Karol Pięta ma 54 lata. Należy do kolarskiej grupy RSC Walbet Team. Jego koledzy i koleżanki to osoby, które trenują lub ścigają się na dystansach 100-200 kilometrów. Ultradystansowców w Rawiczu czy okolicach brak. Skąd u niego ta pasja?
- Moja przygoda z ultrakolarstwem jest krótka. Jeździłem od dziecka, z czasem tego było mniej - mówi Karol Pięta. - Trzy lata temu byłem w maju z rodziną na Majorce i tam akurat miał miejsce Iron Man. To mnie zachęciło. "A może by takiego Iron-Mana właśnie zrobić?" - zastanawiałem się. Tym bardziej, iż pływanie miałem opanowane. Rower to nie problem, a bieganie też do ogarnięcia. Pojawił się jednak problem. W naszym rejonie warunki pływackie na długim dystansie nie są najlepsze. Postanowiłem skupić się na jednej dyscyplinie - wyjaśnia.
https://rawicz24.pl/wiadomosci/prace-w-parku-trwaja-impreza-jakiej-dotad-nie-bylo-coraz-blizej/faAv0TDZFGu1MWihvAh9Na początek kilkaset kilometrów
W 2023 r. kupił rower szosowy. Wystartował w pierwszym maratonie „Od Świtu do Zmierzchu” w Miejskiej Górce.
Uzyskałem dosyć satysfakcjonujący wynik - 326 kilometrów w ciągu 12 godzin. To był rezultat w czołówce. Wystartowałem też w ultramaratonie „Etapówka” na Kaszubach. Do pokonania było 650 kilometrów. Zaczęło mnie to nakręcać - opowiada Karol Pięta.
Potem było kolejne wyzwanie - wyścig Bałtyk - Bieszczady, który uznawany jest w Polsce za „must have” dla ultramaratończyków.
- Takie sławetne 1.018 km ciągnące się od Świnoujścia aż do Ustrzyk. Żeby uzyskać prawo startu, trzeba było pokonać dystans minimum 500 kilometrów - mówi.
3.600 kilometrów na rowerze
Po ukończeniu Bałtyk - Bieszczady otworzyła się kolejna możliwość. Uzyskał prawo startu w Race Around Poland (RAP).
- Nie myślałem o tym wcześniej. Wiedziałem o rajdzie wokół Polski, tylko iż on jest podzielony na trzy etapy, każdy w innym roku, około 1.200 km rocznie. To jednak odpuściłem. Postawiłem na RAP - przyznaje rawiczanin.
O finansowy aspekt zadbał sam.
- Skontaktowałem się z organizatorem Race Around Poland. Wydarzenie ma formułę mistrzostw świata. Uczestnicy mieli do pokonania 3.600 kilometrów. Pokonałem je w 241 godzin, 17 minut i 47 sekund. Zająłem piąte miejsce w kategorii 50+ i dwunaste w klasyfikacji ogólnej. RAP ukończyły 24 osoby w kategorii unsupported, w tym dwie kobiety - relacjonuje.
I zaznacza:
- 241 godzin to był mój plan. Patrząc na wyniki z 2024 roku w mojej grupie wiekowej, byłbym mistrzem świata. W tym roku, niestety, te 240 godzin nie wystarczyło. Inni się poprawili i to zdecydowanie. Piotr Mos z Włoch przejechał dystans w nieco ponad 211 godzin, 29 minut i 31 sekund - dodaje. - Warto spojrzeć też na czasy netto - czystej jazdy, bez postojów. Tu różnica nie była aż tak ogromna. Trzeba powiedzieć szczerze, iż spałem około 14 godzin przez te 10 dni. Pozostały czas to kąpiel, jedzenie, postoje, odpoczynek. Początek, czyli odcinek 350 km, przejechałem w stanie adrenaliny, praktycznie bez przerwy. Uzyskałem średnią prędkość 32 km/h. Z czasem musiała ona spadać. To było 11 godzin jazdy praktycznie bez zsiadania z siodełka. Później zaczęła się walka z własnymi słabościami, brakiem snu i zmęczeniem. Punktów na trasie było 12, na których można się było wykąpać, coś zjeść, przespać, ale w międzyczasie zatrzymywałem się też na stacjach paliw.
Samotna walka
Karol Pięta wystartował w formule unsupported.
- To jest esencja RAP. Wystartowało osiemdziesiąt kilka osób. Jedni na 900 km, inni na 1.800 km, a najwytrwalsi - 3.600 km. Unsupported to forma bez wsparcia zewnętrznego, supported - to już z pomocą samochodu technicznego. Zawodnik ze wsparciem ma zorganizowane jedzenie, spanie, wszystko jest gotowe, to bardzo pomaga - tłumaczy. - Jest 12 punktów co około 300 km, gdzie organizator zapewnia wodę, jedzenie, materac do snu, czasem wynajęte hale sportowe czy pokoje w hotelach - dopowiada.
Rawiczanin przyznaje, iż do takiego dystansu trudno się przygotować.
- Nie pokonuje się go kilka razy do roku. Za to można jeździć codziennie kilkadziesiąt czy 100 km. Dla mnie takim wyznacznikiem był 2024 rok. Startowałem w imprezie charytatywnej dla dzieci. Zbieraliśmy biegowe i rowerowe kilometry przez 100 dni. Powiedziałem sobie, iż wykręcę 10.000 km i zrobiłem to, czyli średnio „stówkę” dziennie bez wyjątku od czerwca do września - podkreśla.
Postawa fair play
Start ultrakolarzy RAP był wspólny, honorowy, z Warszawy.
- Tylko wtedy poruszaliśmy się w grupach sześcioosobowych na trasie około 10 km. Później każdy jechał sam. Taki jest regulamin, iż nie wolno jechać za kimś. To, co znamy z Tour de Pologne czy Tour de France, u nas nie obowiązywało. jeżeli spotykaliśmy się z kimś, to na punktach kontrolnych. Oczywiście, były momenty, w których się widzieliśmy i dopingowaliśmy, bo mimo wszystko liczyło się ukończenie wyścigu - zauważa. - Przejechałem 3.600 km bez żadnej przebitej dętki. To grube zaskoczenie. Pod względem logistycznym byłem przygotowany - miałem dętki do zmiany, żele energetyczne, uzupełniałem płyny. Tutaj jest hardcore. Ten wyścig zapadnie w pamięci do końca życia - przyznaje. - Organizm był zmęczony, a w nocy trzeba było uważać na przebiegającą zwierzynę. Trasa wiodła różnymi drogami asfaltowymi - w dobrym lub bardzo dobrym stanie. Były kryzysy, ale jechałem dalej. Dziękuję żonie, rodzinie, przyjaciołom, którzy mnie wspierali. Bliscy znajomi ze Zgorzelca zrobili mi ogromną niespodziankę na trasie. Ich doping pomógł mi iść dalej. Dostawałem też wiadomości od rawickich znajomych i innych kolarzy. Dziękuję im za to - zaznacza.
Tylko dla najwytrwalszych
Race Across Poland to jedno z najważniejszych wydarzeń na świecie dla ultramaratończyków.
- Najdłuższy jest Solo Division Race Across America, czyli 5.000 km z wybrzeża zachodniego na wschodnie. Są Polacy, którzy ten wyścig ukończyli, w tym roku m.in. Aneta Lamik. Teoretycznie jest tam więcej kilometrów, ale były osoby na RAP-ie, które stwierdziły, iż polski wyścig jest trudniejszy, m.in. z powodów technicznych. Tam przed uczestnikiem jest wyłącznie prosta. U nas trasy są urozmaicone. Mijamy miasta. Są pasma górskie. Przewyższenia sięgnęły 33 km łącznie. Rozpoczęliśmy w Warszawie, dojechaliśmy do granicy wschodniej, a następnie południem, zachodem i północą kraju. Najfajniejsza dla mnie jest trasa od Bieszczad do Zgorzelca, polskimi górami. Przepiękne widoki. W Zakopanem i Beskidzie Śląskim byłem o zachodzie słońca - wspomina.
Karol Pięta przyznaje, iż nie wszystko przebiegło zgodnie z wyobrażeniami.
- Dojechałem np. do Szczecina w godzinach szczytu. Byłem spychany przez kierowców na ścieżki rowerowe, które bardzo spowalniały, a ręce dostały w kość. Były też nocne zjazdy, gdy temperatura spadała do bardzo niskich wartości pomimo lata. Po zjeździe musiałem się zatrzymać, wypić gorące herbaty, żeby się ogrzać. Po zakończeniu wyścigu bolą nie nogi, barki czy plecy - u mnie ręce były najbardziej podrażnione - relacjonuje.
Nowe cele
- Teraz przede mną trzeci występ w maratonie „Od Świtu do Zmierzchu”. Kolarską imprezę zaplanowano na 30 sierpnia. W tym roku startuję w grupie czteroosobowej. Chcemy uzyskać 400 km” - mówi. - Chciałbym też sprawdzić się w wyścigu na zamkniętej pętli z jazdą przez dobę. Myślę o Pierścieniu Tysiąca Jezior na Mazurach albo ultra Grunwald-Troki na Litwie. A czy w przyszłym roku ponownie wystartuję w RAP? Na dzień dzisiejszy trudno powiedzieć - wskazuje.
Karol Pięta zakwalifikował się też do Solo RAAM Race Across America, uznawanego za najtrudniejszy wyścig kolarski świata.
- Stany Zjednoczone są mega wyzwaniem, szczególnie pod względem finansowym. Czy wystartuję za oceanem? Zastanawiam się - podsumowuje.
https://rawicz24.pl/wiadomosci/rajd-seniora-z-miejskiej-gorki-do-maslowa-zdjecia/qy2RupjLbp8nUN0QuDbF