Ekspert: Globalne ocieplenie oznacza ekstremalną pogodę

7 godzin temu
Zdjęcie: Ekspert: Globalne ocieplenie oznacza ekstremalną pogodę


Lubelszczyznę na razie omijają ekstremalne zjawiska pogodowe związane z niżem genueńskim. Nie oznacza to, iż ten front atmosferyczny już nam nie zagraża. Co więcej – klimatolodzy prognozują, iż takie zjawiska będą występowały coraz częściej.

Dlaczego tak się dzieje? O tym Łukasz Grabczak rozmawia z dr. hab. Jerzym Kozyrą z Zakładu Biogospodarki i Agrometeorologii Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa w Puławach.

Co się dzieje z klimatem, iż z niepokojem śledzimy kolejne prognozy i alerty?

– Z niepokojem śledzimy każdy dodzierający do Polski front burzowy, ponieważ wyrządza coraz większe szkody. A z klimatem dzieje się to, o czym mówimy już od lat, iż globalnie się ociepla. Oznacza to nie tylko ocieplenie atmosfery i oceanów, ale też ekstrema pogodowe, bo w cieplejszej atmosferze powstają bardziej dynamiczne układy pogodowe – wyjaśnia dr hab. Jerzy Kozyra.

Czyli wzrost średniej rocznej temperatury na świecie bezpośrednio przekłada się na sytuację pogodową?

– Wzrost średniej temperatury atmosfery jest tylko pewnym wskaźnikiem, który mówi nam, iż atmosfera się ociepla. Natomiast to się przekłada przede wszystkim na ocieplenie oceanów. A wiemy, iż oceany są „kuchnią pogody”. W obecnej sytuacji to „kuchnią” pogody jest Morze Śródziemne i niż genueński. Południe Europy od miesiąca znajduje się pod silną falą upałów, Morze Śródziemne jest bardzo rozgrzane i dostarczyło do atmosfery dużo wilgoci. I ta wilgoć przemieściła się tak zwanym niżem genueńskim nad obszar Polski. Pozostanie on z nami przez kilka dni i musi się wypadać – tłumaczy dr hab. Jerzy Kozyra.

Czy na takie sytuacje musimy się przygotować, bo będą się zdarzały coraz częściej?

– Bezpośrednio z ociepleniem atmosfery i oceanów wiąże się to, iż więcej wody mieści się w atmosferze, czyli chmury niosą więcej wody i przychodzą do nas gwałtownie. To są właśnie te nasze burze. Musimy się do tego przyzwyczaić, bo globalnego ocieplenia, na które pracowaliśmy od 100 czy 150 lat poprzez emisję do atmosfery gazów cieplarnianych, nie da się tak gwałtownie wyhamować. Trzeba być przygotowanym na tego typu przebiegi pogody. Musimy mieć coraz bardziej sprecyzowane schematy działania kryzysowego, czyli co kto i kiedy robi, za co kto jest odpowiedzialny, bo gdy przychodzi tego typu układ, potrzeba mobilizacji nie tylko strażaków – mówi nasz gość.

Ta mobilizacja pana zdaniem w tej chwili jest?

– Widzimy, iż zeszłoroczna powódź nas dużo nauczyła; pokazała, iż nie należy bagatelizować ostrzeżeń meteorologicznych. Widzimy bardzo pozytywny efekt sytuacji z zeszłego roku – wszystkie służby są w gotowości i informacja meteorologiczna staje się dla nich bardzo ważna, a procedury reagowania, jak widzimy, są doskonalone. I wszyscy są na miejscu – stwierdza dr hab. Jerzy Kozyra.

Obecne prognozy są optymistyczne czy mamy się czego obawiać?

– To są nowe sytuacje, bo dotychczas były bardzo rzadkie. Trzeba być przygotowanym, iż „dostawy” wody z takiego niżu są większe. Prognozy mówiły, iż będzie od 40 do 70 litrów wody na metr kwadratowy. Tylko trzeba brać pod uwagę, iż ten niż jest olbrzymem. To nie jest mała chmurka oddziałująca na jedną czy dwie miejscowości. Ten układ baryczny pokrywa praktycznie obszar od całej Polski. Niż musi się wypadać. Kwestią jest teraz efekt turbulencyjny – niż na naszym terytorium może z powrotem nabierać wody i powodować kolejne duże opady. Na dzisiaj z naszych obserwacji na stacjach meteorologicznych widzimy, iż tej wody spadło około 40 litrów. Lubelszczyzna jest troszeczkę uprzywilejowana – nie mieliśmy tak dużych opadów, ponieważ jesteśmy w wycinku tego niżu tak jakby za frontem. Dużo więcej opadów spadło na Mazowszu. To z jednej strony dobrze, bo to są obszary, z których nie ma szybkiego odpływu, gdzie woda, żeby dostać się do rzek, musi przesiąknąć przez pokłady piasków. I tam nie będzie szybkiego wzrostu poziomu wód w rzekach, jak to się dzieje w górach – zauważa dr hab. Jerzy Kozyra.

Wspomniał pan o braku odpływu. Na ile zabetonowanie wielu terenów w ostatnich kilkudziesięciu latach potęguje siłę tych zjawisk?

– Mówimy o tak zwanym zasklepieniu środowiska. Szczególnie niebezpieczne są obszary w miastach, gdzie mamy tereny zabetonowane i tam dochodzi do szybkich spiętrzeń wody. Jej odpływ jest kwestią dostosowania systemów odprowadzania wody w miastach, tego czy one są drożne. I mieliśmy komunikaty, iż służby działały, żeby tego typu urządzenia były sprawne. To bardzo ważne. Bierzmy też pod uwagę, iż gleba jest zasklepiona, bo mieliśmy warunki suszy i przesiąkanie przez nią wody nie jest tak szybkie jak zwykle – mówi nasz gość.

Jak dodaje dr hab. Jerzy Kozyra, obfite opady w tym okresie mogą stanowić duży problem dla rolnictwa: – Jesteśmy w okresie żniw. Deszcze utrudniają zbiory, a gdy gleba nasiąknie wodą ciężki sprzęt nie będzie mógł wjechać na pola. A jeżeli wjedziemy nim na pola, które są wilgotne, zdegradujemy glebę. o ile dojrzałe uprawy pozostaną dłużej na polu, zaczną się choroby grzybowe i jakość ziarna spadnie.

Wracając do tego typu zjawisk, czy najgroźniejsze są tak zwane powodzie ekspresowe?

– Powodzie błyskawiczne pojawiają się bardzo gwałtownie zwłaszcza w miastach i w górach. W dużym układzie barycznym powstają małe komórki cyrkulacyjne, w których mogą pojawić się duże opady. Natomiast to muszą być nie takie długotrwałe opady na dużym obszarze, jakie teraz widzimy, tylko te komórki mogą powstać na małym obszarze. I z nich tworzą się powodzie błyskawiczne, które są niebezpieczne, bo po prostu ludzie są nieprzygotowani na konieczność tak dużego odpływu. Nie jesteśmy bowiem w stanie odprowadzić wody w takiej ilości poprzez urządzenia, które były projektowane na znacznie mniejsze ilości wody – mówi dr hab. Jerzy Kozyra.

Jest taka teoria, która mówi, iż destabilizacja systemu klimatycznego może w pewnym momencie zacząć toczyć się sama. Co to będzie oznaczało? To już się dzieje, czy to się będzie działo?

– Ja bym powiedział, iż to już nie jest teoria. O globalnym ociepleniu też już nie można mówić jako o teorii, bo jest ono faktem. Natomiast chodzi tu o samoczynny bieg globalnego ocieplenia już choćby nie z powodu działalności człowieka, ale z przyczyny gwałtownie topniejących lodowców i uwalniania się z nich gazów cieplarnianych. Następuje bardzo szybkie ocieplenie oceanów i podniesienie ich poziomu w wyniku procesów, które zostały uruchomione i które nie do końca były przez naukowców opisywane. w tej chwili gdy patrzymy na ten trend, jeżeli chodzi o ocieplenie, to jest on wyższy niż przewidywaliśmy – stwierdza gość Radia Lublin.

Czy w takim razie ten proces w ogóle można jeszcze zatrzymać?

– Głównym powodem globalnego ocieplenia jest ilość gazów cieplarnianych w atmosferze, które każdy z nas dostarcza, jadąc samochodem, spalając paliwa kopalne. Należy oczywiście zacząć od siebie. Gdy tylko mam możliwość, do pracy jadę rowerem. jeżeli ta odległość jest większa niż 6-8 km, można się zaopatrzyć w rower elektryczny, który jest i dla zdrowia, i dla klimatu dobry. Czyli wybierajmy środki transportu, które są bezemisyjne. I trzeba podkreślić, iż mimo tego, iż od 20 lat jesteśmy „napiętnowani” przez politykę klimatyczną, to cały czas emisje rosną. I to zależy właśnie od nas, od naszego nastawienia. Patrząc na naszą działkę rolniczą bardzo ważne jest marnowanie żywności, bo każda wyprodukowana żywność to też emisje do atmosfery gazów cieplarnianych. Tak iż racjonalne żywienie to też działanie na rzecz ograniczenia globalnego ocieplenia. Jest dużo aspektów w życiu, które mogą przyczynić się do efektów klimatycznych, które są pożądane. A pożądanym efektem klimatycznym jest ograniczenie ryzyka pogodowego, które – jak obserwujemy – staje się dosyć istotne dla naszego życia, naszych budynków, naszej gospodarki – dodaje dr hab. Jerzy Kozyra.

Dodajmy, iż alerty pogodowe drugiego stopnia przed intensywnymi burzami w naszym regionie obowiązują do czwartku (10.07) do godziny 20.00.

ŁuG / opr. ToMa

Na zdj. zniszczenia po nawałnicy w Głuchowie k. Łańcuta, fot. PAP/Darek Delmanowicz

Idź do oryginalnego materiału