Maraton do góry nogami Sydney 15.09.2024

kazimierzmusialowski.pl 2 miesięcy temu

Sydney Marathon

15.09.2024

…czyli maraton do góry nogami…

W lipcu 1976 roku zamustrowałem na swój pierwszy statek handlowy, który był przycumowany na nabrzeżu Chorzowskim w Szczecinie i powrócił z rejsu do Japonii i Australii. Pierwszy statek m/s „Tobruk”, tak jak z pierwszą miłością wszystkie doznania bierze się podwójnie . Buzowała wyobraźnia. W messach, korytarzach, przy piwnym gadulcu, wszędzie słyszałem – Japonia, Australia. Dane mi będzie tam dopłynąć? Kiedy skończyłem pracę na morzu, Japonia i inne na dalekim wschodzie państwa były zaliczone, ale Australia nie. Marzenie zostało. Kiedy jako maratończyk śledziłem zagraniczne maratony w Internecie, Sydney było na pierwszym miejscu. Podobało mi się malownicze zakończenie maratonu obok Opera House. Apetytu dodawał zawsze Sylwester fajerwerki na moście i nad Operą, wszystko to o kilka godzin wyprzedzało nasz Nowy Rok. Czas płynął, maratonów coraz więcej na koncie, kontuzji także.

Kilka lat temu wraz z córką Magdą i jej mężem Marcinem udaliśmy się na maraton do Aten. Tam poznałem Andrzeja i z nim był przyjaciel, aktor Jacek. Po jakimś czasie organizowałem u siebie w Smogorzewcu cztery maratony dla czterech Beatlesów. Wówczas poznałem Andrzeja brata – Piotra – bliźniaka. Narodziła się przyjaźń. Biegliśmy razem kilkunastodniowy bieg „Run to Santiago de Compostela”, w czasie biegu czy odpoczynku zawsze gadaliśmy i gadaliśmy. Tak się składa, iż z Piotrem nadajemy na tych samych częstotliwościach. To od Piotra dowiedziałem się o porządnej firmie co organizuje wyjazdy maratońskie, wraz ze zwiedzaniem. Piotrze do Sydney robią? – tak i tam zaczęli – odpowiada Piotr. Walczyłem z kontuzją po maratonie toruńskim w 2023.Razem z tym maratonem obchodziliśmy czterdziestolecie moich maratońskich zmagań. Nagle zupełnie bez bólu zacząłem biegać. Telefon do pani Marty z firmy od maratońskich wyjazdów ,jest wyjazd do Sydney w tym roku? Tak, dam panu znać jak rozpoczniemy zapisy. Pytanie do rodziny puścicie mnie?, może być to mój ostatni maraton. Zgoda. Po uregulowaniu części należności za wyjazd…kontuzja wróciła. Szukam ratunku u lekarzy. W głowie sztorm „wycofaj się”. W dzień i noc kołatanie myśli. Dasz radę ? W zasadzie z czym ty chcesz tam jechać. Doła pogłębił nie istotny Paszport. Wszystko na nie, nie leć! masz usprawiedliwienie, gadam do siebie. Gdzieś tam…cichutko ktoś szepcze w mojej głowie… „jak nie teraz to nigdy”. Kiedyś córka Madzia przed maratonem w Edynburgu powiedziała – tatusiu ty masz w głowie twardy dysk uformowany maratońsko. Ja jednak wiem, coś trzeba mieć naczłapane kilometry, a u mnie? Nie ważne, iż masz ukończone164 maratony, iż na sto maratonów twoja średnia wynosi 3:44:31,nie jest to ważne. Tu i teraz – to jest ważne. Telefon do Zbyszka rówieśnika peselowskiego i maratończyka. Gadam jak najęty, niepewny, przelękniony – Zbyszku chyba zmienię dystans z maratonu na 10 km. Nie rób tego! dasz radę, będziesz w historii tego maratonu. Takie samo wsparcie otrzymuję od Piotra. Musisz. Podziałało, tabletki, marsz z kijkami przeplatany truchtem. Muszę utrzymać tempo na jeden kilometr, aby zmieścić się w limicie wyznaczonym przez organizatorów. Na 8,5 km to mi się udaje, cholera, maraton ma 42 i kawałek.

Przyjaciel i redaktor Mirosław Rogalski „robi” od dwóch lat dokument filmowy o kawałku mojego życia. To on w 1987 roku stworzył audycję radiową o moim maratonie na statku. Nie wymuszał, nie namawiał. Czekał. Jak ty zdecydujesz to ja także, Ulka (druga połowa), się ucieszy bo zobaczy Nową Zelandię.

Robimy to Mirku. I tak się stało.

Jeszcze tylko nocleg u Was i wywiad na Okęciu. Niech się to jednak potoczy. Córki i zięciowie zaopiekowali się żoną i psami. Lżej. Dziękuję.

Wrażenia ze zwiedzania zamieszczam na Facebooku i mojej prywatnej stronie. Tutaj najważniejszy jest maraton. Z Singapuru o dobę później startujemy, awaria samolotu. Szkoda uciekł czas na wypoczynek i aklimatyzację. Potworzono pary w pokojach hotelowych. Jestem razem z Tomkiem, rzeczowy, był uspakajającym lekiem. Dogadujemy się, na Pizzę, piwo, czy winko razem chodzimy, zwiedzanie także razem w czasie wolnym. Firma od maratonów dobrze gospodarzy naszym czasem, każda minuta wykorzystana na zwiedzanie. Odbieram numer startowy pomny nakazu Zbyszka, choćby nie pomyślałem o zamianie dystansu. Ładna młoda Australijka, zagaduje maratończyków w kolejce po numery. Padło i na mnie, imię, skąd jesteś i który jutro maraton biegniesz, opowiedziałem…ba oklaski dostałem.61900 mój numer. Od tej chwili mówię sobie – nie ma ziewania Kaziu ! – jak mówi moja koleżanka i dobry fotograf – Agnieszka.

Sydney 15.09.2024 3:30 pobudka. Coś tam zjedliśmy z Tomkiem, chłodno, deszcz, wiatr. Start o 6:00 .Wpada Mirek z kamerą, kręci naszych, obcych, oj ma materiału dużo. Spotykam Darię Polkę mieszkającą od 2 lat w Australii, dla której będzie do drugi maraton w życiu. Ładna, szczupła, sępy maratońskie trochę mi jej zazdroszczą, nabiegała 3:19 i coś, była najlepsza z Polek. Wszystkich nas z Polski biegło 54 osoby.

Startujemy, falami, płaszcz na deszcz z warszawskiego się przydał. Jak zwykle rozmawiam z uczestnikami. Młode Filipinki ucieszone, gdy mówię, iż na statku wśród załogi miałem Filipińczyków. Garmin mi zaczął głupieć….no to Hindusa poprosiłem i go przywrócił do pracy. Przede mną facet z polskim nazwiskiem Świerczyński, dopadł do niego Mirek potem i ja pogadałem. Jest z USA z Chicago chyba, kaleczy polski, ale się wzajemnie cieszymy. Rusza nasza fala. Tylko spokojnie Kaziu, powtarzam sobie. Co kilometr sprawdzam czas, Garmin drżeniem o tym przypomina. Jest dobrze. Wymyśliłem sobie usprawiedliwienie na mój marszobieg, wolniej no to więcej zobaczę!

W zasadzie nic mi nie dolega, na końcówce maratonu jak wszędzie pustki na stołach, jak w mięsnym za komuny. Madzia przezornie przywiozła z Londynu energetyczne batony. Dzielę się nimi z Tomkiem. Przydały się.

Czterdziesty kilometr wypadł gdzieś na wysokości królewskiego ogrodu botanicznego. Dwa kubki z jednego piję, drugim polewam szyję. Ruszam, nagle pod koniec stołu z napojami wyłania mi się wolontariusz, wpadam na jego plecy, przewracamy się. Słyszę od pozostałej chyba dziesiątki, jęk zawodu i przerażenia. Podnoszą nas ,przepraszają. Ja czuję ból otartego kolana i łokcia. Najgorsze po kilkudziesięciu metrach sprawdzam czas….Garmin stoi. Włączyłem. Mając pewność, iż mam zapas czasu, aby zmieścić się w limicie truchtam dalej. Coraz bliżej, z górki, jak fajnie w oddali Opera House, szpaler dziewcząt, przybijamy łapki. Stop Garmin. Medal. Opieram się o barierkę. Masz to Kaziu, jesteś twarde bydlę !

Zjawiają się Ulka i Mirek, coś mówią ,gratulują. Wierzyłem, iż się tobie uda – mówi Mirek, ale widziałem ile to ciebie kosztowało. Wracam do hotelu pieszo, w centrum ludzie gratulują, załoga hotelowa przesyła uśmiechy i gratulacje. Wchodzę do pokoju, a tutaj radosny wrzask Tomka, Kaziu cała grupa śledziła na stronie maratonu twój bieg. Dałeś radę !!!

Tomku gdybym nie podołał to pewnie wyrzucilibyście mnie z samolotu – żartuję.

Czy to był mój ostatni maraton w życiu?, tego nie wiem, ale jak to mówią… „nigdy nie mów nigdy”.

Nie wahajcie się spełniajcie swoje marzenia! Powodzenia.

Rodzinie, przyjaciołom, znajomym, lekarzom, Pani fizjoterapeutce za wsparcie i pomoc dziękuję.

Naszym „pasterzom” z firmy „RAZ EVENT MARATHON”- Pani Marcie, Panom Norbertowi i Robertowi – Wielkie Podziękowania.

Koleżankom i kolegom z grupy Sydney 2024 Dziękuję za Wasze wsparcie, serdeczność i klasę !

Pamiętajcie :”Ruch czyni cuda, pasja wolnym”.

Kazik Musiałowski

Idź do oryginalnego materiału