Ania Witoszek czasem lubi się wyrwać ze szpitalnych korytarzy do bardziej egzotycznego otoczenia, a do tej pory najlepiej jej było w Meksyku i na Kubie. Nasz wywiad powstawał, gdy była w Tanzanii, a właśnie ta wyprawa do Afryki Wschodniej jest połączona z akcją charytatywną, w której też możecie wziąć udział!
Ania Witoszek – lekarka, podróżniczka i motocyklistka
Twój profil jest pełen kolorowych zdjęć i różnych, mniej lub bardziej, egzotycznych dla Europejczyka krajów. Żyjesz w podróży?
Myślę iż wrażenie kolorowych zdjęć wynika właśnie z tego, iż są to miejsca mniej nam znane, poza Europą. W tym momencie niestety nie mam możliwości, żeby żyć w podróży. Jestem lekarką, pracuję w szpitalu, poza tym jestem w trakcie robienia specjalizacji, więc muszę być na miejscu. Właśnie dostałam trzy miesiące bezpłatnego urlopu, a poza nim staram się gromadzić urlop wypoczynkowy na podróże. Raczej wolę długie wyjazdy, niż kilkudniowe wypady.
To jaka była Twoja najdłuższa podróż?
Na moją najdłuższą podróż do Ameryki Południowej miałam więcej czasu, bo akurat kończyłam studia i staż. Przed rozpoczęciem specjalizacji poleciałam do Peru z biletem w jedną stronę i z zaklepanym wcześniej motocyklem. Wtedy mogę powiedzieć, iż żyłam w podróży, bo bywały takie zwykłe dni, kiedy nic się nie robi, nic nie zwiedza, zostaje w jednym miejscu 2-3 tygodnie, czyta się książkę lub ogląda seriale.
Pracowałam też dorywczo, oszczędzając na dalszą podróż. Czasami myślę, iż bym mogła żyć w podróży więcej czasu, jeżeli dałoby się przy tym zarabiać. Bo mieć inną pracę, niezwiązaną z podróżami, a wykonywaną w ich trakcie zdalnie – pewnie bym nie chciała. w tej chwili łatwiej mi jest pracować w jednym miejscu i czasem pojechać na dłuższe lub krótsze wakacje, więc to nie jest takie oczywiste…
Jakimi kryteriami kierujesz się wybierając kierunek swojej podróży?
Jakoś zawsze ciągnęło mnie do Ameryki Południowej, może przez muzykę, kulturę, język, który rozumiałam na początku ze słyszenia, a tam się nauczyłam rozmawiać. I Ameryka Środkowa, czyli Meksyk (myślę, iż po Afryce kolejnym kierunkiem znowu będą tamte rejony). Poza tym są też względy praktyczne, takie jak dostępny czas – jak mam go mało, jeżdżę gdzieś po Europie, jak więcej, to dalej…
Do Afryki chciałam pojechać od dawna, bo nigdy tam nie byłam. Zupełnie nieznany świat – przyznam, iż trochę się obawiałam tego nieznanego i dlatego nie pojechałam wcześniej. A Afryka Wschodnia dlatego, iż jednak jest to już trochę turystyczny rejon, więc uznałam, iż na początek będzie po prostu łatwiej.
Impuls do podjęcia ostatecznej decyzji pojawił się dzięki podróży dziewczyny, którą śledziłam na Instagramie, która też właśnie taką podróż odbyła, motocyklem i sama. Pomyślałam: „jak ona dała radę, to dlaczego ja nie?”. Miałam jechać najpierw do Tanzanii, ale padło na Kenię, z uwagi na możliwość zakupu motocykla. Poznałam Marka Krakusa – Polaka, który wiele lat już mieszka w Kenii i pomógł mi wszystko zorganizować.
Ania Witoszek – lekarka, podróżniczka i motocyklistka
Ania Witoszek jest lekarką, która uwielbia podróże, a jak ma więcej na nie czasu, to chętnie poznaje Amerykę Południową i Afrykę. Bardzo często wybiera motocykl na swój środek transportu, ponieważ daje jej to niesamowitą swobodę.
Zobacz także: https://www.motocaina.pl/artykul/aneta-broda-i-jej-motocyklowe-afryki-zdobywanie-17110.html
I jak ci się podoba ten kraj zza kierownicy?
W Kenii byłam na razie tylko dwa tygodnie, wrócę jeszcze później, a aktualnie jestem w Tanzanii. Przepiękne miejsca, przepiękne widoki po drodze, często jedzie się samymi pasmami górskimi. Góry to jest to co lubię najbardziej, więc cieszę się, iż w Tanzanii jakieś miejsca na piesze wędrówki też się znajdą. Poza tym jeżdżę przez małe miasteczka oraz wioski. Drogi są dobre, czasem asfalt jest, czasem go nie ma.
Sama jazda jest momentami trudna, a może bardziej stresująca. Wcale nie przez gorszą nawierzchnię albo jazdę przez zupełne pustkowia (gdzie swoją drogą raz przebiłam dętkę – na szczęście wytrzymała do asfaltu). Raczej przez to, iż na głównych drogach kierowcy jeżdżą tam dość nieodpowiedzialnie. Jadący z naprzeciwka wyprzedzają na trzeciego, bo to ja mam się usunąć im z drogi. Można się zestresować, jak wielka ciężarówka jedzie na mnie (na czołówkę) i tylko mrugnie światłami, choćby nie zwalniając. Czasem naprawdę nie lubię tu jeździć, ale poza tymi wyjątkami jednak cieszę się, iż zwiedzam te kraje motocyklem.
W jaki sposób organizujesz sobie noclegi i posiłki? Jesteś samowystarczalna, czy wszystko da się ogarnąć w miejscach komercyjnych?
Zazwyczaj przyjeżdżam w dane miejsce (staram się przed zmrokiem) i na bieżąco szukam noclegu, czasem przy pomocy mapy z zaznaczonymi guesthouse’ami. Nie jestem wymagająca, jeżeli chodzi o warunki, ale motocykl na noc musi być bezpieczny, czyli za zamkniętą bramą lub w holu. W większych miastach szukam noclegów online. Korzystam też z aplikacji iOverlander, gdzie można znaleźć fajne miejsca pod namiot. Jem zwykle na mieście, street food jest tu tani i są to lokalne posiłki, plus owoce z tutejszych ogromnych targów.
A do tego jest też jakaś akcja charytatywna z tą podróżą związana?
Tak, podróż do Afryki Wschodniej jest trochę inna, niż poprzednie, bo udało mi się ją połączyć z czymś ważniejszym – z wydarzeniem charytatywnym. Marek Krakus wraz z żoną prowadzi w Meru Fundację „Help Furaha”, oferującą darmową, wykwalifikowaną opiekę i terapię dla dzieci z porażeniem mózgowym, zespołem Downa i autyzmem. To niesamowici ludzie, robiący niezwykłe rzeczy!
Aktualnie również założyli zbiórkę i jeżeli dzięki mojej podróży uda się im uzyskać, choć niewielką sumę na dalszą działalność, to bardzo się cieszę! Zbiórka jest prowadzona na Facebooku: https://www.facebook.com/donate/960922031544198/?fundraiser_source=messages
Oraz na zrzutka.pl:
Motocyklistką jesteś od dawna? Często łączysz podróżowanie po świecie z jazdą na dwóch kołach?
Prawo jazdy na motocykl zrobiłam w 2017 roku, kiedy już w głowie pojawił mi się zarys pomysłu wyprawy do Ameryki Południowej. Kończyłam wtedy staż po studiach i wiedziałam, iż jeżeli mam jechać w dłuższą podróż, to właśnie teraz. Jak robiłam prawo jazdy, to już gdzieś mgliście pojawiały mi się myśli, iż może by tak pojechać motocyklem? Skończyło się tak, iż w Polsce miałam przejechane tylko 500 km moją Hondą CB 500, kiedy w styczniu 2018 roku poleciałam do Peru.
Jeśli chodzi o sposób podróżowania, to chyba robię to pół na pół: motocyklem i transportem publicznym. Po Ameryce Południowej był Wietnam autobusami, ale czasem udawało się wynająć na miejscu motocykl na kilka dni. Potem przerwa z uwagi na pandemię, później Rumunia i Polska motocyklem, Meksyk transportem publicznym i Islandia wynajętym samochodem. jeżeli mam dużo czasu w podróż, lub mogę jechać swoim, to wybieram motocykl. Ale kiedy mam na przykład półtora miesiąca na Meksyk, to trochę mi szkoda czasu w organizowanie motocykla.
Czy to robi Ci różnicę czym i jak zjeżdżasz dany kraj? Co daje motocykl, czego nie może dać inny środek transportu?
Tak, jest różnica. Motocykl daje przede wszystkim swobodę. Mogę jechać praktycznie gdzie chcę i kiedy chcę, bez konieczności dostosowywania się do transportu publicznego. I bagaż się sam wozi, więc go nie trzeba dźwigać. Z drugiej strony w autobusie można spać, czytać książkę lub z kimś rozmawiać, albo przejechać duże odległości nocą.
Ale dla mnie największą i najważniejszą różnicą jest to, iż jakoś bardziej czuję, co jest dookoła, a nie tylko na to patrzę. Nie wiem jak to opisać. W autobusie i samochodzie patrzy się po prostu jak przez okno, i tyle. Wtedy jest dosłownie i w przenośni „zza szyby”, a na motocyklu jest bardziej „na żywo”.
W tych swoich podróżach masz już takie swoje ulubione miejsce, gdzie chcesz wracać? A może choćby kiedyś zamieszkać? Gdzie się czujesz najbardziej swobodnie?
Moje ulubione miejsce to zdecydowanie Meksyk i Kuba, tam na pewno bym chciała kiedyś wrócić. Swobodnie czułam się też w Ameryce Południowej, głównie w Peru. Chociaż najpierw pewnie bym pojechała w miejsca, w których jeszcze nie byłam – również w Meksyku, który jest ogromny i wiele mi tam zostało do zobaczenia. Na razie nie mam planów, żeby się gdzieś przenieść na stałe, ale tamte rejony ewidentnie najbardziej mnie ciągną.
A skąd ta nazwa profilu: „Ania z Sarniego Stoku”?
Tak się nazywa moje osiedle w Bielsku-Białej, gdzie się wychowałam.
Facebook: https://www.facebook.com/AniazSarniegoStoku/
Instagram: