– Miałem pięć lat, gdy nauczyłem się jeździć samochodem, a trzynaście, kiedy dostałem od ojca rajdówkę – mówi Adrian Rzeźnik, młody rzeszowski kierowca, który pierwszy raz startuje w European Rally Championship (ERC), czyli pełnym cyklu Rajdowych Mistrzostw Europy.

Świetny początek i wygrany pierwszy odcinek specjalny u stóp rzymskiego Koloseum, ale na kolejnym awaria, która pogrzebała szanse na dobry wynik – tak przebiegał Rally di Roma Capitale dla 18-letniego kierowcy znad Wisłoka. Podobnie bywało na trasach innych rajdów.
Adrian notuje debiutancki rok w ERC (klasa Rally3, przeznaczona dla młodych kierowców), dostaje niezłą szkołę, ale niekoniecznie od rywali. Gdy samochód działa bez zarzutu, jest w czołówce, wygrywa oesy. Tak było na inaugurację sezonu w Rally Sierra Morena – na hiszpańskich asfaltach rzeszowianin wywalczył 2. miejsca w ERC Fiesta Rally3 Trophy i ERC3 na hiszpańskich asfaltach. W Rally Hungary znów był szybki, wygrał 3 oesy, ale awaria elektroniki kosztowała sporo miejsc w klasyfikacji.
Szutrowy Royal Rally of Scandinavia to m.in. 4 wygrane odcinki specjalne, co dało Adrianowi miejsce tuż za podium w ERC3. W Rajdzie Polskim miało być jeszcze lepiej. Rozpoczęło się, a jakże, od wygranego oesu, po czym znów nastąpiły problemy.
– Musimy wprowadzić zmiany. Chcemy walczyć z rywalami, nie z awariami. One się zdarzają, bo taki jest motosport, ale ostatnio było ich zdecydowanie za dużo – mówi Maciej Rzeźnik, który wspiera syna od początku jego rajdowej drogi.
Maluch w… Maluchu
Ojciec bohatera tekstu jest dobrze znany kibicom rajdów samochodowych. Dekadę temu należał do najlepszych kierowców rajdowych w Polsce – w 2013 roku był wicemistrzem Polski, rok później triumfował w Rajdzie Rzeszowskim. Siłą rzeczy Adrian z samochodami był za pan brat od dziecka.
– Nic nie działo się na siłę. Lubiłem dostawać zabawki, gadżety w postaci małych samochodzików i tym podobne. Złapałem bakcyla, interesowałem się samochodami i nasiąkałem tym sportem – wspomina nastolatek znad Wisłoka.
Pierwszą jazdę samochodem zaliczył jako… 5-latek. Usiadł za kierownicą Fiata 126 p, czyli popularnego Malucha, który dziś na drogach stanowi już absolutną rzadkość. – Siedziałem na samym skraju siedzenia, dostawałem nogami do pedałów, słuchałem rad taty i jakoś poszło – uśmiecha się uczestnik ERC, który w dzieciństwie próbował różnych dyscyplin.
– Przez chwilę grałem w tenisa, który do dziś lubię. Była oczywiście piłka nożna, ale to wszystko za długo nie trwało. Brakowało mi większej adrenaliny. Dlatego z jednej strony coś tam trenowałem, ale jednocześnie od małego jeździłem na symulatorze, który miał tata – wspomina Adrian.
Był symulator, były oczywiście gokarty, a w końcu pan Maciej zbudował synowi rajdówkę, beemkę. – Wtedy zrobiłem pierwsze kilometry w prawdziwym samochodzie rajdowym. Działo się to na szutrze, na specjalnym torze. Miałem 13 lat – opowiada kierowca z Rzeszowa.

Talent to za mało
Adrian systematycznie szlifował umiejętności, zaliczał pierwsze rajdy, występy na zagranicznych imprezach, m.in. na Litwie, w Niemczech, Finlandii. Z czasem zajmował coraz wyższe lokaty. – Miałem 15-16 lat, gdy wygrałem rundy podczas mistrzostw Litwy w swojej kategorii. To były szutrowe trasy i pierwsza poważna nauka, rywalizacja z rywalami – wspomina Adrian.
Preludium do startu w ERC były ubiegłoroczne mistrzostwa Litwy. Rzeszowianin wspólnie z pilotem Adrianem Sadowskim stawał na podium podczas każdego z sześciu startów, wygrywając Rally Zemaitija i Rally Utena. Zaowocowało to wicemistrzowskim tytułem.
– Predyspozycje do tego sportu trzeba mieć, ale to przeważa na wyższym szczeblu, gdy wszyscy mają już zbliżone umiejętności. Nie ma jednak progresu bez pracy, startów, ale wszystko jest możliwe dzięki wsparciu z tyłu. Mam to szczęście, iż pomaga mi rodzina, tata, który zjadł zęby w rajdach. Bez wsparcia kogoś doświadczonego i odpowiednich środków nie da się nigdzie dojechać – podkreśla nasz rozmówca, który w samochodzie może liczyć na Kamila Kozdronia, pilota z 17-letnim stażem (pilotował m.in. Grzegorza Grzyba).
Dobry na zakrętach
W rajdach jak w Formule 1 – klasa kierowcy jest niezbędna, ale nie gwarantuje sukcesu. Konieczny jest też budżet, który pozwala dysponować samochodem, serwisem, zespołem ludzi dającym kierowcy realne szanse na sukces. W przypadku Adriana jeden sezon to wydatek rzędu ok. półtora miliona złotych.
Rzeszowianin ściga się Fordem Fiestą Rally3. Auto ma moc 273 koni mechanicznych na sportowym paliwie. Waga dochodzi do 1,200 kg, a maksymalna prędkość do 175 km/h. – Nie jest to najszybsze auto, ale daje duże możliwości na zakrętach, do tego w różnych warunkach – zaznacza rzeszowski rajdowiec.
– Mam taki sam samochód jak rywale, z tej samej fabryki. Ale gdy ktoś ma więcej środków, to może w nim częściej wymieniać różne rzeczy, na przykład skrzynię czy turbo. To potrafi dać niewielką przewagę, która na koniec może przeważyć – wyjaśnia nastoletni kierowca znad Wisłoka.
Obsługą auta zajmuje się firma Grabowski Motorsport. Sam Adrian samochody kocha, ale gdyby musiał w nich coś konkretnego naprawić, to… – Jeździłem do firmy Olafa Grabowskiego, aby się uczyć takich rzeczy jak wymiana koła czy wahacza. Mechanikiem nie jestem, ale powoli zdobywam nowe umiejętności – wyjaśnia nasz rozmówca.

Dachowania na Litwie
Adrian daleko lepiej zaznajomiony jest z trasami szutrowymi, ale na asfalcie też czuje się coraz pewniej, co pokazał podczas rajdu w Hiszpanii. – Lubię szuter, asfalt też potrafi dać duży fun, ale w Finlandii zaliczyłem też testy po lodzie, po śniegu. Wtedy jeździ się nie na oponach, tylko na kolcach – opisuje bohater tekstu.
Odpukać, nastolatek znad Wisłoka unika poważnych kontuzji, choć zdarzały mu się groźne sytuacje na trasie, z dachowaniem włącznie. Doświadczył tego dwa razy na Litwie. – Popełniłem błąd przy 163 kilometrach na godzinę. Powiedziałem sobie, iż to pierwszy i ostatni raz, ale dwa tygodnie później historia się powtórzyła. Za każdym razem nikomu nic się nie stało. Klatka wewnątrz auta zrobiła swoje, ale psychicznie był to ciężki moment. Poważnie się wtedy zastanawiałem, czy nadaję się do tego sportu, czy wróci mi pewność siebie – zaznacza rzeszowianin.
Uwaga na pieszych
Poza rajdowymi trasami Adrian nie popisuje się swoimi umiejętnościami. Zapłacił wprawdzie jeden mandat, ale rzecz dotyczyła przekroczenia ciągłej linii przy wyprzedzaniu. – Poruszam się z normalną prędkością, zwracam uwagę na innych, na rowerzystów, na ludzi na hulajnogach. Największy kłopot bywa z pieszymi. Wiadomo, iż trzeba ich przepuszczać, ale zdarzają się ludzie, którzy na nic nie zważają, na nic nie patrzą, wchodzą nagle na drogę, blokują. Gdy się spieszę, potrafi to podnieść ciśnienie – uśmiecha się rzeszowianin.
W wolnym czasie Adrian lubi pograć w tenisa ziemnego ze znajomymi. W kinie dawno nie był, a w internecie ogląda głównie rajdy. – Na filmy nie bardzo mam czas. Kiedyś więcej czytałem i mam zamiar znowu do tego wrócić, bo to po prostu rozwija umysł, poszerza horyzonty. Co jeszcze? Turystą jestem takim sobie. Po górach nie chodzę, mogę ewentualnie podjechać w jakieś interesujące miejsce – śmieje się młody rajdowiec.

Czechy, Chorwacja, Irlandia
Adrian Rzeźnik i Kamil Kozdroń liczyli na przełamanie złej passy po hat-tricku w Marma 34. Rajdzie Rzeszowskim – podwójnym zwycięstwie w klasach w rundach RSMP i CEZ-FIA oraz podium wśród „juniorów” w rundzie ERT – jednak Barum Czech Rally Zlin również okazał się lekcją pokory. Pomimo wygranych oesów i prowadzenia w ERC Fiesta Rally3 Trophy oraz ERC3 dwa błędy i uszkodzone zawieszenie pozbawiły załogę szans na dobry wynik.
Duet z Polski odpuścił walijski JDS Machinery Rali Ceredigion, za to wystąpił w Croatia Rally (3-5 października), ostatniej rundzie RME. Polski duet uplasował się na 5. miejscu w kategorii ERC3, kończąc sezon w wyjątkowo trudnych, deszczowych warunkach.
– Dziękujemy kibicom za doping i wsparcie na trasach oraz przed monitorami, a także sponsorom: Nivette Fleet Management, Nivette Development, BERG Inwestycje oraz RacingSimulator, którzy są z nami na dobre i na złe. I do zobaczenia w kolejnym sezonie! – dodaje bohater tekstu.
Tomasz Ryzner