Człowiek nowego tysiąclecia założy stację na Księżycu, poleci na Marsa, uruchomi loty międzyplanetarne i przekroczy granicę dzielącą nas od głębokiej przestrzeni kosmicznej. Człowiek nowego tysiąclecia będzie miał zupełnie nową relację z kosmosem, w którym żyjemy: Homo terrestris jest gotowy, aby stać się Homo cælestis (z opisu Wydawcy).
Wydawnictwu Copernicus Center Press dziekujemy za udostępnienie fragmentu do publikacji. Zachęcamy do lektury całej książki.
Niezwykła zdolność adaptacji bytu
Zawsze fascynowały mnie teorie oparte na założeniu, iż wszyscy jesteśmy „dziećmi gwiazd”. Że wzięliśmy początek z tego maleńkiego i zachwycającego zalążka życia, który podróżował ukryty w lodach komety lub w szczelinach planetoidy i miał nieskończoną ilość możliwości zakorzenienia się w miliardach układów słonecznych obecnych we wszechświecie. Tylko jak? Gdzie? I w jakiej postaci?
Jeśli kiedyś zdarzy wam się odwiedzić muzeum Van Goga w Amsterdamie, zatrzymajcie się na chwilę przed Siewcą. Holenderski malarz utożsamiał rolnika z aniołem, który zasiewa życie, podczas gdy wschodzące słońce – można by rzec, jedno z wielu słońc w kosmosie – zalewa rozległą krainę światłem i ciepłem.
Nasiona życia mogą albo wpaść do kanału i pójść na dno, albo trafić na zakurzoną drogę i wyschnąć w słońcu, albo też paść na żyzną glebę i wykiełkować, przyjmując nieskończoną ilość form i kolorów.
Ostateczny kształt nowego życia zależy nie tylko od zdolności adaptacyjnych zasianego w tym konkretnym mikrokosmosie ziarna, ale w dużej mierze jest uzależnione od planety-gospodarza: panujących na niej warunków środowiskowych, jej siły grawitacji i położenia względem gwiazdy danego układu planetarnego, które wpływa na ilość światła oraz poziom promieniowania i temperatury.
Wystarczy spojrzeć na nasz Układ Słoneczny, by stwierdzić, iż prawdopodobieństwo powstania życia, jakie znamy, i jego ewolucji jest ściśle uzależnione od odległości od Słońca i warunków panujących na poszczególnych planetach. I tak na położonym najbliżej naszej gwiazdy Merkurym zakres temperatury waha się od blisko -200 stopni Celsjusza w nocy do ponad +400 stopni (temperatury topnienia ołowiu) w ciągu dnia. Nie dałoby się tam mieszkać, podobnie jak na przypominającej ogromny garnek ciśnieniowy Wenus, gdzie temperatura znacznie przekracza temperaturę topnienia ołowiu, atmosfera składająca się głównie z dwutlenku węgla zatrzymuje duszące ciepło, a ciśnienie jest 90 razy wyższe niż na naszej planecie. A oto i nasza Ziemia, położona w strefie mieszkalnej, czyli tam, gdzie występująca w stanie ciekłym woda stwarza idealne warunki do życia opartego na węglu. Następnie jest Mars, znacznie zimniejszy, bo dużo bardziej oddalony od Słońca, ale także znajdujący się w strefie mieszkalnej. Pod jego powierzchnią występuje woda w stanie ciekłym, więc prawdopodobnie można by na nim znaleźć wymarłe lub wciąż aktywne formy życia. Po nim kolej na cztery gazowe olbrzymy, które nie mają lądu i dlatego nie można by po nich choćby chodzić, a poza tym są bardzo zimne i posiadają atmosferę, w której nie da się oddychać. To Jowisz, Saturn, Uran i Neptun. Żaden z nich nie nadaje się do zamieszkania, ale ma potencjalnie interesujące księżyce i satelity. Spod powierzchni lodowych księżyców Jowisza, Ganimedesa, Kallisto, Europy i Io, albo satelity Saturna, Enceladusa, tryskają bowiem gejzery ciekłej wody i dlatego przyjmuje się, iż na każdym z tych ciał niebieskich może występować życie.
Dzisiaj wkraczamy w nową erę, najbardziej niezwykłą i z pewnością nieosiągalną dla jakiegokolwiek innego organizmu na naszej planecie. Dzięki swoim wizjonerskim umiejętnościom, połączonym z niebywałym pragmatyzmem i perfekcyjną organizacją, Sapiens nie tylko stworzyli sobie możliwość opuszczenia własnego świata, nauczyli się przekraczać granicę atmosfery i lądować na innym ciele niebieskim, ale także otworzyli przed sobą perspektywę przeprowadzenia się na nową Ziemię i zamieszkania na niej na stałe.
Eksploracja kosmosu i związany z nią rozwój technologii w niedalekiej przyszłości umożliwią nam osiedlenie się najpierw na Księżycu, a potem na Marsie. Szacuje się, iż do stworzenia pierwszej stabilnej i niezależnej osady na czerwonej planecie wystarczyłaby kolonia licząca około miliona ludzi.
Dużo myślałem o tej hipotezie z czysto technicznego punktu widzenia, zastanawiając się, w jaki sposób można by wygenerować energię niezbędną do utrzymania marsjańskiego miasta, jak ochronić mieszkańców przed promieniowaniem, jak ich wyżywić, w jakie środki transportu ich wyposażyć – lądowe czy powietrzne – i tak dalej. niedługo jednak zaświtało mi w głowie, iż problem jest dużo bardziej złożony i znacznie bardziej wykracza poza czysto kosmiczną logistykę.
W osadzie tej wielkości będziemy mieli również marsjańskie szpitale. Co oczywiste, po niedługim czasie urodzi się tam pierwsze poczęte na Marsie dziecko. Niedawno w Międzynarodowej Stacji Kosmicznej przeprowadziliśmy eksperyment – być może wizjonerski, ale jednak miarodajny – który dał mi jeszcze więcej do myślenia. Odkąd na Ziemi pojawiło się życie, siła grawitacji naszej planety odgrywa zasadniczą rolę w naturalnej selekcji i rozwoju organizmów żywych, tak roślin, jak i zwierząt, w tym ludzi. Wszystkie organizmy reagują na warunki stresowe wywołane przez grawitację, odpowiednio się do nich dostosowując. Obserwujemy to każdego dnia. Drzewo smagane przez wiatr ma u podstawy gruby pień, ponieważ to tam grawitacja działa z największą siłą, a natura reaguje na ten stres poprzez umieszczenie w tym miejscu większych ilości materiału wzmacniającego. Natomiast gałęzie muszą być w miarę elastyczne i unosić jedynie ciężar liści, więc im dalej od pnia, tym stają się cieńsze.
Natura jest praktyczna i kieruje się kryterium najmniejszego wydatku energetycznego. Dawniej do licznych badań nad rozwojem i zachowaniem życia zarówno na Ziemi, jak i w kosmosie wykorzystywano kijanki, które uważano za organizm modelowy. Wyniki wyraźnie wskazywały na to, iż grawitacja – lub jej brak – wpływają na niektóre odruchy tych larw, rozwój ich układu nerwowego oraz sposób pływania. My natomiast postanowiliśmy sprawdzić coś innego: amputować kijankom fragment ciała i przyjrzeć się procesom regeneracji i wzrostu, które zachodzą w warunkach braku grawitacji, i na tej podstawie zrozumieć, jak życie w fazie embrionalnej zachowuje się w kosmosie. (Bez obaw, żadna z nich nie ucierpiała! Kijanki – podobnie jak jaszczurki – potrafią całkowicie i bez śladu blizn odbudować swoje ogony, doskonale rekonstruując skórę, mięśnie, strunę grzbietową, rdzeń kręgowy, neurony i naczynia krwionośne). Ogony kijanek, które odrosły przy niemal zerowej grawitacji panującej na ISS, znacznie różniły się od tych, które zregenerowały się na Ziemi.
Wróćmy jednak do marsjańskiego dziecka. Maluch przyjdzie na świat w środowisku, w którym siła grawitacji jest około trzy razy mniejsza niż na Ziemi. Jej działanie znacząco wpłynie na jego układ kostny, a także układ mięśniowy oraz układ krążenia, w efekcie doprowadzając do stopniowego obniżenia napięcia mięśniowego, osłabienia kości oraz zmniejszenia pojemności minutowej serca i jego mocy. Jest to zresztą zjawisko, które dość często obserwujemy na Ziemi. Kiedy złamiemy nogę i unieruchomimy ją w gipsie, po jakimś czasie zaczyna ona różnić się od nogi zdrowej – wygląda tak, jakby częściowo zanikła z powodu nieużywania. Można zatem przypuszczać, iż presja ewolucyjna znacząco zmieniłaby wygląd marsjańskich kolonizatorów, a pod jej wpływem stawaliby się coraz drobniejsi i z czasem zupełnie niezdolni do życia na Ziemi, gdzie wysoka grawitacja dosłownie zmiażdżyłaby ich ciała. I tutaj nasuwa się pewna smutna refleksja.
Dziś – tak jak to miało miejsce miliony lat temu, kiedy my, Sapiens, współistnieliśmy z wieloma innymi gatunkami Homo występującymi na całej Ziemi i różniącymi się od siebiew zależności od miejsca zamieszkania – bardziej niż kiedykolwiek prawdopodobna wydaje się możliwość podobnej koegzystencji z inną formą nas samych. W niedalekiej przyszłości Homo sapiens może współistnieć z Homo martianus.
Z tej perspektywy wszelka dyskryminacja ze względu na kolor skóry, religię czy orientację seksualną, która od czasu pojawienia się naszego gatunku na Ziemi prowadziła – i wciąż jeszcze prowadzi – do masowych rozlewów krwi, wydaje się jeszcze bardziej żałosna i godna potępienia. Tragiczna w skutkach i nienormalna. Jesteśmy świadkami cudu życia, które ewoluuje, żeby dać nam nową nadzieję. Czy okażemy się godni imienia Sapiens? Czy będziemy potrafili ze sobą współistnieć, nie niszcząc się nawzajem?
* Pierwsze włoskie wydanie książki ukazało się we wrześniu 2021 roku (przyp. tłum.).
Ghidini Tommaso, Homo caelestis. Niezwykła opowieść o tym, kim się stajemy,
Copernicus Center Press 2024