Zenon Burdy: MAZIDŁO, MALOWIDŁO, OBRAZ, FENOMEN

goniec.net 3 dni temu

W jednym z moich wcześniejszych felietonów posłużyłem się czterema pojęciami estetycznymi: mazidło, malowidło, obraz i fenomen. Nie były one przypadkowym zestawieniem terminów, ale swoistą sekwencją, która ukazuje drogę postrzegania malarstwa od jego najniższej, niemal pozornej formy, po najwyższy, duchowy wymiar. Każdy z tych etapów wyznacza inną jakość, inny poziom sensu i oddziaływania dzieła sztuki. Postanowiłem te pojęcia rozwinąć i ukazać w szerszym kontekście, aby wydobyć z nich głębszy sens. W istocie bowiem opisują one nie tylko stopnie jakości malarstwa, ale także stopnie naszego obcowania ze sztuką. Od pozoru i powierzchowności prowadzą nas ku pełni, od zmysłowego oglądu ku metafizycznej kontemplacji. Tak rozumiana droga od mazidła do fenomenu jest nie tylko refleksją nad sztuką, ale także metaforą samego życia duchowego człowieka, który poprzez doświadczenie piękna i prawdy dojrzewa do spotkania z tym, co ostateczne i absolutne. „Mazidło” reprezentuje przypadkowość, pozór i pustkę coś, co udaje sztukę, ale nią nie jest. „Malowidło” to już świadomy akt kreacji, w którym obecne są warsztat, refleksja i dialog z tradycją. „Obraz” wykracza dalej staje się narracją, medium komunikacji, narzędziem poznania i kontemplacji. Dopiero jednak „fenomen” otwiera przestrzeń absolutną jest doświadczeniem, które przekracza formę i treść, stając się czystym przeżyciem, spotkaniem z tym, co duchowe, ponadczasowe, niepojęte.

MAZIDŁO to przedmiot, który powstaje w sposób nieudolny, często wręcz prymitywny, chaotyczny i pozbawiony jakiejkolwiek głębszej refleksji. Przypomina dzieło sztuki, ale tylko z pozoru jego forma niby coś przedstawia, ale w rzeczywistości nie niesie ze sobą żadnego konkretnego znaczenia, nie wywołuje emocji, nie prowokuje do myślenia. Jest to wytwór przypadkowy, powierzchowny, najczęściej pozbawiony elementarnej świadomości warsztatu, historii sztuki czy choćby elementarnej potrzeby komunikacji z odbiorcą. To rodzaj bezmyślnego wytworu, który powstaje raczej z potrzeby wypełnienia pustki zarówno fizycznej przestrzeni, jak i pustki intelektualnej. Mazidło nie jest efektem wewnętrznego impulsu twórczego czy egzystencjalnej potrzeby wyrażenia czegoś istotnego. Wręcz przeciwnie jego istnienie wydaje się wynikać z estetycznej nudy lub konieczności spełnienia oczekiwań rynku, który coraz częściej premiuje to, co łatwe, szybkie i dekoracyjne. Przestaje się liczyć treść, a zaczyna dominować forma rozmyta do tego stopnia, iż staje się jedynie tłem fragmentem wystroju, „modnym” akcentem, który ma jedynie nie razić, ale też niczym nie poruszać.Tego typu obiekty często próbują wpisać się w nurt ekspresyjnej abstrakcji stylu, który w swoich pierwotnych formach był szczerym, radykalnym gestem zerwania z realizmem i poszukiwania autonomicznego języka artystycznego. Jednak w przypadku mazideł mamy do czynienia jedynie z mechanicznym naśladowaniem tej stylistyki, bez zrozumienia jej ideowego podłoża. To pusta kalkomania dawnego buntu, który został rozbrojony i przekształcony w estetyczny produkt. W efekcie zamiast ekspresji mamy ekspresję udawaną, zamiast twórczej odwagi bezpieczne machanie pędzlem, a zamiast sztuki coś, co sztukę imituje. Warto zauważyć, iż mazidło nie powstaje w próżni jego istnienie jest możliwe dzięki współczesnemu klimatowi kulturowemu, który premiuje powierzchowność i szybkość odbioru. Żyjemy w epoce, w której obraz ma być łatwo przyswajalny i nie wymagający interpretacji. Odbiorca nie chce dziś być konfrontowany z czymś trudnym, wymagającym, prowokującym, woli to, co natychmiastowe i przyjemne. Mazidło doskonale się w to wpisuje oferuje estetykę bez treści, formę bez przekazu, dzieło bez idei. Zjawisko to doskonale wpisuje się w problematykę opisaną w moim wcześniejszym tekście „Pętla sztuki współczesnej”, w którym analizowałem moment, w którym sztuka zamiast rozwijać się i poszukiwać nowych sensów zaczyna zjadać własny ogon. Kiedy bunt staje się konwencją, a konwencja zostaje sprzedana jako nowoczesność, dochodzi do czegoś niepokojącego: zanika sens. Mazidło jest symbolem tego stanu wyrazem twórczego zmęczenia, braku idei i kapitulacji przed wymaganiami rynku i konsumpcyjnego podejścia do kultury. W tym kontekście warto postawić pytanie zasadnicze czy mamy jeszcze do czynienia ze sztuką, czy może już tylko z jej atrapą? Z czymś, co udaje akt twórczy, ale nie niesie żadnej twórczej intencji. Mazidło to forma przystosowana nie rewolucyjna, nie kontestująca, nie eksplorująca. To produkt, który ma się sprzedać, zawisnąć na ścianie i nie przeszkadzać. Ma być neutralny jak beżowa ściana. Tym samym mazidło staje się symbolem upadku znaczenia sztuki jako narzędzia poznania, krytyki i duchowej eksploracji. Zamiast być lustrem rzeczywistości staje się jej zasłoną. Zamiast stawiać pytania daje gotowe, ale puste odpowiedzi. I właśnie dlatego należy o nim mówić nie po to, by je deprecjonować, ale po to, by zrozumieć, jak daleko sztuka może odejść od samej siebie, zanim przestaniemy ją jeszcze rozpoznawać jako sztukę.

MALOWIDŁO to obiekt artystyczny, zwykle dwuwymiarowy, będący rezultatem świadomego, przemyślanego aktu twórczego. Niezależnie od tego, czy artysta sięga po język realizmu, czy wkracza w obszar abstrakcji, malowidło nosi w sobie znamiona harmonii, wyważenia i wewnętrznej logiki. Kompozycja, barwa, światło, kontrast, rytm wszystkie te elementy tworzą spójną całość, której struktura jest wynikiem namysłu, a nie przypadku. Styl może być różnorodny, ale za każdym razem wyczuwalny jest zamysł obecność myśli, emocji, refleksji. To, co wyróżnia malowidło, to intencjonalność. Artysta nie działa odruchowo podejmuje decyzje. W realistycznym ujęciu stara się oddać świat z jego złożonością i nastrojem, często z nutą poetyckiego komentarza. W malarstwie abstrakcyjnym poszukuje rytmu emocji, napięć między kolorem a formą, między przestrzenią a linią. Bez względu na wybraną konwencję, malowidło jest wypowiedzią dojrzałą subtelną lub dramatyczną, ale zawsze kontrolowaną i świadomą. W malowidle wyraźna jest troska o detal, dbałość o równowagę kompozycyjną i o to, co nieoczywiste, ale istotne. Widać w nim szacunek dla tradycji malarskiej nie jako obowiązku powielania wzorców, ale jako punktu odniesienia, który pozwala świadomie tworzyć lub łamać reguły. Gdy twórca decyduje się przekroczyć konwencje, robi to z pełną świadomością nie z ignorancji, ale z wyboru. Barwa przestaje być przypadkowym śladem staje się nośnikiem emocji, elementem konstrukcyjnym, świadectwem ekspresji. Kompozycja nie istnieje po to, by „zapełnić” przestrzeń, ale by w tej przestrzeni zbudować sens. Malowidło nie zasłania pustki ono z niej wyrasta. Jego obecność nie jest przypadkowa, jest odpowiedzią na potrzebę wyrażenia czegoś więcej niż formy. Może być otwarte na wiele interpretacji, ale nie jest puste. Odnosi się do rzeczywistości tej widzialnej i tej wewnętrznej. Kryje w sobie opowieść, emocję, czasem pytanie bez odpowiedzi. Posiada wewnętrzny ciężar ładunek znaczeniowy, który intryguje, porusza, zaprasza do kontemplacji. W tym sensie malowidło jest zupełnym przeciwieństwem mazidła. Gdzie mazidło jest chaotycznym i przypadkowym śladem niekompetencji lub intelektualnego lenistwa, tam malowidło stanowi świadectwo wewnętrznego ładu i odpowiedzialności twórczej. Mazidło jest często efektem kulturowej pustki, malowidło jej głębokim przeciwstawieniem, rezultatem dialogu z treścią, formą, i z samym sobą. Jest wynikiem procesu, który wymaga skupienia, czasu i wrażliwości nie tylko na medium, ale przede wszystkim na świat. W malowidle obecny jest dialog z tradycją niekoniecznie afirmujący, często krytyczny lub dekonstrukcyjny, ale zawsze prowadzony z poziomu świadomości kulturowej i historycznej. Artysta, który tworzy malowidło, nie pyta jedynie „jak malować”, ale przede wszystkim „dlaczego?”. To pytanie otwiera przestrzeń sensu. Podsumowując malowidło to dzieło sztuki w pełnym tego słowa znaczeniu. To przestrzeń, w której forma i treść, gest i myśl, emocja i konstrukcja spotykają się w równowadze lub napięciu i to napięcie samo w sobie może być artystycznym wyborem. Malowidło niesie w sobie ideę czasem zakrytą, subtelną, trudną do uchwycenia, ale zawsze obecną. To właśnie ten sens ukryty bądź wyrażony odróżnia je od mazidła, które nie niesie nic poza powierzchownym efektem. Malowidło to ślad obecności człowieka myślącego i czującego zapis jego wewnętrznego świata, zaproszenie do rozmowy, nie tylko do spojrzenia. To nie dekoracja, ale komunikat. Nie ozdoba, ale świadectwo. A jeżeli choćby zdobi to tylko dlatego, iż wcześniej poruszyło.

OBRAZ to forma artystyczna, która wykracza poza prostą definicję malowidła. Choć zawiera w sobie wszystkie jego cechy jak dbałość o kompozycję, barwę, światłocień czy warsztatową precyzję to jego istotnym, wyróżniającym elementem jest opisowość, a więc zdolność do przedstawiania rzeczywistości w sposób nie tylko estetyczny, ale również poznawczy i narracyjny. Obraz to dzieło, które mówi nie tylko przez formę, ale i przez treść. Opis przedmiotu, osoby, zwierzęcia, zdarzenia czy sceny to wszystko staje się punktem wyjścia dla głębszego przekazu. W obrazie pojawia się zatem historia ta konkretna i ta symboliczna, ta dosłowna i ta metaforyczna. Nie jest to jednak historia rozumiana wyłącznie jako zapis faktów, ale jako metafizyczna refleksja nad losem człowieka, nad światem, nad tym, co widzialne i niewidzialne. Obraz staje się przestrzenią spotkania z czymś większym niż tylko technika czy piękno formalne, staje się medium, przez które artysta przekazuje pytania, idee, przekonania, emocje, często ukryte w alegorii, symbolu, geście lub spojrzeniu postaci. Obraz nie tylko przedstawia obraz, który komunikuje. Ten komunikacyjny charakter obrazu odróżnia go zarówno od mazidła, które nic nie mówi, jak i od malowidła, które często skupia się głównie na formie. Obraz niesie treść, która domaga się odczytania, zrozumienia, kontemplacji. Jest to treść wielowarstwowa z jednej strony narracyjna, z drugiej refleksyjna, często duchowa. Stąd też obraz można uznać za narzędzie poznawcze nie w sensie naukowym, ale głęboko ludzkim poznajemy przez niego inne epoki, kultury, wyobrażenia, ale też uczymy się rozumieć emocje, relacje, symbole i idee, które kształtowały historię. Od średniowiecza aż po pierwszą połowę XIX wieku, obraz pełnił funkcję nie tylko estetyczną, ale przede wszystkim informacyjną i duchową. W czasach, gdy dostęp do słowa pisanego był ograniczony, to właśnie obrazy pełniły rolę języka powszechnego opowiadały o świętych i grzesznikach, o mitach i historii, o cnotach i występkach. Przekazywały dogmaty religijne, idee filozoficzne, przesłania moralne, a często także propagandowe. Były encyklopedią wizualną, ale też przestrzenią głębokiego skupienia i modlitwy. W sztuce średniowiecznej obraz był ikoną nie tylko przedstawieniem, ale także „oknem na świat boski”. W renesansie zyskał wymiar humanistyczny przedstawiał człowieka jako centrum świata, ale wciąż z silnym odniesieniem do idei, które wykraczały poza materialność. W baroku stał się narzędziem emocji i dramatyzmu, formą teatru malarskiego, który porywał widza, by poruszyć jego duszę. Klasycyzm i romantyzm uczyniły z obrazu instrument narodowej tożsamości, nostalgii, patosu, ale także egzystencjalnego niepokoju. W każdym z tych okresów obraz mówił czasem głośno, czasem szeptem, ale zawsze do człowieka. Widz, który staje przed obrazem niezależnie od epoki nie jest biernym odbiorcą. W obraz wpisany jest proces aktywnego odczytywania. Oczy widza stają się narzędziem nie tylko podziwu, ale i interpretacji. Analizuje on układ postaci, gesty, rekwizyty, tło. Doszukuje się ukrytych znaczeń, odniesień biblijnych, mitologicznych, literackich czy filozoficznych. W tym sensie obraz przypomina tekst, który należy przeczytać nie literami, ale oczami i wyobraźnią. Równocześnie jednak zachwyca. Mistrzostwo kompozycyjne, subtelność pociągnięcia pędzla, świetlistość kolorów to wszystko sprawia, iż obraz budzi podziw jako przejaw czysto ludzkiego geniuszu. W tym sensie obraz jest najpełniejszym z dzieł wizualnych, bo łączy w sobie formę i treść, kunszt i przekaz, rozum i uczucie. Nie istnieje po to, by zapełnić przestrzeń, ani po to, by zaimponować efektem. Istnieje, by przemawiać z pełnym poszanowaniem dla inteligencji i wrażliwości widza. To właśnie czyni obraz dziełem ponadczasowym choćby jeżeli jego język jest dawny, jego sensy przez cały czas są obecne, możliwe do odkrycia i przeżycia. Współczesność próbuje czasem zredukować obraz do poziomu dekoracji lub cyfrowej reprodukcji, ale prawdziwy obraz przetrwał próbę czasu nie dlatego, iż jest ładny, ale dlatego, iż jest głęboki. Wciąż patrzy na nas z galerii i muzeów oczyma Madonny, gestem proroka, milczeniem martwej natury. Pyta. Przypomina. Uczy. Wzywa do zadumy.

FENOMEN to nie tylko przedmiot. To zjawisko o głęboko duchowym i poznawczym charakterze. To dzieło, które przekracza granice czasu, przestrzeni, kultury i krytyki stając się czymś więcej niż tylko artefaktem estetycznym. Fenomen to dzieło doskonałe, a zarazem niepojęte; obecne w świecie, a jednocześnie wymykające się jego banalności. Zjawia się, by zostać zapamiętane, przeżyte, wyryte w świadomości odbiorcy jak niezatarte doświadczenie. Jego siła nie polega jedynie na tym, co przedstawia, ale na tym, jak działa i co robi z człowiekiem, który się z nim konfrontuje. To właśnie dlatego fenomen to coś więcej niż obraz, więcej niż malowidło, więcej niż jakakolwiek forma artystyczna to czyste przeżycie, które wykracza poza analizę i interpretację. Jego obecność jest czysta, oczywista, bezpośrednia nie wymaga słów, nie potrzebuje komentarza. Odbiorca nie musi znać historii sztuki, teorii formy czy symboliki. Wystarczy, iż patrzy. Wystarczy, iż jest obecny. Fenomen „mówi” sam nie do intelektu, ale do duszy. W tym znaczeniu posłużenie się terminem fenomen zaczerpniętym z fenomenologii nie jest przypadkowe. W tradycji myśli Husserla, a także Ingardena czy Gołaszewskiej, fenomen to nie tyle rzecz samo w sobie, ile to, co jawi się świadomości to, co jest nam dane w sposób bezpośredni, przedrefleksyjny, przedwerbalny. Fenomen jest tym, co „ukazuje się tak, jak się ukazuje”, zanim cokolwiek o nim powiemy. Jest czystą obecnością, przed jaką zatrzymuje się czas i rozum. Dzieło sztuki fenomenalne jest właśnie takie nie potrzebuje pośredników samo jest objawieniem. Ale to nie wszystko. W sensie głębszym, związanym z tzw. fenomenizmem, fenomen to nie tylko to, co widzimy, ale także to, co przeżywamy. To, co przedstawia dzieło, co ono znaczy, czym jest, jakie wywołuje emocje, jak na nas wpływa i co się z nami dzieje, kiedy przestajemy je widzieć, gdy fizycznie znika z naszego pola widzenia, a jednak pozostaje w nas. Prawdziwy fenomen zostawia ślad. Ma rezonans, który trwa. Ma moc wpływania na nasze myślenie, pamięć, duchowość choćby po zakończeniu kontaktu. Tym samym fenomenalne dzieło sztuki jest najwyższą formą przeżycia artystycznego bo jego istota nie zamyka się w formie, technice, narracji czy stylistyce. Nie daje się „posiąść” ani „wyjaśnić”. Jest tajemnicą, która przemawia w sposób absolutny. Jest czymś, co się objawia, ale nigdy do końca nie odsłania. Dzieło fenomenalne nie mówi „zrozum mnie”, ale „doświadcz mnie”. I to właśnie owo doświadczenie czyni z niego przedmiot niemal święty obecny na granicy sacrum, choćby jeżeli nie przedstawia treści religijnych. Dla odbiorcy kontakt z takim dziełem może mieć charakter mistyczny, metafizyczny, a choćby transformujący. Patrząc na nie, nie tylko „coś widzimy” zmieniamy się. Ulegamy jego działaniu, tak jak ulegamy sile symbolu, archetypu, modlitwy. Fenomenalność dzieła sztuki polega na tym, iż przenika do głębszych warstw naszej świadomości aż do tych, które są trudne do nazwania. Jego wpływ wykracza poza moment odbioru, działa również wtedy, gdy o nim zapominamy, gdy śnimy, gdy milczymy. Działa w obszarze ponadświadomości, a więc w przestrzeni, którą nie rządzą już logika ani język. W tym sensie fenomen jest niepodległy krytyce. Nie dlatego, iż jest „lepszy” niż inne dzieła ale dlatego, iż krytyka go nie dosięga. Nie można go zmierzyć miarą aktualnych gustów, nurtów, mód czy akademickich kategorii. Jest jak objawienie albo cię poruszy, albo nie. Nie można go „udowodnić”, ani „odtworzyć”. Jest jedyny. Fenomenalność nie ma kopii. Fenomen w sztuce to ideał ale nie w sensie klasycznym, jako wzorzec proporcji czy piękna. To ideał żywego kontaktu między dziełem a człowiekiem, kontaktu tak intensywnego, iż granica między podmiotem a przedmiotem zaczyna się zacierać. Nie jesteśmy już tylko widzami stajemy się uczestnikami obecności. I to właśnie ten stan pełnego, cielesno-duchowego doświadczenia obecności dzieła można określić jako akt fenomenologiczny. Dlatego dzieło fenomenalne działa na widza niczym obiekt sakralny jak ikona, relikwia, święty przedmiot, którego nie analizuje się, ale przed którym się staje, milknie, klęka, poddaje się jego aurze. W tym doświadczeniu zawiera się pierwiastek boskości niekoniecznie w znaczeniu religijnym, ale jako kontakt z czymś wykraczającym poza to, co ludzkie. W takim dziele obecna jest absolutna intensywność coś, czego nie sposób zamknąć w słowie, ale co można odczuć z pełną wyrazistością. Fenomen, zatem, nie jest po prostu „najlepszym” dziełem. Jest tym, które pozostaje, które przemienia, które prowadzi w głąb. Jest dziełem, które nie tyle ma sens, co jest sensem. W świecie przepełnionym obrazami, formami i hałasem, fenomen staje się czymś rzadkim i nieocenionym cichym krzykiem wieczności.

Mazidło, malowidło, obraz i fenomen można rozumieć jako cztery kolejne stopnie tej samej drogi od pozoru ku pełni, od powierzchowności ku transcendencji. Mazidło jest punktem wyjścia, przykładem tworu pozbawionego treści i znaczenia, istniejącego jedynie jako wizualna namiastka sztuki. Nie rodzi się z potrzeby ducha, ale z pustki i nudy, z podporządkowania kaprysom rynku. To etap zerowy, na którym gest malarski zostaje sprowadzony do bezrefleksyjnej dekoracji. Na przeciwnym biegunie znajduje się fenomen dzieło wymykające się wszelkim kategoriom, ponieważ nie tylko przedstawia czy komunikuje, ale działa na człowieka w sposób absolutny. Jest wydarzeniem duchowym, wykraczającym poza granice sztuki pojmowanej jako technika, styl czy narracja. Fenomen nie potrzebuje wyjaśnienia, bo sam staje się przeżyciem intensywnej obecności, która zostawia ślad w świadomości, a nierzadko także w duszy odbiorcy. Pomiędzy tymi skrajnościami rozciąga się przestrzeń prawdziwej twórczości. Malowidło to świadomy akt artystyczny, wyraz poszukiwania harmonii i sensu poprzez formę. Zawiera w sobie myśl i emocję, warsztat i tradycję, jest próbą uchwycenia rzeczywistości widzialnej i wewnętrznej w sposób odpowiedzialny i celowy. Obraz nie tylko kształtuje formę, ale także opowiada, komunikuje, wprowadza element narracji i symbolu. Jest świadectwem epoki, lustrem idei, przestrzenią dialogu między artystą a widzem.Tak więc rysuje się droga od pustego śladu udającego sztukę po najwyższy stopień, gdzie dzieło staje się fenomenem, wydarzeniem duchowym. Droga ta nie jest jedynie klasyfikacją obiektów artystycznych, ale także metaforą ewolucji samej sztuki, od imitacji ku głębi, od formy ku treści, od treści ku doświadczeniu. Każdy z tych stopni odsłania inny wymiar relacji między artystą, dziełem i odbiorcą a dopiero wszystkie razem ukazują pełnię możliwości sztuki, jej upadku, jej odrodzenia i jej ostatecznego spełnienia.

Zenon Burdy

Idź do oryginalnego materiału