Klemen Cebulj: W Polsce żyje się jak w Słowenii. Plan był zagrać w Rzeszowie rok, a wyszło pięć lat

2 dni temu
Fot. FIVB

Rozmowa z KLEMENEM CEBULJEM, słoweńskim przyjmujący Asseco Resovii

SIATKÓWKA. PLUSLIGA

Klemen Cebulj, słoweński przyjmujący Asseco Resovii gra w Rzeszowie od pięciu lat. Z reprezentacją zdobył trzy razy wicemistrzostwo Europy i raz brąz. W klubowej siatkówce natomiast w barwach włoskiego zespołu Cucine Lube Civitanva dwukrotnie wywalczył brąz Ligi Mistrzów oraz Puchar i mistrzostwo Włoch. Z Asseco Resovią zdobył w 2024 roku Puchar CEV, a w ub. sezonie brązowy medal mistrzostw Polski.

– Od pięciu lat przebywa pan w Polsce, jak przez ten czas odbiera pan nasz kraj?

– Jak najlepiej i bardzo dobrze się tu czuję. Życie jest bardzo podobnie jak w Słowenii, bo we Włoszech żyje się troszkę spokojniej, jest po prostu taki luz. Tutaj jest podobnie jak w Słowenii i klimat też tak sam. Moja żona Sara jak i syn Louis też bardzo polubili Polskę. Zresztą gdybym nie czuł tutaj tak dobrze, to bym nie został tutaj tyle lat.

– Gdy przyjechał pan do Polski przed pięcioma laty z czym miał największe trudności, żeby się zaadoptować ?

– Na pewno jakieś były, ale nie mieliśmy jakichś oczekiwań, bo też nie znaliśmy wcześniej Polski. Plan był, żeby przyjechać tylko na rok i potem albo wrócić do Włoch, albo grać gdzieś indziej. Polska zaskoczyła nas pozytywnie. Ten pierwszy rok był trochę ciężki, wtedy był wirus i wszystko było trochę inaczej. Natomiast potem jak już się zaczynało żyć normalnie, zaczęliśmy poznawać bardziej ludzi, również oczywiście spoza siatkówką. Spędzaliśmy dużo czasu ze znajomymi, bo poznaliśmy naprawdę dużo fajnych ludzi, z którymi do dziś lubimy spędzać wolny czas.

Fot. Asseco Resovia

– Gdy miał pan porównać Słoweńców do Polaków widzi pan jakieś podobieństwa czy więcej jest różnic?

– Tak naprawdę, to nie ma dużych różnic. Może tylko, iż na początku Polacy wydają się troszkę bardziej zamknięci niż Słoweńcy. My jesteśmy nieco bardziej otwarci, ale też dużo Słoweńców pamięta jeszcze czasy Jugosławii, także jest troszkę inna mentalność u nas, ale myślę, iż ogólnie podobnie żyjemy, tak samo o ile chodzi o pracę, dom, rodzinę czy drużynę. Spędzamy dużo czasu aktywnie. W Polsce widać, iż w szkołach też jest dużo takich ekstra zajęć pozalekcyjnych. Jest piłka nożna, siatkówka, koszykówka, tańce. Jest tu wszystko, co potrzeba do życia oraz żeby fajnie spędzać czas razem z drużyną.

– A jest coś czego w Polsce brakuje pana rodzinie i za czym tęskni?

– Na pewno brakuje nam troszkę słońca. Jakbym musiał coś wskazać, to na pewno bym dał na pierwsze miejsce pogodę. Poza tym pozostało kwestia tego, iż jesteśmy tutaj sami, z dala od rodzin. Jesteśmy jednak już do tego przyzwyczajeni i dajemy radę sami wszystko ogarnąć. We Włoszech było troszkę inaczej, wszystko było troszkę bliżej. Wiele razy rodzina i znajomi przyjeżdżali do nas i spędzili z nami czas. Tutaj jest inaczej, bo podróż samochodem trwa 11 czy 12 godzin. Jest więc troszkę ciężej, ale też czasem przyjadą, jak choćby teraz na święta.

– Chyba jednak tak do końca nie jesteście w domy osamotnieni?

– No tak bo troszkę mamy zwierząt. Są dwa gekony, chomik, dwa koty i cztery psy. Teraz są jeszcze trzy małe szczeniaki. Wszystkimi zwierzętami w domu zajmuje się żona, ale oczywiście ja też pomagam jak i 8-letni syn. Jak jest wolny dzień, albo poranek, to dużo czasu spędzamy w lesie albo idziemy na spacer. Troszkę tego czasu w pewno potrzeba, żeby zająć się na tymi psami.

– Syn Louis jak na razie nie poszedł w ślady ojca bo wybrał piłkę nożną w SMS Resovii…

– Zrobiliśmy niedawno transfer i teraz jest w Beniaminku. Talent sportowy ma. Próbowaliśmy siatkówkę, tylko iż grupa jest troszkę starsza i jest na to jeszcze za młody, przez co nie znalazł tam takich przyjaciół, jakich ma teraz grając piłkę. Chodził na karate, pływał, ale najbardziej mu się spodobała piłka i spędza dużo czasu w treningi itd. Mi też się podoba, iż ma jakieś tam zajęcia sportowe, również po szkole. Nie siedzi w domu grając na playstation, komputerze albo telefonie, także to jest na pewno duży pozytyw. Na boisku walczy tak, jak trzeba, a jak się nie uda wygrać, to czasem troszkę popłacze. Widać, iż się bardzo przejmuje i jest sercem za tą piłką. Jest też zainteresowanie ze strony trenerów, żeby zawsze był na turniejach, w pierwszym składzie, także bardzo ciężko czasem jest odmówić i my też prosimy, żeby go nie brać na wszystkie turnieje (śmiech), ale on też musi też troszkę czasu z nami spędzać. Ma talent, ale to jeszcze jest teraz za wcześnie, żeby coś wyrokować. Chcę tylko żeby on się bawił tą piłką i nie traktował tego zbyt poważnie, ale jeszcze mi nie udało tego za bardzo zrobić. On naprawdę bierze wszystko bardzo na poważnie, ćwiczy w domu i zawsze się przygotowuje na te turnieje. Jak to sprawia mu jednak przyjemność, to oczywiście go wspieram.

– W domu w Rzeszowie mówicie w jakim języku?

– Po słoweńsku. Syn też po polsku, żona po polsku, po włosku, po angielsku i po słoweńsku. Rodzinny język to jednak słoweński. Próbuję też troszkę z synem rozmawiać, po włosku, żeby nie zapomniał, ale on nie chce. Mówi, iż nie potrzebuje teraz ze mną rozmawiać po włosku i iż on to wszystko załatwi latem, kiedy wrócimy do Włoch.

– Do Włoch, nie do Słowenii?

– Dużo czasu spędzamy we Włoszech. Tam mamy najwięcej przyjaciół i znajomych. Jak się więc tutaj skończy sezon, to zostaniemy jeszcze, poczekamy, żeby skończył się też rok szkolny, a potem pojedziemy do Słowenii na kilka tygodni i później już do Włoch w rejony Civitanova, tam, gdzie jest ciepło i morze.

– Urodził się pan w położonej w górach miejscowości Slovenj Gradec, gdzie raczej chyba nie ma tradycji siatkarskich?

– Jestem z bardzo małej miejscowości, gdzie mieszka ze 20-30 tysięcy ludzi i od samego początku było tam dużo sportu. Jak większość osób zaczynałem od nart, potem spróbowałem też snowboardu. Mieliśmy tam też bardzo dobry, mocny klub pływacki. Była też piłka nożna i siatkówka, ale koszykówki tam nie było. Żeby pograć w kosza, to trzeba było dojeżdżać ok. 20-25 minut. Pamiętam to, jakby to było wczoraj, iż dostałem kiedyś na piłce bardzo mocno w kostkę i płakałem w samochodzie jak wracaliśmy z domu z tatą. Powiedziałem, iż już w życiu nigdy więcej nie pójdę na piłkę, chociaż miałem też talent do piłki nożnej Przyjęli mnie zatem do takiej szkolnej drużyny siatkarskiej, a jak zacząłem, to można powiedzieć, iż już potem nie było wyjścia. Można powiedzieć, iż ten faul trochę pomógł, żeby grać w siatkówkę.

Fot. FIVB

– Słowenia jest małym krajem, liczy nieco ponad 2 miliony mieszkańców, a praktycznie liczy się w każdej grze zespołowej. Z czego się biorą te wasze sukcesy.

– Myślę, iż z takiej naszej mentalności. Nie odpuszczamy o ile coś się nie uda. Taki mocny jugosłowiański charakter. Za bardzo się nie przejmujemy co myślą inni ludzie, tylko trenujemy, pracujemy i spędzamy czas tak, jak lubimy najbardziej. Takie nastawienie jest od samego początku, zaczyna się to już w szkole. Moim zdaniem mamy taki bardzo system, iż zawsze jest duża sala sportowa, na której można grać we wszystkie sporty, a do tego są baseny czy rowery. Wydaje mi się, iż ta edukacja sportowa jest na wysokim poziomie.

– A jak w tym systemie szkolnym wygląda Polska na tle Słowenii, czy różnice są duże.

Edukacja szkolna jest podobna, ale o ile chodzi o ten aspekt sportowy, to sądzę, iż jest duża różnica. Zauważyłem, iż w Rzeszowie jest kilka szkół, które mają fajną infrastrukturę do sportu. Szkoły są jednak stare i mają bardzo małe sale gimnastyczne. Na przykład prywatna szkoła do której chodzi mój syn Louis nie ma w ogóle sali sportowej. Jest aula, na której oni ćwiczą, ale w takich warunkach nie da się pograć w siatkę, kosza, czy w ogóle w cokolwiek. Tutaj jest więc na pewno duża różnica. Zaczęły się pojawiać i budować szkoły, które mają wszystkie te możliwości, ale to powinno być zawsze tak, iż w szkole już coś jest, albo bardzo blisko. Widzę, iż dużo chłopaków z okolicznych szkół przychodzi też na Podpromie.

– Słowenia mimo sukcesów w sportach zespołowych, nie może się jednak pochwalić jakąś mocną ligą. Reprezentanci kraju grają praktycznie poza granicami…

– Jak zaczynasz tam już grać profesjonalnie, to wiesz, iż będziesz musiał poszukać klubu za granicą. To jest trochę taki minus, ale myślę, iż jesteśmy trochę za małym krajem, żeby w każdej dyscyplinie mieć mocną ligę. Brakuje nam ludzi i fanów, którzy kupowaliby bilety na to wszystko.

Fot. FIVB

– Kto jest najbardziej popularnym sportowcem w Słowenii koszykarz Luka Doncić czy kolarz Tadej Pogacar?

– Myślę, iż Doncic pozostało troszkę popularniejszy o ile chodzi o tych młodszych ludzi, ale też Pogacar, nie odstaje od niego za bardzo. Zresztą kolarstwo w Słowenii jest bardzo popularne.

– Spędził pan z rodziną kolejne święta w Polsce. Czy duże są różnice w porównaniu do Słowenii czy Wloch, gdzie grał pan przez osiem lat?

– W Słowenii mamy takie świąteczne ciasto – poticę, i myślę, iż o ile chodzi o różnice, to głównie właśnie jedzenie jest troszkę inne. Na święta na przykład nie jemy ryby. Natomiast to jak się spędza tutaj czas z drużyną i jak się go spędza we Włoszech i w Słowenii wygląda tak samo. Zawsze jest świąteczna kolacja, obiad i śniadanie. Cały ten okres 24-25 grudnia jest bardzo, bardzo podobny. Mamy choinkę, jest Mikołaj. W moim rodzinnym domu zawsze było tak, iż 24 grudnia na wieczór były prezenty, ale w ogóle to robi się to 25 grudnia. Mikołajki też u nas są, ale wtedy troszkę mniejsze są te prezenty i nie przykłada się aż tyle uwagi do tego Mikołaja 6 grudnia. Więcej prezentów jest właśnie 25 grudnia na Boże Narodzenie.

– Skończy się 2024 rok jaki on był dla pana?

– Zagraliśmy na igrzyskach w Paryżu, więc ten rok był bardzo intensywny i bardzo emocjonalny. Bardzo dużo energii poszło na siatkówkę, także byłem naprawdę zmęczony, ale nie tak fizycznie, bardziej mentalnie. Na początku naprawdę sam ze sobą się męczyłem, ale potem, kiedy coraz więcej czasy spędza się z drużyną, to się troszkę o tym zapomina. Spędziłem 5 miesięcy w hotelu i to też nie jest łatwe tak na co dzień. W ciągu tego czasu chyba tylko 7 dni spędziłem z rodziną i uważam, iż to jest tak naprawdę tyle, co nic. W 2025 roku już zapowiedziałem, iż robię przerwę od reprezentacji, odpuszczam też mistrzostwa świata. Spędzam czas z rodziną, a potem z drużyną, żeby się przygotować na spokojnie na następny sezon.

Fot. Asseco Resovia

PRZECZYTAJ TEŻ: Porażka Asseco Resovii na zakończenie roku

Idź do oryginalnego materiału