Listonosz uratował życie odbiorcy. Potworny ból, „był półprzytomny, pełno śladów krwi”

4 godzin temu

Jedni nazwą to przypadkiem, inni cudem. Pewne jest, iż gdyby w pewien poranek listonosz z Łosic (woj. mazowieckie) nie przyszedł do pracy mimo urlopu, mieszkający na uboczu wsi Stare Biernaty klient mógłby stracić zbyt wiele krwi i nie doczekać pomocy.

Fot. Shutterstock

Radosław Chwedoruk pracuje w Poczcie Polskiej dopiero od początku roku. Ale już zdołał sobie zasłużyć na miano bohatera. – Tego dnia pod koniec sierpnia miałem być na urlopie. Postanowiłem jednak iść do pracy – opowiada nam młody listonosz.

Poszedł do placówki Poczty w pobliżu łosickiego rynku. Przywitał się z kolegami, posegregował przesyłki i zaczął obchód rejonu obejmującego część miasta i kilka wsi. Około godziny 9.30 dotarł do Starych Biernat, by dostarczyć przesyłkę do klienta mieszkającego na tzw. kolonii, oddalonej od głównej części wsi. I uratował życie odbiorcy listu.

Listonosz podjechał pod płot starego domu z bali i wszedł na podwórko. Jego oczom ukazał się przerażający widok. – Ten pan leżał tam, miał rękę owiniętą zakrwawioną bluzką, był półprzytomny. Obok niego leżał skuter, a wokół było pełno śladów krwi – wspomina dramatyczne chwile Pan Radosław.

Natychmiast wezwał karetkę, a sam obwiązał mocno rękę rannego i zaczął uciskać przecięte przedramię, by spowolnić krwawienie. Czekając na ratowników, starał się rozmawiać z rannym, by ten nie stracił przytomności. Udało się! Pogotowie zdążyło na czas i zabrało mężczyznę do szpitala.

Jak się okazało, do fatalnego wypadku doszło w garażu. Gospodarz przecinał coś szlifierką, gdy ta ześlizgnęła się i w ułamku sekundy przecięła żyły w przedramieniu od nadgarstka prawie do łokcia. Ranny próbował sam zadzwonić po pomoc, ale nie udało się. Ból był potworny, obficie krwawił i słabł z każdą sekundą. Ostatkiem sił próbował wyjechać z podwórka na skuterze, by wezwać na pomoc sąsiadów z oddalonych o kilkaset metrów domów. Niestety, razem z maszyną runął na ziemię.

Gdyby nie przyjazd i błyskawiczna reakcja pana Radka, doszłoby do tragedii. Nasz dzielny pracownik zatamował krwotok, który zagrażał życiu klienta. Uratował go dosłownie w ostatniej chwili – mówi z podziwem Anna Korycińska, naczelnik Urzędu Pocztowego w Łosicach.

Sam uratowany jest bardzo wdzięczny panu Radosławowi. Wrócił do domu ze szpitala z zeszytą raną i opatrzoną ręką.

A pan Radek? Choć dokonał niezwykłego czynu, nie oczekuje żadnych zaszczytów. Dalej codziennie rozwozi przesyłki i listy. Mówi wprost, iż bardzo lubi swoją pracę. Zapytany, co czuł, gdy usłyszał, iż uratował życie człowiekowi, odpowiada krótko: – Wielka euforia i satysfakcja. Bardzo się cieszę. Życie mamy przecież tylko jedno i ratowanie życia to jest coś wspaniałego – wyjaśnił.

Idź do oryginalnego materiału