
Przemoc ma wiele twarzy. Pojawia się niezależnie od statusu materialnego, wykształcenia, pozycji społecznej. Nie jest ani małomiasteczkowa, ani wielkomiejska. Nie jest też sprawą prywatną czy rodzinną, która powinna być rozwiązywana w czterech ścianach. Boli chyba tym bardziej, gdy jej ofiarami padają dzieci. Ile z nich cierpi w ciszy? Nie wiadomo. Te, które świadomie z trudnej sytuacji postanawiają wyjść i przejść do „normalności” mają do przebycia długą drogę. Tę wciąż przemierza bohaterka naszego artykułu – szesnastolatka z Przasnysza.
– Moja historia zaczęła się dawno. Moi rodzice się rozstali, z czasem mama związała się z nowym partnerem. Założyli rodzinę, urodziło im się dwoje dzieci, moje młodsze rodzeństwo. Na początku wszystko się jakoś układało. Ja uważałam, iż ten mężczyzna jest dobry i też tak jak moja mama chciałam być kochana. Niestety nasze życie z czasem zmieniło się w piekło – rozpoczyna swoją historię nastolatka.
– Ojczym nadużywał alkoholu i stosował przemoc – wobec mnie i wobec mojej mamy. Dla „swoich” dzieci był lepszy, ale one też były świadkami tych awantur i krzyków, poniżania i upokarzania ich własnej mamy. Mnie wyzywał, bił paskiem za byle co, bo a to obiadu nie dojadłam, a to odezwałam się nie wtedy kiedy trzeba, a to za głośno, albo za cicho. Tak jakby każdy powód był dobry do wulgaryzmów i bicia…
– Byłam, jak mówił: grubą świnią, suką, najgorszym dzieckiem na świecie. Miałam mnóstwo lęku w sobie, tak samo jak miała go i moja mama. Ona nie umiała się przeciwstawić, bo się go bała, a on jej tak strasznie nienawidził. Zastraszał ją, krzywdził. Gdy tylko chciała odejść, groził iż odbierze życie jej i sobie. Straszył, iż popełni samobójstwo i będzie to wina mojej mamy.
Taka sytuacja rodziny trwała około 10 lat. Oczywiście przemocy nie dało się skrzętnie ukryć.
– Babcia, mój tata, wujek martwili się o nas. Widzieli, iż coś jest nie tak. Niestety, i tak było w naszym przypadku, iż rodzina która doświadcza przemocy często pomoc odrzuca. Ale nie dlatego, iż tak wszystkim pasuje, ale zwyczajnie dlatego, iż strach, iż swoim zachowaniem sprawi się, iż będzie jeszcze gorzej, jest silniejszy. Mama nie miała pracy, nie miała z nami dokąd iść. Nie wierzyła, iż poradzi sobie sama z dziećmi. Ojczym z kolei, na wszystkie takie próby ingerencji ze strony innych, coraz bardziej nas izolował, pozbawiał kontaktów. I ludzie wokół na takie zachowania w pewnym momencie rezygnują, obrażają się, przestają odzywać…
Nasza bohaterka miała problemy w szkole, z nauką, z rówieśnikami. W pewnym momencie wystąpiły u niej myśli samobójcze.
– Mama zapisała mnie na terapię. Zaczęłam chodzić do specjalistów – opowiada. Na początku kilka to jednak zmieniało. – Bałam się mówić, bałam się ujawnić, co dzieje się w czterech ścianach. Mówiłam na spotkaniach, iż partner mojej mamy jest dla mnie dobry, iż mnie kocha. Gdy padały trudniejsze pytania, tłumaczyłam go, iż przecież każdy może się zdenerwować…
– Na jednym z kolejnych spotkań coś we mnie pękło. Wyrzuciłam z siebie wszystko. Zgodziłam się na założenie niebieskiej karty, nie chciałam żeby wiedział, iż coś robię za jego plecami, bardzo bałam się, iż zrobi komuś z nas krzywdę.
Pojawiła się nadzieja, a wraz z nią i pierwsze zwątpienie. – Nie wiedziałam czy to wszystko się uda. Wiedziałam tylko, iż nie chcę żyć w tym piekle. Do naszego domu, któregoś dnia przyjechali pracownicy pomocy społecznej i wtedy mama się przełamała i opowiedziała im wszystko, całą prawdę.
Mężczyzna po tej wizycie wpadł w furię. – To był okropny wieczór. Wrzaski, krzyki. Chciał pobić mamę, ale udało nam się go odciągnąć. Zabrał mi telefon, telefon mamy zniszczył, żebyśmy nie mogły zadzwonić po pomoc. Moja młodsza siostra wtuliła się we mnie. To wspomnienie jest dla mnie najtrudniejsze. Ona płakała, krzyczała o pomoc i tak bardzo wtedy bała się swojego własnego taty…
Na drugi dzień w domu po raz kolejny pojawili się pracownicy pomocy społecznej. Tym razem interwencyjnie. – Spakowałyśmy się gwałtownie i zabrali nas z domu. Z paniami siedziałyśmy w MOPS-ie. Wtedy moja mama usłyszała, iż ja szukałam pomocy już od jakiegoś czasu. Była i zszokowana i jednocześnie szczęśliwa. Płakała długo.
Rodzina trafiła do ośrodka dla samotnych matek, gdzie otrzymała wsparcie. – To nie były łatwe dni. Wciąż we mnie było dużo strachu lęku. Nie umiałam się głośno roześmiać, bo za chwilę pojawiał się strach, iż przez to można zostać pobitym. Bałam się odzywać, mówić. – Z drugiej strony, to były pierwsze noce kiedy mogłyśmy się wyspać. Mama też nie musiała już czuwać nad nami, co miała w zwyczaju robić w domu – pilnować, żeby pijany ojczym nic nam nie zrobił.
Po miesiącu rodzinę zabrali z ośrodka najbliżsi. Z czasem pomogli znaleźć mieszkanie. Mama bohaterki naszego artykułu, zaczęła szukać pracy, brała udział w kursach, które miały jej to ułatwić. Nowe życie, dla dzieci, wiązało się ze zmianą szkoły.
– Dla mnie było to trudne, ja nie miałam dobrych relacji z rówieśnikami, nie nawiązywałam relacji, właśnie ze względu na moje przejścia. Bałam się ludzi. Bałam się, iż sobie nie poradzę, iż znów rówieśnicy mnie nie zaakceptują, iż nauczyciele nie będą przychylni. Do dziś jest mi ciężko, jednak coraz częściej czuję się bezpieczna, coraz bardziej otwieram się przed innymi. Staram się uczyć pokazywać swoje dobre i mocne strony. Staram się żyć bez lęku – przekazuje.
Historią, którą nam opowiedziała, chce przekazać innym, iż nie warto tkwić w tak złej sytuacji.
– Wiemy razem z mamą, iż wyjście z przemocy jest trudne, a choćby bardzo trudne. Ale trzeba próbować to zmienić. Trzeba szukać pomocy, trzeba zaufać innym, iż nam pomogą. Życie nie musi być piekłem – stwierdza i dodaje. – Swoim przykładem mogę udowodnić, iż warto. Że naprawdę nie można się bać…
– Dla nas to też była długa walka, ale dla siebie i najbliższych trzeba podejmować działania, by obronić się i odzyskać swoje życie. Możemy to zrobić bardzo małymi kroczkami. Powiedzieć komuś o doświadczanej przemocy. Bo ktoś, komu powiemy o swoim piekle, może nam uświadomić, iż nie jesteśmy sami, iż jest wyjście z tej sytuacji. A dostrzeżenie takiej iskierki nadziei, jest chyba w takiej sytuacji, tym co najważniejsze…
ren