Żyją dzięki temu, iż zmarli nie zabrali swoich serc do nieba

11 miesięcy temu
– Wielu dramatycznych sytuacji można byłoby uniknąć, gdyby w Polsce było więcej potencjalnych dawców narządów. Mamy świadomość, iż żyjemy dzięki temu, iż rodziny dawców nie wyraziły sprzeciwu na pobranie narządów. Jesteśmy za to niezmiernie wdzięczni – podkreślają uratowani dzięki dawcom. Z lewej Roman Błażejczak obok Michał Adamski (Fot. Anna Moraniec).

Byli młodzi, wysportowani, szczęśliwi. Czuli się panami życia. Do czasu gdy ich serca powiedziały, dość. 41-letni dziś Michał Adamski na nowe serce czekał 8 lat, od 2012 do 2020 roku. Roman Błażejczak pierwszy przeszczep serca przeszedł w 1992 roku, w wieku 26 lat. Po 25 latach, nowe serce przestało jednak pracować. Nowy narząd dostał w 2017 roku. Jest pierwszym w Polsce pacjentem po retransplantacji serca, to znaczy, iż w piersi bije mu już trzecie serce. Takich jak oni szczęśliwców jest niewielu. Wciąż 1/3 pacjentów nie doczeka się dawcy…

Michał Adamski urodził się zupełnie zdrowy. Miał 14 lat, gdy zaczął nurkować. gwałtownie stało się to jego wielką pasją. Zdecydował się związać zawodowo z nurkowaniem. Wyjechał z rodzinnego Poznania do Gdyni na studia w Akademii Marynarki Wojennej, na kierunku nawigacja i prace podwodne. – Pracowałem na platformach wiertnicznych, latałem do pracy helikopterem. Nurkowanie, zwłaszcza na dużych głębokościach cały czas było moją pasją, spędziłem wiele czasu w Egipcie i Chorwacji. Schodziłem pod wodą na głębokość poniżej stu metrów – mówił.

W związku z tym co roku stawał przed komisją lekarską, przechodził dokładne badania, m.in. RTG klatki piersiowej. Lekarze zwracali uwagę na to, iż ma dosyć duże serce. „Serce sportowca” – słyszałem.

Wadę serca wykryto podczas rutynowych badań

W 2012 roku doznał kontuzji, wysunął mu się dysk. – Miałem już „30”, więc zaproponowano mi wykonanie dokładniejszego „przeglądu”.

– Po kolei odwiedziłem okulistę, neurologa, aż w końcu trafiłem do pani kardiolog. Była godzina 17. Pani doktor dokładnie mnie osłuchała, a potem powiedziała, iż zrobi echo serca. Długo to trwało, a gdy siadła za biurkiem, wiedziałem, iż coś jest nie tak – wspominał mężczyzna. – Chciałabym przebadać pana jeszcze u siebie w szpitalu – powiedziała. – Kiedy mam tam być? – zapytał. – Jutro o 7 rano – usłyszał.

Następnego dnia leżał już w szpitalu. Badania wykazały kardiomiopatię rozstrzeniową i frakcję wyrzutową serca poniżej 30 proc. Miał wtedy małe dzieci – w 2010 roku urodził mu się syn, a dwa lata później córka. – Lekarze mówili mi, iż będę miał trudności z noszeniem córki na rękach, a ja dalej nurkowałem. Mój wytrenowany organizm radził sobie mimo chorego serca. Pierwszy kryzys pojawił się, gdy w pracy w Norwegii skończył mi się jeden z leków. Wtedy poczułem na własnej skórze, co to znaczy płytki oddech. Po powrocie do Polski usłyszałem, iż muszę mieć kardiowerter, urządzenie, które uratuje mi życie w wypadku zatrzymania się serca – wspomina.

Długo się przed tym bronił wiedząc, iż to oznacza koniec nurkowania. Poddał się w 2015 roku. W lipcu pojechał nurkować do Chorwacji, w sierpniu umówiony był na zabieg. Podczas zabiegu lekarz nie krył, iż jego serce jest w tragicznym stanie. – Pierwsze tygodnie życia z urządzeniem były trudne, przeszkadzało mi choćby w zapięciu pasów w samochodzie. Potem się przyzwyczaiłem – opowiada.

Michał Adamski (Fot. Anna Moraniec)

Kardiowerter uratował mu życie

W grudniu 2019 roku wybrali się całą rodziną na narty do Włoch. Po szusowaniu na wysokości 2 tys. m n. p. m, na parkingu hotelowym w samochodzie zrobiło mu się słabo. Jego serce się zatrzymało. Urządzenie na szczęście zadziałało. Wyzwoliło impulsy elektryczne i serce wróciło do normalnej pracy. Po powrocie do Polski lekarz przeprowadzający kontrolę kardiowertera powiedział, iż gdyby nie to urządzenie, to by już nie żył. – Wtedy przekonałem się, iż trzeba ufać lekarzom – mówi.

Niestety jego stan z dnia na dzień się pogarszał. Nie mógł już złapać oddechu. W płucach zbierała mu się woda. – Topiłem się w łóżku, wiec spałem w kucki. Tak dotrwałem do marca 2020 roku. Lekarze zaproponowali mi wszczepienie komór serca wspomagających pracę serca. Miały to być małe komory, bezpośrednio w ciało. Mój stan był już jednak tak fatalny, iż zdecydowano o wszczepieniu wspomagania prawokomorowego, systemu prof. Religi. Z nim miałem czekać na nowe serce, bez możliwości wyjścia ze szpitala. Ile może to trwać? Kilka dni albo kilka miesięcy. Rekord szpitala to dwa i pół roku – usłyszałem.

Ten sierpniowy dzień Michał będzie pamiętał do końca życia. Na salę wpadł chirurg i zawołał. „Młody mamy to, mamy serce dla ciebie”. We wrześniu wrócił już do domu. W 2021 roku był dwa razy na Biegu po Nowe Życie. w tej chwili już od ponad 3,5 roku ma nowe serce. Zamienił nurkowanie na kijki do nordic walking, koszykówkę. – Żyję normalnie, pracuję, dziś wsiądę do samochodu, wrócę z Ropczyc do Poznania, a jutro pójdę do pracy. Cieszymy się z żoną każdym dniem – mówi Michał Adamski.

Służy mu już trzecie serce

Roman Błażejczak jest wielkim szczęściarzem. Pierwszym w Polsce pacjentem, który doczekał i przeżył drugi raz wszczepienie serca od zmarłego dawcy. – Większość z was na tej sali nie było na świecie kiedy ja miałem pierwszy przeszczep serca. To było w 1992 roku. Miał być ślub, byli zaproszeni goście, a ja byłem młodym, wysportowanym mężczyzną. Miałem 26 lat… i nagle zachorowałem na grypę. Kto się jednak przejmuje grypą. Oczywiście nie wyleżałem jej. A potem? Nie było ślubu, a ja wylądowałem w Śląskim Centrum Chorób Serca, do przeszczepu kwalifikował mnie sam prof. Zbigniew Religa. I co ciekawe, na przeszczep czekałem wtedy całe 7 dni – wspomina.

Ranny wilk, orzeł, sowa tu znajdują pomoc. Teraz „ADA” sama jej potrzebuje

Nie on go jednak operował. – Poleciał do Japonii gdzie opracowywał wspólnie z japońskimi lekarzami zastawkę biologiczną od świni, która do dzisiaj jest stosowana – wspomina pan Roman. Operację przeprowadził wtedy jeszcze nie profesor, ale doc. Marian Zębala, niestety nieżyjący już kardiochirurg, uczeń Religi.

– Po przeszczepie czułem się jak młody Bóg. Uwierzyłem, iż jestem nieśmiertelny. Rzuciłem się w wir życia. Zapomniałem, iż my po przeszczepach serca mamy pewne ograniczenia. Mamy bowiem upośledzony układ krążenia. Nasze serce jest ukrwione, ale nie unerwione. Nie daje nam sygnału, iż ma dość, iż podejmujemy zbyt duży wysiłek. Nie daje sygnałów ostrzegawczych. Tak było ze mną – opowiada.

24 lata po przeszczepie wszedł do łazienki i już z niej nie wyszedł o własnych siłach. Okazało się, iż ma zawał tego przeszczepionego serca. – Na szczęście żona była w domu, natychmiast wezwała karetkę, a teraz zawału nie leczymy farmakologicznie tylko inwazyjnie. Zrobiono koronarografię, odetkano to co się zatkało. Założono stenty i serduszko zaczęło działać. Niestety było coraz słabsze… Po półtora roku było już tak słabe, iż nie mogłem wrócić ze spaceru – nie kryje.

Roman Błażejczak (Fot. Anna Moraniec)

Kolejny przeszczep serca?

Najpierw o przeszczepie rozmawiali z żoną. Zdecydowali, iż o ile dostanie drugą szansę to ją podejmie. – Gdy trafiłem do poznańskiego szpitala usłyszałem, żeby spróbować w Zabrzu, bo tam mnie przeszczepiali po raz pierwszy. Zadzwoniłem do prof. Zębali i jakież było moje zdziwienie, gdy usłyszałem „w niedzielę na ciebie czekam”. I faktycznie. Zostałem przetransportowany karetką i prof. faktycznie czekał. Wystarczyły mu badania z Poznania i wpisali mnie na pilną listę do przeszczepu. Pomyślałem „Jezu, jakie to szczęście, pierwszy raz jak tu byłem na przeszczep czekałem tylko 7 dni, a wcześniej leżałem 12 miesięcy w Poznaniu (wtedy Poznań nie robił jeszcze przeszczepów).

Niestety, czekał bite siedem miesięcy. Były i krytyczne momenty, bo posłuszeństwa odmawiały nerki. Miał chwile załamania. W końcu nikomu jeszcze się nie udało doczekać i przeżyć wtórnego przeszczepu… – Przychodzi 9 sierpnia, moje urodziny, i przychodzi dr Zębala mówiąc: „Roman jest serducho, będziemy cię przygotowywać”. Czy mógłbym dostać większy prezent na urodziny! Nie i nigdy już nie dostanę – mówi. – Faktycznie operowano mnie dopiero 10 sierpnia, bo już po północy. Ślaskie Centrum to takie moje Betlejem. Dostając drugie, a w moim przypadku trzecie życie, intensywniej przeżywam każdy dzień, jestem bardziej empatyczny i wdzięczny.

  • MOŻE CIĘ ZAINTERESOWAĆ: Była prezes banku w Grębowie: nigdy nie kierowałam grupą przestępczą

Przeszczep to ratowanie życia, poprawa jakości i komfortu życia, powrót do aktywności zawodowej i uprawiania sportu. To szansa na dalsze życie. Niestety, w Polsce jest przez cały czas niewielu szczęśliwych pacjentów po przeszczepach serca.

Z lewej Roman Błażejczak obok Michał Adamski (Fot. Anna Moraniec).
Idź do oryginalnego materiału