Historia zamknięta. Ostatni numer “Oleskiego Telegrafu”

ool24.pl 1 miesiąc temu
Zdjęcie: ostatni


11 lipca 2024 zmarł Roch Antkowiak, redaktor i wydawca “Oleskiego Telegrafu”, miesiąc później – 11 sierpnia został wydany ostatni – 829 numer dwutygodnika. “Oleski Telegraf” był wydawany przez 51 lat!

Ostatni numer “Oleskiego Telegrafu” został wydany przez Mateusza Antkowiaka, czyli syna Rocha Antkowiaka, który przez lata uczestniczył w wydawaniu periodyku. W ostatnim numerze czytamy:

W maju 1973 r. 23-letni Roch po raz pierwszy wydał gazetę, która stała się częścią jego życia. Przez kolejne 51 lat z niemalejącym zapałem wydał ponad 800 jej egzemplarzy. Przez lata zgromadził wielu wiernych i cierpliwie czekających na kolejne wydanie czytelników.

Jakie były początki “Oleskiego Telegrafu”? Dowiadujemy się w ostatnim numerze:

W roku 1973 w oleskim klubie “Panteon” przy Spółdzielni Mieszkaniowej, w piwnicach pod adresem Sądowa 1, młodzież uczestnicząca w różnych zajęciach tematycznych, wydawała drukowane pisemko “Magazyn Panteonu”. Wszystko co działo się w klubie było spontaniczne i inspirowane “oddolnie”, również ten miesięcznik. Było tam o pracach poszczególnych sekcji, fotoreportaże z klubu, środowiska i miasta, własne wiersze.

O klubie było głośno, na jego temat debatowano w kuluarach miejscowego “biura politycznego”, próbowano na szefostwo naciskać w celu wyciszenia niekontrolowanych poczynań oleskiej młodzieżowej elity, która z czasem mogłaby wyjść z obowiązujących ram. Być może niektórym młodzieżowym liderom robiono też wstręty w ich szkołach. Wszystkim kamień spadł z serca, gdy zapał klubowiczów osłabł.

Z czasem pozostały dozgonne przyjaźnie, małżeństwa, niecodzienne wspomnienia, artykuły w prasie centralnej. Upadł również “Magazyn Panteonu” – by niedługo odrodzić się jako “Oleski Telegraf”.

Czego można było się dowiedzieć przez lata w lokalnej gazecie? Zdradza Gerard Żakowski, jeden z redaktorów.

– Był śląski miszung, istny kogel-mogel. Przedruki ciekawostek i był Rochu, jego informacje. Bo przecież, bez jego osoby nie odbyło się żadne wydarzenie w mieście i okolicy. Był wszędzie, był wszędobylski, proszony czy nie. Mnie na jego łamach przypadła rola zgryźliwego tetryka.

Słowem wreszcie ktoś tej władzy lokalnej patrzył na ręce, co czasem skutkowało pogróżkami. Mimo to Rochu nie zwalniał, trzymając wysoko gardę. (…) Kibicowali nam czytelnicy, słownie i listownie. Dość powiedzieć, iż periodyk sprzedawał się dobrze. gwałtownie znikał z punktów kolportażu, także przez niski nakład (do 1 tys. egzemplarzy) i był przekazywany z rąk do rąk. Trzeba przyznać, iż siła pisanego słowa, bez cenzury miała swoją moc.

Mateusz Antkowiak w emocjonalnym wpisie wytłumaczył, dlaczego wydawanie “Oleskiego Telegrafu” nie będzie kontynuowane:

– Bez Rocha trudno sobie wyobrazić Oleski Telegraf.

Zdjęcie: Oleskie Muzeum Regionalne

– Wszyscy, którzy znaliśmy Rocha musimy, każdy na swój sposób, poradzić sobie z jego brakiem, a ja jako syn, który od najmłodszych lat był świadkiem, a z czasem pomocnikiem przy tworzeniu OT, próbuję odnaleźć się w sytuacji, w której od pierwszych dni po śmierci taty spływały wraz z kondolencjami oczekiwania, by kontynuować dzieło Rocha. Mimo chęci, znając realia tworzenia lokalnej gazety… nie czuję się na siłach, by prowadzić Telegraf, być może też dlatego, by nie popsuć tego, co stworzył Roch.

Oleski Telegraf od dziecka kojarzył mi się właśnie z tym wstępem. Dziwne to uczucie – czytać to ostatni raz.

“Małe miasteczko to taka społeczność, w której wszyscy o wszystkich wiedzą, a jednak kupują lokalną gazetę, żeby się dowiedzieć, co z tego odważył się opisać redaktor”.

Damian Pietruska

Idź do oryginalnego materiału