Zgorszony „Kościołem otwartym”. Czy tylko dlatego Peterson nie chce zostać katolikiem?

3 miesięcy temu

Czy Jordan Peterson nawróci się na wiarę katolicką? A może już jest bliski Kościołowi? Religijne poszukiwania tego wybitnego kanadyjskiego psychologa wzbudzają niemałą sensację. Choć sam Peterson unika deklarowania własnej wiary – to język, którego używa jest głęboko religijny, a on sam był nieraz widziany podczas liturgii, w tym katolickiej. Mimo to, wybitny myśliciel zdecydowanie uprzejmiej wypowiada się o prawosławiu, niż o świętym Kościele katolickim, a sam przyznaje, iż raczej nie rozważa konwersji. Powodów jest wiele – wśród nich niechęć, jaką u Petersona budzi „katolicyzm otwarty”. Peterson w mocnych słowach krytykuje „płytki” i „podły” program „dostosowania” do świata. Ale to zaledwie część problemu. Choć wielu postrzega Petersona jako obrońcę wartości chrześcijaństwa przeciwko wojującym ateistom, w rzeczywistości jego poglądy religijne bliskie są modernizmowi i zniekształcają adekwatny sens religii. Jego popularność może oznaczać nie tylko docenienie tradycyjnej moralności na zachodzie, ale również umocnienie indyferentyzmu.

„Mało prawdopodobne” nawrócenie

Na początku 2024 roku głośnym echem odbiła się katolicka konwersja żony Petersona. Po długiej chorobie i diagnozie nieuchronnej śmierci w przeciągu 10 miesięcy Tammy Peterson niespodziewanie doczekała się remisji rzadkiego przypadku raka. Ten pomyślny obrót spraw małżonka znanego psychologa uznała za skutek boskiej interwencji i łaskę modlitwy różańcowej. Niedługo potem w Wigilię Paschalną ochrzczona jako protestantka kobieta przyjęła sakrament bierzmowania.

W sieci zgęstniało zatem od pytań, kiedy Jordan Peterson pójdzie w ślady jego małżonki. Już wcześniej wielu dostrzegało w jego krytyce ateizmu i pochwale wartości Pisma Świętego zapowiedź wędrówki ku pełni wiary. A jednak… żaden przełom religijny w życiu intelektualisty nie nastąpił. Pytany za to podczas wywiadów o możliwość nawrócenia poczytny autor zaprzeczył, by je rozważał. Jak zapewniał to wysoce nieprawdopodobne, by został katolikiem.

Na drodze ku wierze Petersona stoją dwie poważne przeszkody. Po pierwsze – ten poczytny autor z dużą niechęcią patrzy na tendencję liberalizacji nauki Kościoła. Trwające od dekad „dostosowanie do świata” to w jego opinii niespełniona nadzieja na popularyzację wiary przez zmniejszanie wymagań… Spłycanie tego, co zdaniem Kanadyjczyka w chrześcijaństwie najistotniejsze: moralne zasady streszczone w wezwaniu do zaparcia się siebie samego i podjęcia własnego krzyża.

Uleganie przez Kościół naporowi świata tym bardziej gorszy sławnego pisarza, iż rozumie on fatalne skutki i nikczemne intencje stojące ze rewolucją obyczajową. To nihilizm i hedonizm II połowy XX wieku odpowiada za depresyjną panoramę naszych czasów. Wielki kryzys zdrowia psychicznego to według Petersona załamanie poczucia sensu w skutek porzucenia cnót i zasad moralnych. Uczony ma świadomość, iż idee, z którymi Kościół tak chętnie dialoguje, w rzeczywistości opierają się na uwolnieniu najniższych instynktów. Oddawanie im pola w Kościele – w którym poszukuje się przecież wsparcia w życiu wiary – oznacza porzucanie misji, spłycanie przekazu etycznego, a w konsekwencji odpływ wiernych.

To właśnie rezygnacją z wymagań i tradycyjnej nauki sławny doktor tłumaczy powszechną apostazję zachodu. jeżeli w Kościele chodzi już tylko o „gitarę i hipisiarstwo, to komu zależy?”, pytał podczas rozmowy z telewizją EWTN. Program „aggiornamento” jest „płytki i podły” i poświadcza utratę woli naśladowania Chrystusa, dodawał.

„Jednym z powodów, dla których Kościół katolicki nie radzi sobie tak dobrze, jak mógłby jest to, iż w swojej próbie popularyzacji wiary władze religijne Kościoła, szczególnie w latach 60-tych, przestały wymagać od ludzi dostatecznie wiele. Nie powinniśmy wymagać zbyt dużo? NIE! Zła decyzja! Kirkegaard powiedział kiedyś, iż gdy wszystko stanie się zbyt proste, powstanie olbrzymie zapotrzebowanie na dobrowolną trudność. (…) Kościół mógłby ją zaoferować. W zasadzie to jest właśnie to, co ma do zaoferowania. To właśnie wąska ścieżka. To bardzo, bardzo, bardzo trudne. Ale jest alternatywą dla piekła…” mówił z kolei na antenie kanału Valuetainment. Poczytny autor nie szczędził też krytyki zaangażowania Watykanu w agendę „kryzysu klimatycznego”, której Peterson pozostaje zdecydowanym demaskatorem.

Przejmowanie przez postępowców steru w Kościele, ukoronowane pontyfikatem Franciszka, skutecznie skierowało sympatię Petersona ku prawosławiu. Zdaniem myśliciela, cerkiew lepiej utrzymała swoje nauczanie. Nie zniekształciła swojego duszpasterstwa, ale również formy obrzędów liturgicznych. Według psychologa jest również wolna od propagandy ideologii. Wszystko to sprawiło, iż Peterson „w czasie prawosławnych ceremonii czuje się najbardziej jak w domu”.

Z tych słów krytyki trzeba wyciągać wnioski. Ceniony pisarz ze zrozumieniem piętnuje bowiem tendencje, które rozdzielają praktykę świętego Kościoła od jej adekwatnego kształtu.

A jednak… niechęć do programu dostosowania do świata nie jest jedyną, ani choćby główną przyczyną, dla której kanadyjski myśliciel nie chce stać się członkiem Mistycznego Ciała Chrystusowego. Po części jego docenienie prawosławia wynika z poważnego błędu, jakim jest niechęć do dogmatu i pomieszanie celów religii…

Peterson, wyraża uznanie dla cerkwi m.in. ze względu na poczucie, iż wschód kładzie mniejszy nacisk na… credo. Kanadyjski psycholog twierdzi, iż prawosławie jest z natury mniej „konfesyjne”, przede wszystkim skupiając się na zasadzie naśladowania Chrystusa. Tymczasem Zachód miałby przesadnie przywiązany być do wizji wiary jako przekonania. Dla kanadyjskiego intelektualisty ta postawa jest niezrozumiała. On sam jest bowiem zdania, iż dowodem wiary nie może być deklaracja przywiązania do konkretnych prawd, a jedynie uczynki spójne z ich przesłaniem.

Podobne obiekcje rozważane cząstkowo brzmieć mogą jak reakcja obronna na błędy współczesności. Jednak, gdy weźmiemy pod uwagę ich całokształt i źródła, zdradzą one sprzeczność, jaka dzieli katolickie postrzeganie religii a poglądy Petersona.

Ukazuje ją m.in. charakterystyczny sposób odpowiedzi uczonego na pytanie, czy wierzy w Boga. Psycholog nigdy nie odpowiedział „tak” lub „nie”. Mówi za to, iż „postępuje tak, jak gdyby Bóg istniał”. Peterson wyjaśnia, iż nie widzi sensu w składaniu słownych deklaracji. Uważa je za mało miarodajne, a dodatkowo… pretensjonalne. Kim bowiem jest, by uważał swój intelekt za zdolny do rozsądzania spraw tak ważnych, jak istnienie Najwyższego?

W tej odpowiedzi możemy dostrzec spójny wyraz myślenia Petersona o sednie religii. Jej głównym zadaniem miałoby być udzielenie pomocy indywidualnemu sumieniu, tak by człowiek był w stanie urządzić swoje życie wedle najbardziej wartościowych i znaczących wzorców. Intelektualista, posiłkując się znacznie zmienioną wizją archetypów Carla Gustava Junga, uznał, iż w źródłach religijnych zawarta jest starożytna mądrość etyczną, zdolna dać odpowiedź na wszechobecny chaos, tragiczne doświadczenia i… ciężar samoświadomości – wymuszający na człowieku dążenie do życia w moralny i wzniosły sposób.

Dla Petersona punktem wyjścia religii jest więc człowiek. Moralne i transcendentne intuicje, które przechować miał m.in. w Piśmie Świętym i chrześcijańskiej nauce. Najpełniejszy wyraz religijności miałoby stanowić zaś wyabstrahowanie „morału” z tych wskazówek do uformowania własnego sumienia. Deklaracja wiary, czy zachowywanie credo… oczywiście traci w tej wizji na znaczeniu. To dlatego Peterson dystansuje się od doktrynalnych dyskusji i stroni od wypowiadania się o swojej wierze.

Czy zatem tym samym kanadyjski psycholog uważa, iż prawdy wiary i historia zbawienia nie są prawdziwe? Pytanie to erudyta obchodzi. Nie sposób ująć temu wybiegowi sprytu. Psycholog próbuje dowodzić, iż zadawanie takiego pytania świadczy o przyjęciu oświeceniowej wizji prawdy jako wyłącznie empirycznego faktu i człowieka jako racjonalnego obserwatora. Zdaniem Petersona osoba religijna ilekroć myśli w kategoriach „prawdziwości” wydarzeń historii zbawienia wpada w pułapkę i zaczyna posługiwać się językiem nieuchronnie prowadzącym do scjentyzmu. Peterson twierdzi, iż wydarzenia i treści religijne są „metaprawdziwe”. To znaczy przekazują uniwersalny sens moralny. Mówią ogólne prawdy o tym, jaki jest świat i człowiek.

W swoich poglądach religijnych Peterson bliski jest zatem istotnym wnioskom… modernistów. Ci teologowie, szczególnie wpływowi w II połowie XX wieku, za sedno religii uznali indywidualne sumienie, a nauczanie Kościoła i Pismo Święte postrzegali wyłącznie jako formy pomocy w intuicyjnym poznawaniu Boga. Ich podstawą miała być tęsknota za nieskończonością i zmysł religijny. Doktryna przestała być zatem przez Boga danym narzędziem Objawienia.

Kościół naucza tymczasem zupełnie inaczej. Poznanie Boga możliwe jedynie dzięki doktrynie katolickiej jest pierwszą powinnością wierzącego. Religia w wizji katolickiej to prawda o Bogu, która schodzi Objawiona z niebios na ziemię. Jej zadaniem i celem nie jest nic innego jako połączenie stworzenia najgłębszą więzią miłości ze Stwórcą, wyrażoną zarówno wiarą, jak i wiernością Woli Najwyższego. Jak pisał Św. abp Józef Sebastian Pelczar, religia „jest osobistym i żywym stosunkiem człowieka do Boga jako początku i celu wszechrzeczy. Stąd wymaga przede wszystkim poznania Boga”.

Peterson wpisuje się w szeroki dziś nurt walki z tą wizją. W zastęp „wrogów objawienia”. Kanadyjski psycholog chce zreinterpretować religię jako narzędzie. Instrument innego przedsięwzięcia, niż wszczepienie człowieka w życie nadprzyrodzone. Podobną tendencję, skierowaną jednak w zgoła innym kierunku przedstawia chociażby papież Franciszek, który zdaje się postrzegać wiarę raczej jako środek budowania pokoju na ziemi, czy troski o „wspólny dom”.

Aspekt ten każe zastanowić się nad możliwymi skutkami szerokiej recepcji myśli Jordana Petersona w kręgach chrześcijańskich. Już teraz jego polemika z wojującym ateizmem, na przykład Richarda Dawkinsa, cieszy się bardzo dużą popularnością. Peterson współpracuje też z biskupem Robertem Barronem, bierze udział w debatach o losach Kościoła Katolickiego, gości na łamach katolickich mediów. Wśród wiernych, jak i „braci błądzących” na Zachodzie jest postacią wybitnie sławną. Wielu sądzi, iż jego myśl to szansa na odpowiedź na postępującą laicyzację Zachodu. Odwojowanie miejsca dla religii w zdewastowanym duchowo społeczeństwie.

Popularność myśliciela przywodzi na myśl innego uczonego, który swoją filozofią na dobre zmienił oblicze wielu wyznań, ale dotknął również Kościoła świętego. Chodzi o Immanuela Kanta. To właśnie recepcja pism tego uczonego przez kręgi najpierw protestanckie, a potem katolickie zaowocowała myśleniem o religii jako tworze „zmysłu religijnego”. To jego idee zapoczątkowały przekonanie, iż Objawienie w zasadzie jest niemożliwe, a to co za nie uznajemy pochodzi w istocie od człowieka.

Apologia chrześcijaństwa w wykonaniu Petersona może owocować podobnie. Poza przekonaniem słuchaczy o błędach ateistycznego racjonalizmu, czy wartości moralności chrześcijańskiej, może oznaczać dalsze zniekształcenie wyobrażenia o tym, czemu służy religia. W najgorszym razie wizja Petersona prowadzić może choćby do swojego rodzaju doktrynalnego indyferetnyzmu.

By odeprzeć to zagrożenie trzeba ostrożnie rozgraniczyć naprawdę wartościową refleksję psychologiczną kanadyjskiego uczonego, od jego przekonań religijnych. Nie sposób tej pierwszej odmówić wartości, szczególnie w kontekście współczesnej wojny cywilizacyjnej. Co do wiary Petersona trzeba jednak pamiętać, iż póki co, sądy religijne sławnego pisarza padają od katolickich daleko. Są naznaczone zeświecczonym postrzeganiem wiary. Tym samym, co program zmian nauczania Kościoła. Modernizm po Petersonowsku ma oczywiście wyraźnie pro-tradycyjny wektor. Zgoła inaczej, niż ten, który znamy z pism dysydenckich teologów. Tak czy inaczej nie będzie on jednak skierowany ku Bogu… a ku człowiekowi.

Filip Adamus

Jordan Peterson: trans-masakrowanie dzieci to zbrodnia przeciw ludzkości

Idź do oryginalnego materiału