wchodzą w rachubę jedynie, gdy pieniądze z tego brudnego procederu wpadają do polskiej skarbonki. Euro wpływające do skarbonki niemieckiej magicznie doznają ekologicznego oczyszczenia i stanowczo nikomu tam nie śmierdzą.

***

Krista Ford Haynes, córka Forda, Premiera Ontario, poszukuje od stycznia $100k na GoFundMe. W 2021 mąż Kristy, sierżant Policji Torontońskiej, nie zaszczepił się i został zawieszony w obowiązkach, podobnie jak innych 225-ciu policjantów i pracowników policji. Teraz upomina się o szereg niezapłaconych pensji. Generalnie pracownicy ci, mogli wrócić do pracy w kwietniu 2022, kiedy zniesiono mandat szczepionkowy. Pod koniec stycznia tego roku policja informowała, iż Dave Haynes był zatrudniony w Torontońskiej Akademii Policyjnej.
Ostatecznie 99% policji zaszczepiło się, a pozostałym postawiono zarzuty do rozpatrzenia przez trybunał dyscyplinarny. W moim zrozumieniu, trybunał jeszcze się nie odbył, a policja odmawia wcześniejszych komentarzy.
Dla porównania, w styczniu Trump przywrócił do służby tysiące żołnierzy zwolnionych z wojska za odmowę szczepienia się przeciw COVID-19 w czasie epidemii w USA, łącznie z prawem do zaległych poborów.
Nie wiem czy nowy Premier Kanady ma zamiar coś tu postanowić?
Krista i Dave zebrali do dzisiaj około $19 000.

***

Trump wycofał się z Porozumień Paryskich i pogoda chyba też. Przynajmniej w Toronto. Jest mroźno i śnieżnie. Tak jak przystało na tą porę roku. Wiadomo, malkontenci mogą zawsze powiedzieć, iż – 7C°na termometrze przy kuchennych drzwiach o 8-mej rano, to za ciepło na początek lutego. Pamiętam trzy stopy śniegu przed domem, usuwane przez tydzień, albo minus 15C°przez dwa tygodnie jakieś 25 lat temu, ale to były raczej sytuacje ekstremalne. Oczywiście, można wytoczyć ciężkie działa i porównać statystyki pogodowe z ostatniego pół wieku. Pewno wyjdzie, iż jest cieplej, ale żeby zaraz oskarżać np. krowy? Zresztą, co „miejscowi” będą zamawiać w restauracjach, gdy krowy pójdą w odstawkę? Steka z buraka?
Myślę, iż całe pogłowie z okolic Kansas, razem z wielbicielami „marble”, odetchnęło z ulgą. Przynajmniej przez cztery lata Trumpowej prezydentury nie będzie wariactwa. Potem? Można tylko rozłożyć ręce w geście oczekiwania.

1 z 4

***

Wice-naczelny poznańskiej “Gazety Wyborczej”, Piotr Żytnicki został znieważony w czasie meczu Lecha Poznań. Podczas meczu w piątek, 7-go lutego wywieszono transparent zarzucający mu pedofilię. Redakcja wskazuje, iż miała to być zemsta za wcześniejszy artykuł, w którym wskazywał na udział pseudokibiców w narkobiznesie. Żytnicki opisał, jak poznańscy policjanci z wydziału narkotyków przechwycili na polsko-niemieckiej granicy transport marihuany o wartości 6 mln zł. Tekst sugerował, iż odbiorcami mieli być pseudokibice Lecha Poznań.
Transparent i narkotyki to fakty. Kto wplątał się w tłum na stadionie, i skąd wiadomo, iż marihuana była akurat dla pseudokiboli, nie jestem pewien? Każdemu można przepiąć łatkę kibola, kibica albo pseudokibica; są ponoć dokładne zdjęcia ze stadionu.
Pedofilia to ciężki zarzut. Co martwi, to intensyfikacja napięć, a przecież nie wiemy (jak na razie) kto za tym stoi. Równocześnie widać, jak łatwo można zniszczyć każdego człowieka.
Grzegorz Ganowicz, przewodniczący poznańskiej rady miasta z ramienia PO był na trybunie w czasie meczu i redakcja oczekuje zdecydowanego stanowiska Miasta. Jak na razie tego nie ma. Z kolei, rzecznik Lecha Poznań twierdzi, iż atak kiboli na dziennikarza “Wyborczej” to mało znaczący incydent!!!
Kąkol pomieszany z ziarnem; no i teraz kto pracowicie odrzuci plewy? Jak na razie, wszyscy dolewają oliwy do ognia? Czy to celowa arogancja, czy bezdenna głupota, czy jeszcze coś innego?
Ponoć prokuratura prowadzi postępowanie w tej sprawie.

***

W środę 5-go lutego pożar strawił budynek dawnych Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego w Gdańsku.
W sobotę zapaliła się hala produkcyjno-magazynowa w Cigacicach w woj. lubuskim.
11 lutego. Kolejny pożar w Polsce. Tym razem w Dobrym Mieście (Warmińsko-Mazurskie). Spłonął magazyn materiałów do produkcji mebli.
Tegoż dnia, nad Zatoką Gdańską pojawił się samolot Su-24MR Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej. Ponoć powodem było uszkodzenie systemu nawigacyjnego!
Całkiem niedawno, bo 12 maja, szef MSZ Radosław Sikorski poinformował, iż zdecydował o wycofaniu zgody na otworzenie konsulatu Federacji Rosyjskiej w Krakowie. Decyzja związana jest z dowodami na udział rosyjskich służb specjalnych w podpaleniu centrum handlowego przy ul. Marywilskiej, w Warszawie rok temu.
***
13 luty. Dzisiaj, w czwartek, po mszy mamy zostać na tradycyjnej kawie u proboszcza. Niektórzy używają też nazwy „Śniadania czwartkowe”.
Najpierw trzeba jednak do kościoła dojechać. W nocy spadło około 15 cm śniegu. Posyłam zdjęcia sprzed domu tym w ciepłych krajach, zakładam wysokie buty i wychodzę. Muszę zgarnąć śnieg ze schodów, potem sprzed wejścia do garażu. Samochód zapala bez problemu, czyszczę podjazd. Czterdzieści minut później da się wyjechać sprzed domu. Jedyny problem to nasza ulica, jeszcze nie odśnieżona. Jest tylko kilka kolein po samochodach, które tędy wcześniej przejechały. Trzeba wjechać w te koleiny. Napęd na cztery koła pomaga. Potem jeszcze jedna przeszkoda; Pt. Union jest już odśnieżona, ale pług zepchnął śnieg na boki i od strony naszej ulicy jest wyraźny wał, który mogę jedynie pokonać inercją pojazdu, bo wysokość warstwy śniegu w tym miejscu jest podobna do prześwitu podwozia. Nie wolno się zatrzymać! Udaje się! Autostrada to pikuś. Potem jednak niespodzianka, bo wjazd na posesję kościoła, jak i parking, są pod śniegiem, z wyjątkiem małego poletka, na którym już stoi kilka pojazdów. Jakoś manewruję w kopnym śniegu. Te wszystkie wyczyny mają jednak negatywny skutek. W drodze powrotnej, gdzieś powyżej 70 km/h, zaczyna trząść samochodem. Żadnych światełek ani buczenia, ale coś się dzieje? Jadę dalej, nie wygląda to na oponę – samochód ma przecież wskaźnik niskiego ciśnienia powietrza. Na myśl przychodzi zamarznięty amortyzator, który mógłby taki efekt spowodować, ale przed domem jestem w stanie to sprawdzić i żadna strona pojazdu nad kołem nie wydaje się być sztywna.
Po południu próbujemy jazdy ponownie, ale efekt jest ten sam. Dzwonimy do Patryka: „Wy zawsze macie jakiś problem z samochodem!” Tyle słyszymy w słuchawce! Potem jednak dzwoni do nas ponownie i jest dużo bardziej konstruktywnie. Wizytuje go akurat ktoś z doświadczeniem mechanika samochodowego. „To może być efekt niezbalansowanego koła”. To możliwe, bo przecież namanewrowałem się sporo w kopnym śniegu i jakiś ciężarek mógł odpaść z felgi!
Dzwonimy do Pana Piotra i się wyjaśnia. Okaże się, iż Pan Piotr miał podobny przypadek. To może być kawałek zamarzniętego śniegu, który przylgnął do koła i wywołuje takie wibracje. Wystarczy poczekać na dodatnie temperatury. I tak się stanie, następnego dnia problem zniknie sam.

***

W weekend Sebastian i Jam są w Montrealu. Ta wyprawa to trochę już jakby ich tradycja, ale też i wyjątkowa okazja. Mają bilety na mecz hokeja Kanada – USA. To w ramach turnieju „4 Nations Face-off”. Zwykłe bilety są po $350. Niestety USA wygra. Tydzień później finał w Bostonie. Te same drużyny. Oglądane już z Toronto. Pierwszego gola strzela MacKinnon. Chwila nadziei, a nuż wygramy. Historycznie, lepiej spisywali się Amerykanie, poza tym są u siebie. Ale Connor McDavid pokazuje kto dzisiaj rządzi na lodzie i puchar wędruje do Kanady.

***

W międzyczasie pada bez przerwy. Ośnieżamy po trochę, bo pozostawienie wszystkiego aż skończy padać, jest nierozsądne.
Na weekend „Family Day” ma spaść tu ponoć do 40 cm śniegu. Pani Maria prosi, abym ją zastąpił na niedzielnym czytaniu o 8:30. Zwlekam się z łóżka o 6:30, ale na dwór zdołam wyjść dopiero przed siódmą. Czyszczę schody i pół parkingu, aby dało się wyjechać samochodem na ulicę, która, na szczęście była niedawno odśnieżona.
Wyciągam samochód z garażu, jest wpół do ósmej. Musimy wyjechać za piętnaście minut, aby być w kościele piętnaście minut przed mszą. Na początku odczytywany jest krótki wstęp, który widziałem tylko na WhatsAppie. To wszystko przy założeniu, iż po drodze nic się nie stanie, i iż parking kościelny też będzie odśnieżony. W czwartek, przed poranną mszą, parkowaliśmy w kopnym śniegu. Autostrada jest praktycznie pusta. Wjazd na posesję kościelną czysty, pług właśnie zaczął odśnieżanie, ale jeszcze pięć minut temu nie mielibyśmy gdzie zaparkować. Potem przerwa w odśnieżaniu do czwartej, a w nagrodę, dwie godziny dalszego popychania szufli i odśnieżarki Hondy w dwójkę.
Śnieg nie przeszkadza nam w spacerach. Tym razem wybieramy się do Rouge River Park obok. Zjeżdżamy wzdłuż Kingston Rd., w kierunku Pickeringu, na parking z boku drogi. Przy słonecznej pogodzie spacerujących jest sporo. Wchodzimy lekko pod górę na zalesione wzniesienia w kierunku Twyn Rivers Hill. Pagórki wcinają się pomiędzy dwie rzeczki; Little Rouge Creek i Rouge River. Ta ostatnia, jakieś 2 km na południe, wpada do jeziora Ontario. Entuzjazm studzi tablica ostrzegająca przed niedźwiedziami. W głowie uspokajam się, iż tej zimy, całkiem przyzwoitej, one raczej jednak śpią.
Dwadzieścia lat temu z okładem, działał tu klub jeździecki i Pani Basia była jego członkinią. Zaproszono mnie na ostatnią jazdę kursu i przemieszczaliśmy się ścieżkami wzdłuż obydwóch rzeczek. Krajobrazu nie pamiętam, skupiałem się na tym, aby nie spaść z konia.

Leszek Dacko

Idź do oryginalnego materiału