Ponad sto niepełnosprawnych osób wyruszyło w miniony weekend zdobywać górskie szczyty w ramach akcji Szerpowie Nadziei. W realizacji marzeń pomagało im kilkuset wolontariuszy. Wśród nich Paweł Romański z Puław.
– Wszystko zaczęło się pięć lat temu – wspomina w rozmowie z Łukaszem Grabczakiem puławski „szerpa nadziei”. – „Skarbem” numer jeden był Maciek, który przez kolegów został zabrany w plecaku górskim na Tarnicę. „Skarby” to w definicji fundacji Szerpowie Nadziei osoby z niepełnosprawnością. Maciek – harcerz z Jastrzębia-Zdroju – chciał zobaczyć góry. Ale był chłopakiem z porażeniem mózgowym. Przyjaciele wycięli w plecaku dziury na jego nogi i ręce i w ten sposób wnieśli go na najwyższy szczyt polskich Bieszczadów. To była inspiracja, żeby zabierać osoby z niepełnosprawnością w góry. W tym roku udało nam się zabrać w Tatry około 120 „skarbów”. Pomogli im w tym „szerpowie”, czyli wolontariusze, którzy zgłosili się, aby pokazywać góry osobom z niepełnosprawnościami.
– To już trzeci rok, kiedy jestem „szerpą”. Pierwszy z nich spędziłem na dole, czyli byłem na evencie, ale nie przekroczyłem granicy parku narodowego. Zajmowałem się logistyką, pomocą, transportem. W tamtym roku poszliśmy z jedną dziewczyną – „skarbką” – na Morskie Oko. W tym ze „skarbem” Grześkiem poszliśmy na Czarny Staw Gąsienicowy – opowiada Paweł Romański.
– Każdy z wolontariuszy ma przypisane sobie zadania. Są też różne zespoły. Wśród nich są te wysokogórskie, które faktycznie się wspinają na linach i idą dużo, dużo wyżej w asekuracji. Tam proporcje „szerpów” do „skarba” są dużo większe. Na spokojnych szlakach te proporcje wynoszą 3-4 „szerpów” na jednego „skarba”. A w zespołach wysokogórskich na jedną osobę z niepełnosprawnością przypada choćby kilkunastu „szerpów” – wyjaśnia Paweł Romański.
CZYTAJ: Duży pożar w bazie transportowej. Z ogniem walczy ponad 20 zastępów
Jak przebiegają przygotowania do takiej wyprawy?
– W zimie i na wiosnę jest akcja naborowa. Jest ona prowadzona na Facebooku Szerpowie Nadziei. Można tam się zgłosić jako „skarb”, ale także jako „szerpa”. Wiosną jest organizowane szkolenie dla nowych „szerpów”, tak aby nauczyli się: wkładać osoby z niepełnosprawnością w specjalny wózek, który nazywa się kozlik, a także komunikacji radiowej i udzielania pierwszej pomocy. Potem liderzy zespołów górskich dobierają „skarby” i planują pod nie trasy. To nie jest tak, iż zawsze idziemy w to samo miejsce, tylko dobieramy trasę, patrząc na to jakie możliwości ma konkretny „skarb”. Patrzymy także na to, gdzie nasz skarb już w górach był. Bo jeżeli ktoś ileś razy odwiedził Morskie Oko, nasz projekt nie jest po to, żeby znów tam iść – tłumaczy Paweł Romański.
– W tym roku nasz „skarb” był mężczyzną mocno po czterdziestce, w pełni sprawnym intelektualnie, więc mogliśmy posiedzieć cały wieczór i przegadać, jak sobie radzi w górach i jak możemy mu pomóc. Grzegorz dużo chodzi po górach, ale na Czarny Staw Gąsienicowy nie bardzo jest w stanie sam pójść – jest tam dosyć wąsko i są duże kamienie. Potrzebował więc asysty. Było nas pięciu, żeby Grzegorz mógł bezpiecznie zejść z Czarnego Stawu, bo drogę z Brzezin do Murowańca można pokonać „na jednej nodze”. I kolejna rzecz – kiedy byliśmy na Czarnym Stawie mogliśmy wszystko Grzegorzowi opisać, bowiem jest on osobą niewidomą – opowiada Paweł Romański.
– Szerpowie Nadziei to projekt, w którym w góry nie idzie się dla siebie. Dla nas nie jest to problem, żeby pójść na czarny Staw czy na Murowaniec, bo jesteśmy młodzi i silni. Ale są osoby, które myślały, iż nigdy tam nie wejdą. Niektóre z nich kiedyś chodziły po górach, ale teraz już nie mogą. Chodzi o to, żeby dzielić się górami z osobami, które nie są w stanie wejść tam same. I radość, gdy możemy się dzielić tym, co kochamy, jest najfajniejszym uczuciem – stwierdza Paweł Romański.
Znakiem rozpoznawczym Szerpów Nadziei są pomarańczowe koszulki.
– Nazywamy to „pomarańczową gąsienicą”, bo niektóre grupy mają po 100 osób idących razem w jednym kierunku. W tamtym roku na Morskie Oko szło około 150. W tym roku z Brzezin na Halę Gąsienicową miało iść około 160, ale w kilku grupach – mówi Paweł Romański.
– Ten jeden dzień w roku, kiedy około 550 osób – „szerpów”, „skarbów” i ich rodziców czy opiekunów – w pomarańczowych koszulkach widać na praktycznie wszystkich szlakach w Tatrach Wysokich, jest bardzo budującym widokiem, szczególnie wśród turystów, którzy nas mijają. Ważne jest, iż – idąc w góry – bardzo poważnie traktujemy regulamin Tatrzańskiego Parku Narodowego i zasady wędrówek górskich: trzymamy lewą stronę wolną, budujemy zwartą kolumnę, idziemy z przewodnikiem, pozdrawiamy mijanych turystów. To daje też euforia naszym „skarbom” – stwierdza Paweł Romański.
Czy są jakieś ograniczenia? Kto nie może zostać skarbem?
– Mamy ograniczoną liczbę wózków. To jest 15 czy 17 kozlików, więc tyle osób niechodzących możemy zabrać na raz. Bo bardzo ciężko byłoby kogoś nieść na plecach od samego wejścia aż na szczyt, więc większość przebiegu tych tras jest pokonywana w wózku, żeby jedynie same podejścia robić na plecach. Ale nie ma takiej niepełnosprawności, która by dyskryminowała. W tamtym roku towarzyszyłem dziewczynie na wózku po urazie kręgosłupa, w tym osobie niewidomej. Są też osoby z niepełnosprawnością intelektualną, z autyzmem – mówi Paweł Romański.
Co pana najbardziej zaskoczyło w tym roku?
– W tym roku szedłem w małym, siedemnastoosobowym zespole. Były w nim trzy „skarby”, a reszta „szerpowie”. Zaskoczyło mnie to, iż wszystko zadziałało zgodnie z planem. Pogoda dopisała, deszcz spadł dopiero, kiedy wsiedliśmy do autobusów, a według prognoz miał to zrobić wcześniej. Zaskoczony byłem bardzo sprawnością „skarba”, który wręcz zbiegał z Murowańca do Brzezin, żeby uciec przed deszczem. Reszta to była długa i ciężka praca, żeby przygotować się do tego wyjazdu – przemyślenie trasy, zaplanowanie godziny wyjazdu, dogadanie się między sobą w zespole co do podziału zadań – opowiada Paweł Romański.
– Zawsze szukamy wolontariuszy. Ogłoszenie w tej sprawie pojawi się na fanpage’u Szerpowie Nadziei. Nie chodzi o kondycję i siłę, ale o miłość do gór i dopasowanie się do zasad fundacji. Nie chodzi o to, żebyś wyciskał 150 kg „na klatę”, czy był w stanie przebiec kilometr w 3 minuty, ale żebyś dał siebie drugiemu człowiekowi i wyjechał na weekend w góry – wyjaśnia Paweł Romański.
– Pokazujemy, iż marzenia nie znają granic, szczególnie tych na wysokość. Pokonujemy bariery wysokościowe, wchodzimy na te „Mount Everesty” naszych „skarbów”. Dla niektórych z nich wejście na Morskie Oko to ogromny wyczyn, wiele godzin pod górę. Dla nas – idąc asfaltem – wydaje się to być wręcz błahe, ale pokonanie odcinka Doliną Kościeliską i wejście na Staw Smreczyński dla niektórych ludzi to też wyzwanie – dodaje Paweł Romański.
W pierwszej edycji projektu Szerpowie Nadziei w 2021 roku góry udało się pokazać czternastu niepełnosprawnym osobom. Od tego czasu „skarbów” w górach było już kilkaset.
ŁuG / opr. ToMa
Fot. Szerpowie Nadziei Facebook