„Czwórka” wraca, ale nie taka jak dawniej. „Codzienna walka o miejsce”

1 miesiąc temu

Po remoncie trasy na Wzgórza Krzesławickie mieszkańcy Bronowic i Nowej Huty z ulgą zobaczyli powrót swojej ulubionej „czwórki”. euforia jednak gwałtownie ustąpiła frustracji — zamiast pojemnych „Krakowiaków” po torach znów suną mniejsze „Lajkoniki”. Efekt? Tłok, ścisk i codzienna walka o wolne miejsce.

Po długich miesiącach przerwy tramwaj linii nr 4 ponownie łączy zachód i wschód miasta. To jedna z najważniejszych tras w Krakowie — codziennie korzystają z niej tysiące pasażerów. Niestety, zamiast komfortu i przestrzeni, wielu z nich odczuło powrót linii jako krok wstecz.

Nowe „Lajkoniki” są mniejsze o blisko 100 miejsc od „Krakowiaków”, które wcześniej obsługiwały „czwórkę”. W godzinach szczytu oznacza to jedno — zatłoczone wagony i pasażerów, którzy nie zawsze mieszczą się do środka.

Skąd ta zmiana? „Krakowiaki” nie przeszły pomyślnie testów na pętli Wzgórza Krzesławickie — ocierały o perony. Choć usterkę usunięto, pojawił się kolejny problem: zbyt słabe zasilanie trakcji. Podstacja energetyczna, która ma to poprawić, wciąż jest w budowie.

Miasto postanowiło więc tymczasowo wysłać na trasę mniejsze tramwaje, a pojemne „Krakowiaki” przeniosło na linię nr 24. Według urzędników to rozwiązanie „kompensacyjne”, bo obie linie pokrywają się częściowo na odcinku bronowickim. Ale dla pasażerów jadących z Nowej Huty taki argument brzmi jak kiepski żart.

– Sytuacja dziwi tym bardziej, iż „czwórka” przy kursowaniu „Krakowiaków” była bardzo często przepełniona, co powoduje, iż w tej chwili komfort podróży pozostało gorszy – napisał do nas Czytelnik

„Czwórka” od lat należy do najbardziej obleganych linii w Krakowie. Teraz, z mniejszym taborem, sytuacja tylko się pogorszyła. Dla wielu mieszkańców to nie tylko kwestia wygody, ale codzienny dowód na to, iż transportowe decyzje miasta często rozmijają się z realnymi potrzebami krakowian.

(KK)

Idź do oryginalnego materiału