Od podstaw tworzył oddział ginekologiczno-położniczy słupeckiego szpitala, a później przez lata był jego ordynatorem. Bez reszty oddany swojej pracy, gotowy o każdej porze dnia i nocy nieść pomoc. Felicjan Bednarek, legenda słupeckiej medycyny, zmarł w miniony wtorek. Miał 102 lata.
Urodził się 26 września 1922 r. w Ostrowie Wielkopolskim, w koszarach wojskowych. Jego ojciec, zawodowy żołnierz, był tam na 5-letnim kontrakcie. Później rodzina przeniosła się do Poznania. Tam pan Felicjan ukończył gimnazjum. Dalszą edukację przerwała wojna. Pan Felicjan razem ze starszym o 2 lata bratem chciał zaciągnąć się do wojska. Był jednak za młody, dlatego do armii wcielono tylko jego brata, który zginął krótko po wybuchu wojny, podczas bombardowania. W 1940 r. 18-letni wówczas Felicjan został wywieziony na roboty przymusowe do Niemiec. Pracował u mechanika i kowala. W Lubece ukończył liceum, a w 1947 r. – pierwszym statkiem, który po wojnie płynął z Niemiec do Polski – wrócił do kraju. Był bardzo dumny z tego, iż podróż odbył w mundurze żołnierza generała Maczka. Po powrocie zaczął studiować anglistykę, ale nie czuł się w tym najlepiej. Kiedy rozpoczął studia medyczne wiedział, iż to jest to, co chce w życiu robić. W 1952 r., po uzyskaniu dyplomu został wcielony do wojska, gdzie był lekarzem pułku, m.in. w jednostce w Orzyszu. Po 4-letniej służbie, w randze kapitana przeszedł do rezerwy i zamieszkał w Piechcinie koło Inowrocławia. W szpitalu w Inowrocławiu zdobył pierwszy stopień specjalizacji z ginekologii. Drugi uzyskał w poznańskiej klinice przy ul. Polnej, w której pracował od 1961 r. W 1966 r. wygrał konkurs na ordynatora oddziału ginekologiczno-położniczego nowo powstałego szpitala w Słupcy. Od podstaw tworzył ten oddział, bez reszty oddając się pracy. Praktycznie całą dobę był do dyspozycji pacjentów. Mieszkając w przyszpitalnym hotelu wielokrotnie, w środku nocy pojawiał się na oddziale, kiedy pacjentki potrzebowały jego pomocy. – Pamiętam sytuację, w której przez kilka godzin odbieraliśmy poród. O 1 w nocy nie mogliśmy już sobie poradzić, musieliśmy wezwać doktora. Kiedy do niego zadzwoniłam i powiedziałam, iż jest potrzebny, nie zdążyłam dobrze odłożyć słuchawki, a już widziałam, jak Felek stoi w drzwiach oddziału. Założył tylko spodnie na piżamę i pędził na pomoc. Już z daleka krzyczał, żeby szykować salę operacyjną. Podobnych sytuacji było bardzo wiele – na naszych łamach wspominała pani Teresa, położna pracująca w słupeckim szpitalu, a później żona pana Felicjana.
Kiedy doktor był potrzebny na oddziale, a nie było go w przyszpitalnym hotelu, ani w żadnej z poradni (prowadził je w Witkowie, Strzałkowie i Zagórowie), wysyłano po niego karetkę do Giewartowa, gdzie wybudował dom. Bywało tak, iż kiedy tylko słyszał syreny z ambulansu, od raz wsiadał w swojego Poloneza i pędził do szpitala, bo wiedział, iż tam ktoś potrzebuje jego pomocy. Pani Teresa wspomina, iż jako szef pan Felicjan był wymagający, ale też dbał o cały personel. Kiedy pojawiły się nerwowe sytuacje, a tych na oddziale ginekologicznym nigdy nie brakowało, ordynator starał się gwałtownie rozładować złe emocje.
W 1989 r. pan Felicjan przeszedł na emeryturę. Ciężko to przeżył, bo przez cały czas chciał pracować, czuł się w pełni sił. Ostatecznie jednak musiał pożegnać się z ukochanym oddziałem. Będąc na emeryturze już na stałe przeprowadził się do Giewartowa. Miał wiele pasji. Uwielbiał grać w szachy, był zagorzałym kibicem, głównie piłki nożnej, ale też innych dyscyplin. Zresztą sport od zawsze towarzyszył mu w życiu, w młodości był całkiem dobrze zapowiadającym się piłkarzem Warty Poznań. Bardzo istotny dla niego był patriotyzm. Często, podczas spotkań towarzyskich śpiewał z przyjaciółmi patriotyczne piosenki, czasami przygrywając do nich na gitarze. jeżeli o przyjaciołach mowa, pan Felicjan przez całe życie miał ich wielu. Tradycją było, iż 9 czerwca, w dzień jego imienin do Giewartowa z życzeniami przyjeżdżało mnóstwo osób.
Pana Felicjana odwiedziliśmy we wrześniu 2022 r., krótko po jego setnych urodzinach. Zapytany o receptę na długowieczność podkreślał, iż istotny jest humor oraz wielu przyjaciół, ale tylko tych serdecznych. No i, przede wszystkim, dobra kobieta u boku. – Powiem panu, iż ja mam to szczęście, iż mam przy sobie tak dobrą kobietę – wyznał pan Felicjan w rozmowie z naszym dziennikarzem.
Pan Felicjan zmarł 4 marca. W piątek spoczął na cmentarzu w Giewartowie. Jego bliskim składamy wyrazy współczucia.