Rajd klasyków to nie zmagania o najwyższą prędkość. Na uczestników czekają wyzwania sprawnościowe oraz takie na uważność.
–Pojazdami zabytkowymi rzadko organizuje się rajdy, które przypominają zmagania sportowe. Tutaj bardziej liczy się nasza uważność, rozwiązywanie zagadek, przejechanie odpowiednio trasy według itinerera, czyli takiej mapy drogowej, która nam pokazuje, gdzie skręcamy, ale nie pokazuje pełnej trasy. Są dwie pętle, różne pętle, które zorganizowała nam Klasyczna Strefa Wrocław. One zakończą się tutaj, na miejscu. Po drodze są punkty kontrolne, gdzie są wykonywane różne zadania, albo autem, albo też takie, które wymagają zaangażowania kierowcy i pilota – mówi komandor zlotu Adam Kornafel.
120-kilometrowa trasa rajdu jest już sama w sobie dość długa, a pod uwagę należy wziąć również to, iż zabytkowe auto obsługuje się inaczej niż współczesne.
– Jest to zupełnie inna technologia w porównaniu do nowocześniejszych aut. Jest bardziej taki, powiedzmy, męski. Wszystko jest takie manualne, bez wspomagania. Trzeba wszystko z wyczuciem robić i więcej siły użyć – zdradza Maciej, który w rajd wybrał się starym Volkswagenem garbusem.
– Ja lubię klasyczne samochody generalnie, to jest moja czwarta Alfa klasyczna. Lubię też takie rajdy zabytkowe oczywiście. To jest mój drugi raz tutaj. I wiesz, lubię pokazać moją Alfę – wyznaje Laurențiu, właściciel Alfetty GTV 6.
Alfa Romeo, a już szczególnie zabytkowa, w obiegowej opinii nie kojarzy się z niezawodnością. Właściciel i miłośnik włoskiej marki jednak tej opinii nie podziela.
– Jest bardzo dobrze. Jak z innymi samochodami musisz dbać. Generalnie, jeżeli dbasz, to one nie mają problemów. Ja jeżdzę prawie na co dzień tym samochodem – dodaje Laurențiu.
– Jest to Buick model Super z 1947 roku. Wersja nazywa się sedanette, czyli taka garbuska fajna. Dwudrzwiowa, czyli najbardziej pożądana wersja wśród sedanette’a. Ściągnięty z Kanady w 2019 roku, od tego czasu u mnie. To jest silnik w ogóle 4.1, ale jest interesujący bardzo, bo to rzędowa ósemka. Więc nie żadna V, tylko silniki, które adekwatnie na początku lat 50. przestały istnieć w osobowych autach. Do silnika wszystkie części są, do zawieszenia wszystkie części są. o ile byśmy chcieli kupić, nie wiem, jakiś chromik czy cokolwiek, to już jest problem. Tego nie ma w ogóle, tu trzeba szukać używek i to rzeczywiście taka zabawa na długie godziny popołudniowe – opowiada o swojej maszynie Łukasz.
Wśród klasyków są takie używane na co dzień, jednak duża część postrzegana jest już bardziej jako dzieło sztuki niż tylko pojazd.
– Jeżdzę sobie dla przyjemności. To nie jest tak, iż to jest auto, które jeździ na co dzień do pracy, na zakupy itd. chyba iż mam ochotę akurat. Ale staram się gdzieś tam go ruszyć, żeby był w użytkowaniu takim ciągłym, w miarę, oczywiście – kończy Łukasz, który wziął udział w rajdzie.
Zlot Motoclassic to nie tylko festiwal samochodów i motocykli. Wiele z załóg dba również o swój własny image.
– Jest to pojazd zabytkowy, z 1928 roku, więc siłą rzeczy do takich pojazdów trzeba się odpowiednio ubrać – mówi Agata, uczestniczka zlotu.
Zabytkowe auta zrobiły na wrocławskim rynku spore zamieszanie. Już po kilku minutach Plac Gołębi zapełnił się ciekawskimi zwiedzającymi, którzy bardzo chętnie fotografowali się z pojazdami.
– Oczywiście chodzi generalnie o to, żeby pochwalić się swoimi samochodami, żeby pokazać te samochody, ale to ma jeszcze jeden aspekt. My przekonujemy ludzi do tego, iż ta motoryzacja jest i ona musi zostać z nami, dlatego iż jest to clue naszego życia. My sobie nie zdajemy sprawy z tego, jak dużo zawdzięczamy motoryzacji w naszym życiu. Dlatego te stare samochody nie tylko przenoszą nas w przeszłość. Niektórzy ludzie tutaj je widzieli, sentymentalnie do tego podchodzą, niektórzy widzą po raz pierwszy takie pojazdy, bo oczywiście one idą wstecz znacznie dalej, ale głównie chodzi nam o to, żeby wzbudzić euforia u ludzi. Te endorfiny, które się udzielają ludziom, kiedy przejeżdżamy tutaj, dla nas to jest ważne – wyjaśnia Agata.