Greta Thunberg, która zapoczątkowała nowy etap klimatycznego szaleństwa, doczekała się znacznej gromadki naśladowców oraz innych „obrońców klimatu”, którzy chcą przebić Szwedkę w eko-radykalizmie.
W ostatnich tygodniach polskie tak zwane eko-aktywiszcza – czyli młodzi „obrońcy klimatu” – kilkukrotnie zablokowały drogi w największych polskich miastach, oblały pomarańczową farbą warszawską Syrenkę, przerwały koncert w filharmonii. Do „osiągnięć” zachodnich towarzyszy wciąż im jeszcze daleko. Póki co nie znaleźli się bowiem, na szczęście, „odważni radykałowie”, którzy na przykład zalaliby zupą pomidorową „Bitwę pod Grunwaldem” Jana Matejki bądź inne dzieło sztuki znane każdemu Polakowi, tak jak zrobili to farbowani ekolodzy na Zachodzie, atakując m. in. „Mona Lisę” Leonarda da Vinci.
Nie ma – i bardzo dobrze – w Polsce na tyle zdeterminowanych „zielonych brygad”, które, na przykład, przebijałyby opony samochodów ciężarowych bądź w inny sposób uszkadzały pojazdy, co miało miejsce na przykład w Wielkiej Brytanii. Ciekawe, czy zagraniczne eko-aktywiszcza zdają sobie sprawę, iż tego typu akcja terrorystyczna mogła zakończyć się dla nich śmiercią bądź kalectwem – bynajmniej nie ze względu na to, iż uczestnicy zostaliby zlikwidowani przez odpowiednie służby, tylko dlatego, iż chyba nie zdawali sobie sprawy, co może się stać, jeżeli ktoś nieudolnie zacznie wiercić wiertarką w oponie 18-kołowego, załadowanego tira.
Nie można jednak wykluczyć, iż już niedługo i w naszej Ojczyźnie będziemy świadkami akcji, w porównaniu z którymi to, co robiła i robi Greta Thunberg wydaje się być sympatyczną, wręcz niewinną realizacją życiowych pasji.
Jeśli nie radykalizm, to co?
Radykalizm jest wpisany w każdą rewolucję, również w trwającą teraz eko-rewolucję. Początkowo za klimatycznych radykałów uchodzili Al Gore i Leonardo DiCaprio. Bardzo gwałtownie jednak ich eko-potencjał wypalił się, w związku z czym rewolucja musiała znaleźć następców. Zdecydowano się postawić na dzieci i młodzież, co – niestety – okazało się strzałem w dziesiątkę.
Jak zauważa Marc Morana – to były członek senackiej komisji Environment and Public Works Committee, wydawca portalu ClimateDepot.com, autor książki „Zielone oszustwo” – działacze klimatyczni chwytają się niemalże wszystkiego, by zmusić społeczeństwo i rządy do „działania” w sprawie, wokół której robią oni tyle szumu.
„Nie udało im się straszenie punktami krytycznymi, obwinianie zmian klimatu o każde ekstremalne zjawisko pogodowe, ostrzeganie, iż niedźwiedzie polarne zostały przywiedzione na skraj wymarcia, przepowiadanie, iż poziom oceanów podnosi się i zatopi Nowy Jork itd. Skoro nie udało się przekonać dorosłych do podjęcia działań w sprawie klimatu, ruch klimatyczny zaczął wykorzystywać dzieci. Długotrwała indoktrynacja klimatyczna dzieci w szkole zaczyna przynosić efekty. Te dzieci były terroryzowane bzdurami o klimatycznej zagładzie od przedszkola i teraz zachęca się je do wagarowania, by nakłaniały do stosowania rozwiązań w kwestii rzekomej zmiany klimatu”, podkreśla amerykański ekspert.
Strategia „obrońców klimatu” okazała się wręcz genialna. Któż bowiem odważy się atakować niewinne dzieci, które nakręca „katastrofa klimatyczna”, „klimatyczna panika”, „klimatyczna zagłada” itp.? Mało tego! Któż odważy się krytykować dzieci, które robią coś dobrego – czyli walczą o przyszłe pokolenia, które mogą w ogóle nie nadejść, jeżeli świat nie zrobi niczego dla klimatu?
Przez lata strategia wykorzystywania dzieci w służbie eko-rewolucji przynosiła wymierne skutki. Greta Thunberg była zapraszana na przeróżne międzynarodowe narady, konferencje, dyskusje itp., gdzie przemawiała niczym wyrocznia. Media nazywały ją „prorokinią”, a lewicowo-liberalni politycy rozpływały się nad jej eko-poświęceniem, co zawarto w haśle „Porzuciła szkołę, żeby walczyć za nas”. Nieważne, iż Thunberg w niemal każdym swoim wystąpieniu skupiała się przede wszystkim na samej sobie; nieważne, iż za każdym razem podkreślała, iż rzuciła szkołę, żeby ratować planetę; nieważne, iż poza emocjonalnymi krzykami i robieniem groźnych min jej przekaz był absolutną kopią tego wszystkiego, co głosili wywołani wcześniej Al Gore i Leonardo DiCaprio. To wszystko było nieważne, ponieważ do świata przemawiało dziecko.
Dziwne, iż nikomu poza kilkoma „prawicowymi oszołomami” nie zapaliła się w głowach czerwona lampka, kiedy w roku 2019 podczas Światowego Forum Ekonomicznego w Davos Thunberg oświadczyła: – Nie chcę, żebyście mieli nadzieję. Chcę, żebyście panikowali. Chcę, żebyście czuli strach, który ja odczuwam każdego dnia. Możemy się zastanawiać, co by było, gdyby te słowa młodej – wówczas 16-letniej – Szwedki trafiły do szerszego grona odbiorców. Może jej eko-gwiazda już wówczas lekko by przygasła? Może ktoś zastanowiłby się nad tym, co i dlaczego robią „obrońcy klimatu” głoszący, iż chcą nam „odebrać nadzieję”. Tego się już nie dowiemy. Wiemy za to, iż z innych powodów, którym należałoby poświęcić oddzielny tekst, czas Grety Thunberg dobiegł końca i nadszedł czas „nowoczesnych eko-radykałów”.
Generator strachu
Klimatyczna histeria, którą podkręcała Thunberg, zadziałała. Warto w tym miejscu podkreślić, iż przede wszystkim na Zachodzie stawiano ją za wzór dla młodego pokolenia, które w szkole, w mediach, na placach zabaw etc. faszerowane było „klimatyczną paniką”, do której wzywała Szwedka.
„Gdy gospodarz programu France 24 TV zapytał nastoletnią uczennicę Joannę Husson: Co sprawiło, iż przyszłaś na marsz w obronie klimatu?, jej odpowiedź brzmiała: strach. Joanna tłumaczyła: Zmiana klimatu to od zawsze było coś, o czym uczyliśmy się w szkole. Mieliśmy to w drugiej klasie liceum. Ale teraz zaczyna to na nas naprawdę oddziaływać i jest tak od lat”, relacjonuje w książce „Zielone oszustwo” Marc Morano.
„Reprezentanci Młodzieżowego Strajku Klimatycznego tłumaczyli, dlaczego w marcu 2019 roku organizowali wagary dla dzieci w USA i na świecie. Protestujemy, ponieważ jeżeli porządek społeczny zostanie zaburzony przez naszą odmowę chodzenia do szkoły, to system będzie musiał zwrócić uwagę na kryzys klimatyczny i wprowadzić zmiany. Ponieważ na szali jest nasza przyszłość, wzywamy do podjęcia radykalnych działań ustawodawczych w celu walki ze zmianami klimatu i ich szkodliwymi skutkami – oświadczyli”, pisze dalej Morano.
I tak oto wagary, czyli ucieczka od obowiązku szkolnego, do której w dodatku nawołują „eko-autorytety moralne” takie jak Al Gore (były prezydent USA chwalił strajkujące dzieci pisząc o ogólnoświatowych „wagarach klimatycznych” w marcu 2019 roku: „Dziś wydarzyło się coś niezwykłego. (…) Idąc na protest zamiast do szkoły, dzieci i młodzież przemówili jednym głosem i mają jedną wiadomość dla dorosłych na świecie: działajcie w sprawie klimatu”) stała się formą protestu. Dlaczego tak wiele dzieci wzięło w nim udział? Łatwo się domyślić, iż niekoniecznie chodziło o „walkę o klimat”, tylko o „wolny dzień od szkoły”. Zastanawiające, dlaczego ani Greta Thunberg, ani Al Gore, ani żaden inny eko-autorytet nie zaproponował na przykład, żeby dzieci i młodzież zrezygnowały z mediów społecznościowych, IPhone’a, laptopa lub tableta. Bo to wymagałoby odrobinę wysiłku i wolnej woli? Bo to uderzałoby w interesy wielkich korporacji? Pytania retoryczne…
Wróćmy jednak do kwestii strachu. Mówiła o nim Greta, mówią o nim nasze rodzime eko-aktywiszcza, np. z organizacji Ostatnie Pokolenie. Nie wiemy, czy autentycznie ludzie ci boją się, ponieważ wmówiono im, iż umrą w wyniku „zmian klimatu”, czy robią to tylko pod publiczkę, żeby „obudzić klimatyczne sumienia” ogółu społeczeństwa, albo po prostu dla pieniędzy i rozgłosu. Nie możemy jednak wykluczyć tej pierwszej opcji. Dlaczego? Bo takie rzeczy, niestety mają miejsce. We wrześniu 2019 roku „Daily Telegraph” donosił: „Grupa psychologów współpracujących z Uniwersytetem w Bath twierdzi, iż otrzymuje rosnącą liczbę pytań od nauczycieli, lekarzy i terapeutów, którzy mają problemy z radzeniem sobie z lękiem ekologicznym”. Niektórym dzieciom borykającym się z tego typu strachami lekarze doradzili zażywanie środków psychotropowych. Ich liczba z roku na rok lawinowo rośnie na całym świecie.
Varshini Prakash z Sunrise Movement ostrzegała, iż dzieci „rozważają samobójstwo” z powodu kryzysu klimatycznego. – To się rozszerza. Chodzimy na treningi i dzieci dzielą się naprawdę poruszającymi opowieściami o tym, jak rozważają samobójstwo – powiedziała Prakash. – Ludzie bardzo, ale to bardzo doświadczają głębokiego przeczucia nadciągania czegoś złego – w gruncie rzeczy chodzi o brak poczucia kontroli – dodała.
Czy aby na pewno to właśnie rzekome „zmiany klimatu” wywołują u dzieci stres, strach, lęk i myśli samobójcze? Odpowiedź jest prosta – NIE! Ten stan wywołuje wszechobecna klimatyczna indoktrynacja i niekończące się powtarzanie o nadchodzącej zagładzie. „Szkoły, Hollywood, media, naukowcy, od których wymaga się więcej i młodzieżowy ruch klimatyczny swoimi fałszywymi alarmami wywołują tę desperację. W naszym społeczeństwie dorośli wpajają dzieciom strach. Wierzą one, iż są skazane na zagładę i jedynie działanie w sprawie klimatu może ocalić ich przyszłość, ponieważ bardzo wielu dorosłych chce, by w to wierzyły. Dlaczego? Bo przestraszone dzieci są użyteczne dla lobby klimatycznego”, podkreśla Marc Morano.
Soros nie śpi…
Wróćmy jeszcze do naszych rodzimych eko-aktywiszczy, które twierdzą, iż „działają”, bo się boją. Cały czas zakładamy, iż to prawda. Skąd w związku z tym biorą pieniądze na swoją działalność, skoro większość z nich co najwyżej skończyła liceum, nie ma żadnego fachu w rękach i większość wolnego czasu poświęca na działania klimatyczne, które podobno są za darmo? Tropu prawdopodobnie trzeba szukać u sponsorów… Grety Thunberg.
„Odkąd 16-letnia Greta Thunberg stała się twarzą młodzieżowego strajku klimatycznego, to już nie jest tylko ruch młodzieżowy. Cała lista dobrze finansowanych, lewicowych grup aktywistów połączyła siły, by zorganizować tydzień protestów klimatycznych znanych jako globalny strajk klimatyczny”, napisał w 2019 roku Joseph Vazquez w Newsbusters. „Przynajmniej 22 z tych grup były sponsorowane przez liberała i miliardera George’a Sorosa, który przekazuje niemal miliard dolarów rocznie organizacjom, które wspierają różne rodzaje lewicowych idei. Łącznie 22 organizacje zarejestrowane jako międzynarodowi albo północnoamerykańscy partnerzy Globalnego Strajku Klimatycznego otrzymali przynajmniej 24 854 529 dolarów z założonej przez Sorosa Open Society Network w latach 2000 – 2017”, dodał.
Czy Soros sponsoruje również polskie eko-aktywiszcza? Niczego nie można wykluczyć. Z pewnością mogą one również liczyć na wsparcie koalicji 13 grudnia, której politycy a to taniej wynajmą im lokal w centrum Warszawy, a to będą bronić blokowania ulic, a to zaproszą na różne eventy etc.
Ile Soros na tym wszystkim zarabia? Dlaczego politycy tak chętnie wspierają eko-radykałów? Czy można powstrzymać to szaleństwo? Na te pytania trzeba odpowiedzieć w oddzielnym artykule, bo z tego co widzę, już dawno tenże tekst przekroczył standardową objętość.
Zamiast puenty
„Będę latał po świecie, przysługując się sprawie środowiska naturalnego” – zadeklarował w 2013 roku Leonardo Di Caprio. Według wyników śledztwa „Daily Mail” w sprawie „śladu węglowego” sławnych ludzi, aktor ten „wylatał 87 609 mil w ramach różnych wycieczek i podróży służbowych po świecie, które w efekcie wyemitowały 14,8 ton dwutlenku węgla”.
Ale to nam – szarym obywatelom – chcą zakazać podróżowania samolotem…
Tomasz D. Kolanek