Kamena Rally Team pierwszym polskim zespołem, który ukończył Baja 1000 w Meksyku!

wirtualnyregion.eu 3 godzin temu

Polska flaga na mecie 57th Baja 1000 w Meksyku! Kamena Rally Team pierwszym polskim zespołem, który ukończył ten rajd.

Zespół Kamena Rally Team w składzie Tomasz Białkowski i Dariusz Baśkiewicz ukończył jeden z najbardziej prestiżowych i najtrudniejszych rajdów świata – Baja 1000. Pomimo wielu przeszkód i przeciwności, jakie napotkali na trasie – dotarli do mety w regulaminowym czasie. To ogromny wyczyn – mało, która załoga kończy ten rajd a tym bardziej w roli debiutantów.
Rajd Baja 1000 w Meksyku to jeden z najtrudniejszych rajdów na świecie. W ubiegły weekend odbyła się 57. edycja tego amerykańsko-meksykańskiego wydarzenia. Zawodnicy mieli do pokonania 1400km w jednym odcinku, a maksymalny czas na ukończenie trasy wynosił 36h.
W tym roku zespół Kamena Rally Team po zdobyciu Pucharu Europy – FIA European Baja Cup, podjął wyzwanie i wyruszył w kierunku Ameryki, zmierzyć się z tym gigantem. Tomasz Białkowski oraz Dariusz Baśkiewicz to doświadczeni, zawodowi rajdowcy. Od lat uznawani na arenie europejskiej, gdzie wielokrotnie zdobywali najwyższe stopnie podium. Ich doświadczenie, determinacja i wola walki doprowadziły do podjęcia tak dużego wyzwania jakim jest rajd – Baja 1000 w Meksyku.
Zespół tym razem nie wystartował własnym pojazdem. Ze względów logistycznych, pod to wydarzenie wynajął specjalnie przygotowany pojazd rajdowy w specyfikacji SCORE.
Rajd Baja 1000 składa się z dwóch etapów: Pre-run oraz oraz adekwatny wyścig. Pre-run to zapoznanie się z trasą oraz wytyczanie własnych ścieżek, które muszą przebiegać przez wyznaczone przez organizatora punkty tzn. waypointy. Do jednego takiego punktu może prowadzić choćby kilkanaście dróg, a wybranie adekwatnej jest jednym z elementów, które pozwalają zyskać przewagę oraz krótszą i mniej wyboistą trasę.
Również w trakcie pre-run zaznacza się trudne lub niebezpieczne miejsca by bezpieczniej i szybciej przejechać wyścig.
Zespół Kamena Rally Team, pre-run miał rozłożony na 4 dni tak aby spokojnie przejechać i dokładnie zapoznać się z trasa oraz nanieść wszelkie uwagi – taki gotowy plik został wgrany w trakcie wyścigu.
Oficjalny wyścig Baja 1000 rozpoczyna się od ceremonii startu, gdzie wszystkie pojazdy przejeżdżają przez rampę. W tym dniu jak i przez cały rajdowy weekend, miasto Ensenada zamienia się w kolebkę rajdów crosscountry. Polskie rajdy swoją nazwę również czerpią z nazwy BAJA, która przyciąga fanów z całego świata. Ceremonii startu towarzyszy prawdziwe święto, tysiące kibiców zjeżdżają się by z wielkim sercem i euforią kibicować i celebrować emocje jakie towarzyszą rajdom terenowym.

Jak podkreśla sam zespół: „To niesamowite jak ciepło zostaliśmy przyjęci przez tamtejszych kibiców, celebracja z jaką spotkaliśmy się w Ensenadzie zrobiła na nas ogromne wrażenie, to coś czego brakuje na naszym kontynencie.”
Tomasz Białkowski i Dariusz Baśkiewicz swój debiut w dniu startu rozpoczęli od przekroczenia linii startu o godzinie 11:30.

Wspólnie wspominają wyzwania od początku rajdu:
„Tuż po wystartowaniu zaczęły się nasze problemy! Około 5mili straciliśmy wspomaganie i musieliśmy rozłączyć napęd 4×4 więc jechaliśmy tylko na napędzie na tył – Tomkowi było bardzo trudno zapanować nad pojazdem i tak naprawdę to był już najważniejszy moment, gdzie trzeba było pogodzić się z tym, iż nie jedziemy już na wynik – co było dla nas bardzo trudne! Tyle przygotowań, a już tuż po starcie musimy zapomnieć o dobrej lokacie.
Potem mijaliśmy zachodnie wybrzeże Półwyspu Kalifornijskiego, gdzie na klifach wyprzedzaliśmy kilka aut, jadąc w ogromnym kurzu. Już wtedy czuliśmy jak ciężko będzie ukończyć ten rajd i jak bardzo jest niebezpieczny. Jednym z elementów, które różnią się od świata naszych rajdów jest samo wyprzedzanie – auta mogą tutaj uderzać się w tył, wypychać itp. Mieliśmy taką sytuacje gdzie duży Trophy Truck uderzył niespodziewanie w nasz tył bez żadnego ostrzeżenia! Było to bardzo interesujące doświadczenie :)
Następnie po ok. 150 milach zatarł się i zablokował most przedni, który był wyłączony, ale nie umożliwiał dalszej jazdy. Naszemu zespołowi pościgowemu, dojazd z częściami i naprawa zajęła 4h. Dalej mieliśmy już tylko jeden cel… dojechać do mety w 36h.
Na trasie mijaliśmy między innymi lasy kaktusowe, gdzie zderzenie z kaktusem wiązało się z przebitym kołem.
Większą prędkość złapaliśmy dopiero na wyschniętym jeziorze, gdzie przez kilkadziesiąt kilometrów jechaliśmy maksymalna prędkością po gładkim jak stół terenie. Szczęścia nie przyniósł nam również napotkany na trasie tzn. flesh flash czyli gęsty piasek, który uniemożliwiał widoczność oraz sprawne poruszanie się – dwa razy ledwo udało nam się uniknąć zakopania.
Podczas rajdu nasz zespół przeprowadził sprawną zmianę kierowców. Na miejsce Tomka wsiadł Łukasz Gogulski, który wraz z Darkiem, który przez cały rajd nie opuszczał pojazdu, pokonał około 100mil. Dzięki temu Tomek mógł chwilę odpocząć w aucie w czasie, gdy nasz zespół bezpiecznie dowiózł go do kolejnej zamiany.

Następnie, niestety kolejna awaria – uszkodzona pół oś i powolny dojazd do zespołu serwisowego. Po naprawie walczyliśmy dalej, szczególnie z czasem, który nieubłaganie nas gonił. I tak do kolejnej awarii.. Tym razem tuż przed 700. milą rozsypało się sprzęgło i znów czekaliśmy na zespół serwisowy tracąc cenny czas. Na szczęście dzięki sprawnej i szybkiej reakcji naszego zespołu, który dzielnie towarzyszył nam przez cały rajd, udało się gwałtownie naprawić usterkę – ruszyliśmy na ostatnie 150mil dzielące nas od mety. To już był prawdziwy wyścig z czasem !
Udało nam się! Na mecie czekał już na nas cały zespół radośnie wiwatujący – to było dla nas niezmiernie miłe i jesteśmy im bardzo wdzięczni, iż pokonali z nami te 1400 km będąc w ciągłej gotowości do pomocy. Przez całą trasę, dzięki urządzeniu Garmin mieliśmy kontakt zarówno z wynajętym zespołem serwisowym jak i naszym
zespołem. To bardzo ułatwiło i przyspieszyło komunikacje na meksykańskich bezdrożach, gdzie przez większość czasu brakowało sieci.
Ostatecznie dojechaliśmy w czasie i przejechaliśmy upragniona metę. Po niezliczonej liczbie problemów z pojazdem i przebiciu czterech opon zakończyliśmy rajd na 10 pozycji z 22 aut, które wystartowały w naszej klasie.
Jesteśmy dumni, iż dojechaliśmy i mogliśmy rozłożyć biało-czerwoną flagę na mecie. Było to dla nas nowe, ogromne doświadczenie, a kto wie… może za rok znów spotkamy się na meksykańskich bezdrożach.”

Idź do oryginalnego materiału