To miała być droga do finansowej niezależności. Reklama w internecie obiecywała szybki zarobek, łatwe inwestowanie i profesjonalne wsparcie. 63-letni mieszkaniec naszego powiatu, zachęcony wizją zysków, postanowił spróbować. Dziś już wie, iż zamiast zysku został mu ogromny żal i... pusta kieszeń. Mężczyzna w kwietniu natrafił w sieci na pozornie profesjonalną reklamę zachęcającą do inwestowania na giełdzie. Kliknął. Strona wyglądała wiarygodnie. Pobranie dwóch aplikacji i założenie konta inwestycyjnego zajęło mu tylko chwilę. Potem wpłacił pierwsze 40 tysięcy złotych. Gdy wszystko wydawało się iść zgodnie z planem, zdecydował się na kolejną wpłatę – tym razem 25 tysięcy, które przekazał w jednym z wrocławskich kantorów.
Przez cały ten czas pozostawał w kontakcie z „doradcą inwestycyjnym”, który nie tylko udzielał wskazówek, ale i zapewniał, iż inwestycje przynoszą świetne rezultaty. W aplikacji rzeczywiście widać było dynamiczny wzrost kapitału. Iluzja sukcesu trwała aż do momentu, gdy mężczyzna dwa tygodnie temu postanowił wypłacić środki.
Wtedy wszystko zaczęło się sypać. Najpierw pojawiły się trudności z realizacją wypłaty. Później kontakt z doradcą nagle się urwał. Gdy próby odzyskania pieniędzy spełzły na niczym, 63-latek zrozumiał, że