

Kiedy słyszymy o sportowcach ultra to od razu w głowach pojawiają nam się ludzie, którzy potrafią testować granice własnych możliwości, zarówno fizycznych, jak i psychicznych. Do grona osób z tym prestiżowym przedrostkiem, należy zaliczyć też pochodzącego z okolic Przasnysza Rafała Lędziona.
Po raz kolejny z własnymi ograniczeniami zmierzył się w ultra ciężkim biegu – tym razem w mistrzostwach kraju- Backyard Ultra Polska. W tabeli zakończył wydarzenie zajmując 20. miejsce w kategorii open, co biorąc pod uwagę fakt, iż startowało 140 zawodników, i iż Rafał biegł jako debiutant jest nie lada wyczynem (warto dodać, iż wśród debiutantów był w pierwszej dwójce).
By jednak opowiedzieć, jaki wysiłek musiał podjąć, warto opisać czym jest Backyard Ultra. A są to zawody niecodzienne, w których mety nie ma – biegniesz dotąd, aż wystarczy ci sił – fizycznych i umysłowych.
– Polega to na tym, iż w każdą godzinę mamy do przebiegnięcia okrążenie o długości 6,7 km. Niby niewiele, ale tu się zaczyna cała zabawa, bo możemy to zrobić gwałtownie i mieć dłuższą przerwę albo biec wolniej i przerwę ograniczyć do minimum. Za godzinę biegniemy tą trasą od nowa i trwa to dotąd, aż sami postanowimy bieg zakończyć – mówi nam Rafał Lędzion, który w sumie przebiegł 20 pętli i 135 km, co oznacza, iż biegał przez 20 godzin.
– Każde okrążenie starałem się przebiec w takim samym czasie, dokładnie 44 minut. Potem miałem 16 na odpoczynek – przekazuje i dodaje, iż zmęczenie i sen były duże. – Fizycznie byłem przygotowany choćby na 30 godzin, walczyłem ze swoją psychiką oraz zmiennymi warunkami atmosferycznymi – opowiada.
Trasa biegu – górska, a zatem wymagająca? – pytamy. – Trasa zmienna z podbiegami, biegowi towarzyszyły interesujące warunki pogodowe – najpierw słońce, potem burza, a same zawody przerwano z powodu orkanu, który przeszedł nad miasteczkiem – wyjaśnia Rafał.
– Po północy znad gór przyszedł kataklizm. Pozrywane namioty, uszkodzenia miasteczka i wielkie obawy o zdrowie zawodników sprawiły, iż organizatorzy postanowili zakończyć imprezę – dodaje.
– Mam zaproszenie na przyszły rok, więc jest dobrze – podsumowuje nie kryjąc zadowolenia nasz rozmówca.
ren