Agresywna jazda skutkująca groźnym wypadkiem – to nie opis zachowania jakiegoś przypadkowego Sebixa, tak jeździ marszałek województwa lubuskiego i… przewodniczący Lubuskiej Wojewódzkiej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego.
Ach, politycy. Gdyby tylko dostawali mandaty proporcjonalne do poziomu hipokryzji, dawno spłaciliby deficyt budżetowy. Najnowszym bohaterem krajowej kroniki drogowej został Marcin Jabłoński – marszałek województwa lubuskiego, polityk Koalicji Obywatelskiej, ale przede wszystkim… przewodniczący Lubuskiej Wojewódzkiej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego. Brzmi dumnie, prawda? Do momentu, w którym nie zobaczysz nagrania z jego drogowego popisu w roli głównej.
Na ekspresówce S3, prowadząc służbową Škodę – bo przecież nic nie podkreśla prestiżu urzędu jak flota z logotypem gminy na drzwiach – pan marszałek z impetem, w kacie „zemsty” skosił BMW. Sytuacja została nagrana z dwóch kamer, więc nie ma mowy o domysłach, montażu czy deepfake’u. Ot, klasyczny przypadek: „proszę zjechać na prawy, bo ja mam misję”.
Z nagrania jasno wynika, iż Jabłoński nie tyle zapomniał o przepisach ruchu drogowego, co najwyraźniej postanowił stworzyć własne. Najpierw jazda na zderzaku (może szukał numeru VIN na tablicy rejestracyjnej poprzedzającego pojazdu?), potem bezsensowna próba wjechania z powrotem na lewy pas tuż przed zderzeniem. Oczywiście, pojawia się tam też przyspieszające BMW – ale jak to mawiają: dwa ego na jednej ekspresówce to o jedno za dużo.
Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego – ot, kolejna kolizja z udziałem kierowcy zbyt pewnego siebie – gdyby nie fakt, iż Jabłoński to człowiek, który formalnie odpowiada za edukację innych kierowców w zakresie bezpieczeństwa. Przewodniczy radzie, która na swojej stronie chwali się działaniami na rzecz poprawy kultury jazdy. Może czas dodać tam podpunkt: nauka przez antyprzykład – jazda po jabłońsku.
Na razie wiemy, iż policja odebrała marszałkowi uprawnienia do kierowania pojazdem. Formalnie – na 7 dni. Potem decyzja należy do sądu. A co w międzyczasie? Czy przewodniczący Rady BRD przez cały czas będzie przewodniczył? Czy może wyśle do siebie samego list ostrzegawczy? Może odbędzie też spotkanie rady, na którym sam przed sobą wygłosi pogadankę o zachowaniu bezpiecznego odstępu? Na razie instytucje odpowiedzialne za jego nominację i nadzór zgodnie milczą. Widocznie brakuje im pasów startowych do startu medialnego kryzysu.
Sama kolizja, szczęśliwie, zakończyła się bez ofiar. Formalnie – ot, drobne blacharskie nieporozumienie. W praktyce – spektakularne zderzenie wizerunku z rzeczywistością. Co dalej? Czekamy na oficjalne komunikaty, bo wygląda na to, iż za kierownicą urzędu – podobnie jak za tą Škodą – chwilowo nikt nie trzyma rąk na kierownicy.
Jeśli więc zobaczysz kiedyś na billboardzie uśmiechniętego polityka, który mówi „bezpieczeństwo drogowe to mój priorytet” – lepiej zjedź na prawy. I sprawdź, czy nie siedzi ci już na zderzaku.