Eksperci z USA właśnie to ogłosili. W Polsce dawno nie było takiej zimy [13.11.2025]

3 godzin temu

Każdy grudzień przynosił ostatnio to samo – deszcz, błoto i temperatury powyżej zera. Tradycyjne zimowe Gwiazdki stały się wspomnieniem ludzi po czterdziestce. Tym razem jednak meteorolodzy nie mogą się zgodzić. Część zapowiada prawdziwą bajkową zimę ze śniegiem po kolana, inni ostrzegają przed kolejnymi ciepłymi i mokrymi świętami. Kto ma rację?

Fot. Warszawa w Pigułce

Dwa modele, dwie zupełnie różne rzeczywistości

Amerykański system CFS maluje obraz, o którym Polacy zapomnieli – Wigilia z grubą warstwą śniegu za oknem, Sylwester przy trzaskającym mrozie, sanki i bałwany jak w czasach dzieciństwa naszych dziadków. Według tych wyliczeń druga połowa grudnia ma przynieść prawdziwy zwrot pogody.

Z drugiej strony europejski model ECMWF oraz polscy synoptycy z IMGW widzą coś zupełnie innego. Ich prognozy pokazują ciepły, mokry grudzień z temperaturami wyraźnie powyżej wieloletniej normy. Śnieg? Może gdzieniegdzie przez kilka godzin, ale raczej nie na święta.

To nie są drobne różnice w szczegółach. To dwa kompletnie odmienne scenariusze zimy, które dzielą specjalistów na dwa obozy – optymistów wierzących w powrót prawdziwej zimy i realistów przekonanych, iż czeka nas kolejny ciepły grudzień.

Scenariusz pierwszy: bajkowa zima wraca po latach

Model CFS od początku listopada konsekwentnie pokazuje ten sam obraz. Końcówka listopada i początek grudnia mają jeszcze przypominać przedłużoną jesień. Temperatura lekko powyżej zera, przelotne opady śniegu tylko w górach, gwałtownie topniejące resztki białego puchu na nizinach.

Prawdziwy przełom miałby nastąpić około połowy grudnia. Wtedy nad Europę Środkową zacznie napływać zimne, arktyczne powietrze prosto z północy kontynentu. Temperatury spadną zdecydowanie poniżej zera, a opady śniegu staną się częstsze i obfitsze.

Kluczowy moment to trzecia dekada grudnia – właśnie wtedy przypada Wigilia i Boże Narodzenie. Model CFS przewiduje, iż od około 20 grudnia aż do początku stycznia w Polsce utrzyma się stabilna zimowa aura. Mróz nocami może sięgać minus 10, a miejscami choćby minus 15 stopni. Pokrywa śnieżna miałaby osiągnąć od 2 do 10 centymetrów na nizinach, w niektórych regionach choćby 15-20 centymetrów.

Dla gór oznaczałoby to prawdziwy raj – gruba warstwa śniegu, doskonałe warunki narciarskie, zimowa aura jak z katalogu. Ale też niziny miałyby swój kawałek białej zimy – skrzypiący śnieg pod butami, ośnieżone dachy, mroźne poranki z szronem na szybach.

Scenariusz drugi: kolejny ciepły grudzień bez śniegu

Tymczasem europejskie centrum prognoz ECMWF oraz polski IMGW widzą sytuację zupełnie inaczej. Ich modele wskazują, iż grudzień będzie cieplejszy od normy wieloletniej o około 1,5-2,5 stopnia Celsjusza. To może nie brzmi dramatycznie, ale w praktyce oznacza koniec ze śniegiem.

Zamiast mroźnych nocy – temperatury oscylujące wokół zera, czasem lekko poniżej, ale najczęściej jednak powyżej. Zamiast śniegu – deszcz albo w najlepszym razie deszcz ze śniegiem, który natychmiast topi się na ciepłej ziemi. Zamiast bajkowych krajobrazów – szara, mokra jesień przedłużona do stycznia.

Dlaczego taka prognoza? Wszystko przez przewidywany układ baryczny. Polska ma być pod wpływem niżów znad Atlantyku, które przynoszą ciepłe, wilgotne powietrze. To oznacza częste opady, ale przy dodatnich temperaturach – więc deszcz, nie śnieg.

Synoptycy IMGW wprost mówią: szansa na białe święta jest niewielka. Mogą pojawić się krótkie zimowe epizody, może gdzieś przelotnie posypie śniegiem, ale stabilna pokrywa? Raczej zapomnijcie. To będzie kolejny rok, kiedy dzieci nie ulepią bałwana, a rodzice nie będą musieli odśnieżać podjazdu przed Wigilią.

Kto zwykle ma rację w takich sporach?

To nie pierwszy raz, gdy prognozy długoterminowe dramatycznie się różnią. Problem polega na tym, iż przewidywanie pogody z kilkutygodniowym wyprzedzeniem to wciąż więcej sztuki niż nauki. Modele numeryczne opierają się na gigantycznych zbiorach danych, ale każda drobna zmiana w warunkach początkowych może prowadzić do zupełnie innych wyników.

Model CFS ma swoje mocne strony – dobrze radzi sobie z przewidywaniem dużych zmian cyrkulacji atmosferycznej, potrafi wyłapać nadchodzące fale arktycznego powietrza. Ale ma też tendencję do przeszacowywania ekstremalnych zjawisk. Czasem pokazuje zimę stulecia, a kończy się lekkim mrozem przez dwa dni.

ECMWF i IMGW są bardziej konserwatywne. Bazują na sprawdzonych schematach pogodowych dla naszego regionu i rzadziej wychodzą poza ramy statystycznej normy. Problem w tym, iż czasem przegapiają gwałtowne zmiany, które właśnie wychodzą poza utarte schematy.

Statystyki z ostatnich lat przemawiają raczej za scenariuszem ciepłym. Od połowy lat 2010. białe święta na nizinach to absolutna rzadkość. Grudzień regularnie okazuje się cieplejszy od normy, śnieg pojawia się tylko przelotnie, a prawdziwa zima – jeżeli w ogóle przychodzi – zaczyna się dopiero w styczniu czy lutym.

Co mówią najświeższe dane?

Im bliżej grudnia, tym prognozy powinny stawać się dokładniejsze. Najnowsze aktualizacje z początku listopada przynoszą interesujące informacje. Model CFS nie zmienia swojego optymistycznego scenariusza – wciąż pokazuje zimową drugą połowę grudnia.

Ale europejskie prognozy również się nie ugięły. Wręcz przeciwnie – kolejne aktualizacje utwierdzają meteorologów w przekonaniu, iż grudzień będzie ciepły. Szczególnie pierwsza połowa miesiąca ma przynieść temperatury znacznie powyżej normy, miejscami choćby o 10-12 stopni więcej niż zwykle w tym okresie.

IMGW wydał eksperymentalną prognozę długoterminową, która pokazuje średnie wartości dla całych miesięcy. Według tych wyliczeń zarówno grudzień, jak i styczeń mają mieścić się w normie wieloletniej – może odrobinę cieplej, ale bez dramatycznych odchyleń. Opady natomiast mają być w normie lub nieznacznie powyżej, co teoretycznie daje szansę na śnieg. Ale przy dodatnich temperaturach „opady w normie” oznaczają po prostu więcej deszczu.

Gdzie szukać prawdy?

Najbezpieczniejsze jest założenie czegoś pośredniego między tymi ekstremami. Prawdopodobnie grudzień zacznie się łagodnie, może choćby ciepło. Pierwsza połowa miesiąca przyniesie raczej deszcz niż śnieg, temperatury będą oscylować wokół zera lub lekko powyżej.

Szansa na zimowy zwrot pojawia się faktycznie w drugiej połowie miesiąca. Czy będzie to dramatyczna zmiana z arktycznym powietrzem i śniegiem na metr, jak pokazuje CFS? Raczej nie aż tak ekstremalnie. Ale pewne ochłodzenie, kilka dni z temperaturami poniżej zera i przejściowe opady śniegu – to jest w zasięgu możliwości.

Dla fanów białych świąt oznacza to mgliste widoki. Może uda się kilka centymetrów śniegu na Wigilię, może dwa dni mrozu podczas Bożego Narodzenia. Ale raczej nie będzie to stabilna, trwała zima, o której marzą miłośnicy sań i bałwanów.

Góry to zupełnie inna historia. Tam śnieg spadnie na pewno, niezależnie od tego, który model ma rację. Pytanie tylko, czy będzie go normalnie dużo, czy wyjątkowo dużo. Dla osób planujących ferie w Tatrach lub Karkonoszach to dobra wiadomość – warunki narciarskie powinny być co najmniej przyzwoite.

Kiedy będziemy wiedzieć na pewno?

Prognozy staną się naprawdę wiarygodne dopiero około 7-10 dni przed świętami. To wtedy modele numeryczne osiągają przyzwoitą dokładność i można powiedzieć z dużym prawdopodobieństwem, jaka aura czeka nas podczas Wigilii.

Do tego czasu pozostaje śledzenie aktualizacji i… nie budowanie zbyt wielkich nadziei. Historia ostatnich lat pokazuje, iż optymistyczne długoterminowe prognozy zimowych świąt zwykle kończą się rozczarowaniem. Może tym razem będzie inaczej, ale statystyka nie jest po stronie miłośników śniegu.

Jedno jest pewne – jeżeli faktycznie nadejdzie prawdziwa zima ze śniegiem i mrozem, social media eksplodują zdjęciami ośnieżonych krajobrazów. Po latach bezśnieżnych grudni każdy centymetr białego puchu będzie traktowany jak narodowe wydarzenie. A jeżeli znów będzie ciepło i mokro? No cóż, przynajmniej nie trzeba będzie odśnieżać samochodu przed wyjazdem do rodziny.

Idź do oryginalnego materiału