Dr Vidhu Shekhar: Cła na chińską produkcję szansą dla Indii?

goniec.net 1 tydzień temu

Rynki amerykańskie zareagowały ostro na niedawno ujawniony przez USA system wzajemnych taryf. Akcje wyprzedały się, ceny ropy spadły, a nastawienie do ryzyka pogorszyło się. Reakcja była głośna, szybka i, moim zdaniem, głęboko błędnie skalibrowana.

Rynek wydaje się traktować te nowe taryfy tak, jakbyśmy wrócili do 2018 roku – spodziewając się presji inflacyjnej, wyższych kosztów dla amerykańskich konsumentów i zbliżającej się spirali wojny handlowej. Ale to jest 2025 rok, a globalne tło makroekonomiczne jest zupełnie inne. Co najważniejsze, Chiny, główny cel taryf, nie są już rozwijającym się motorem eksportowym. Są teraz deflacyjnym gigantem zmagającym się z chroniczną nadwyżką mocy produkcyjnych.

I to wszystko zmienia.

Deflacyjne Chiny nie są w stanie sprostać silnemu odparciu

Centralnym punktem, którego inwestorzy nie dostrzegają, jest to, iż Chiny są w tej chwili w poważnych tarapatach gospodarczych. Zmagają się z deflacją (tj. spadkiem cen) w całej gospodarce. Ceny fabryczne w Chinach spadają od ponad 10 kolejnych miesięcy, a indeks cen producenta (PPI) jest zdecydowanie ujemny – wyraźne oznaki deflacyjnego środowiska eksportowego.

Następuje ogromny wzrost nadwyżki mocy produkcyjnych w przemyśle – fabryki produkują znacznie więcej, niż rynek może wchłonąć. Krajowy popyt nie tylko nie nadąża; aktywnie słabnie pod ciężarem wysokiego zadłużenia gospodarstw domowych i samorządów. Chińska inflacja konsumencka stała się ujemna, a wskaźnik cen konsumpcyjnych (CPI) spadł o 0,7% w lutym 2025 r.

Wszystko to dzieje się pomimo ogromnej pomocy pieniężnej i kredytowej, jaką Chiny stosują w celu pobudzenia wzrostu gospodarczego.

W tym otoczeniu chińscy producenci nie mogą sobie pozwolić na sprzeciwienie się amerykańskim taryfom. Nagromadzenie niesprzedanych zapasów sprawia, iż ​​są bardzo podatni na negocjacje cen eksportowych. Nie mogą ryzykować utraty zamówień eksportowych, choćby jeżeli oznacza to sprzedaż towarów ze stratą. Opóźnianie dostaw lub utrata udziału w rynku nie wchodzą w grę — muszą utrzymać fabryki w ruchu, aby uniknąć dalszego stresu. Pekin wolałby, aby eksporterzy poczuli ból, niż Chiny doświadczyły wzrostu bezrobocia.

Co to oznacza w praktyce? To chińscy eksporterzy wezmą na siebie większość nowych taryf nałożonych przez USA, a nie amerykańscy konsumenci. Zrobią to poprzez redukcję marży, obniżki cen i deprecjację waluty, jeżeli będzie to konieczne. Teraz skupiają się na wolumenie, a nie na rentowności.

Stany Zjednoczone z kolei otrzymują strumień dochodów z ceł, niewielkie wsparcie fiskalne i symboliczne zwycięstwo polityczne – bez wywoływania krajowej inflacji lub znaczącego wzrostu cen konsumpcyjnych.

Funkcjonalnie jest to transfer wartości ekonomicznej od chińskich producentów bezpośrednio do Skarbu Państwa USA. A ponieważ USA stoją w obliczu rosnących kosztów odsetek i ciągłych deficytów, choćby skromny wzrost dochodów celnych będzie politycznie przydatny.

Nie oznacza to, iż nie będzie bólu gdzie indziej. Chiny są najwyraźniej największym przegranym w tej konfiguracji. Teraz są zmuszone do bardziej agresywnego dotowania własnego sektora eksportowego, podczas gdy ich nadwyżka handlowa z USA jest pod presją. Rynki wschodzące, które są głęboko powiązane z chińskimi łańcuchami dostaw, również odczują skutki uboczne. Ale dla USA krótkoterminowy wpływ może być nie tylko łagodny – może być umiarkowanie korzystny.

Aby było jasne, nie jest to poparcie dla taryf jako długoterminowej polityki gospodarczej. Z czasem fragmentacja łańcucha dostaw, odwetowe środki handlowe i ograniczona globalna kooperacja odbiją się na nas (Autor pochodzi z Indii – red.) . USA mogą wygrać krótkoterminowo, ale zaufanie geopolityczne i długoterminowa integracja handlowa ucierpią. To są realne koszty, ale rozłożone na lata, a nie kwartały.

Tymczasem, odruchowa wyprzedaż rynku wydaje się opierać na założeniach, które już nie obowiązują. To nie jest świat przegrzania inflacyjnego. To świat balansujący na krawędzi dezinflacji. A w świecie dezinflacji cła pochłaniane przez eksporterów deflacyjnych mogą działać niemal jak mechanizm transferu fiskalnego.

Akcje mogą odbić, gdy strach osłabnie, a inwestorzy dokonają ponownej kalibracji. Dolar amerykański, paradoksalnie słaby podczas początkowej reakcji, może gwałtownie wzrosnąć, gdy przepływy kapitału będą gonić za względną siłą. Złoto i obligacje skarbowe, złapane w zamieszaniu, mogą odzyskać pozytywny kierunek, gdy zmienią się oczekiwania dotyczące stóp procentowych. I być może najważniejsze, Chiny mogą zostać zmuszone do przyspieszenia reform strukturalnych lub ryzykowania głębszej niestabilności gospodarczej.

Co to oznacza dla Indii

Dla Indii wstrząs w Chinach może mieć pozytywny skutek. Ponieważ globalni inwestorzy odwracają się od chińskiej ekspozycji, Indie są dobrze przygotowane do wchłonięcia większej części przepływów z rynków wschodzących. Ich względna stabilność makroekonomiczna, poprawiająca się baza produkcyjna i dostosowanie do strategicznych interesów USA sprawiają, iż są naturalnym beneficjentem.

Co ważniejsze, Indie mogą przyciągnąć dodatkowe bezpośrednie inwestycje zagraniczne, mieć korzystne warunki handlowe z USA i wzmocnić swoją strategiczną atrakcyjność. W krótkim okresie może to przełożyć się na silniejszy napływ kapitału i zwiększone znaczenie geopolityczne, choć z pewną zmiennością w miarę realokacji kapitału.

Rynki mają dobrą optykę – Trump eskaluje globalną konfrontację handlową. Ale źle zrozumiał mechanizmy. W 2025 r. cła nałożone na deflacyjne Chiny nie podsycą inflacji. Nie szokują konsumentów. Po cichu ściskają Chiny i dają USA tymczasową przewagę. Pytanie nie brzmi, czy wojna taryfowa jest ryzykiem. Jest. Pytanie brzmi, kiedy ryzyko się ujawni i kto ponosi koszty. Na razie Chiny ponoszą większość kosztów. A Stany Zjednoczone mają silniejszą rękę – przynajmniej w krótkim okresie.

Dr Vidhu Shekhar ma doktorat z ekonomii z IIM Calcutta, tytuł MBA z IIM Calcutta i tytuł B.Tech z IIT Kharagpur.

za https://swarajyamag.com/

Idź do oryginalnego materiału