Michalinka: Korzystajmy póki czas, nie tylko ze złotej jesieni

goniec.net 1 tydzień temu

Znów jakieś ewenementy pogody. Październik, a tu prawie 30 stopni. Słońce ostre, północne, ale przeraźliwie jaskrawe. Czuję się jakbym była na Karaibach. Ten sam połysk, ten sam brokat. Co prawda nie ma wodzie, ale w różnokolorowych liściach. Już były przymrozki, więc droga mienie się brązem, czerwienią, różnymi odcieniami zieleni i żółci. Ach, jak pięknie! Wracam z kościoła. Msza (miasteczko odległe 23 km od mojego siedliska) o 8. rano. Ksiądz ma w swojej parafii kilka kościołów rozrzuconych w promieniu 50 km. Trochę się najeździ, a i rozkład mszy musi zaspokajać wszystkie parafie. Z powodu choroby dawno nie byłam osobiście na mszy świętej. Ale dobrze jest, bo można uczestniczyć we mszy świętej przez Internet. To dobre wyjście dla chorych i starszych. Także w zimie, gdy sypnie śniegiem, a drogi – szczególnie te dalszej kolejności odśnieżania, są zasypane. Wróciłam do kościoła i wcale nie czułam euforii i lekkości ducha. We mszy uczestnicy coraz mniej parafian, a ci, którzy uczestniczą są coraz starsi. Tak jak i ja. W kościele tym jest tak zwany pokój ciszy. Jest to wyznaczona część kościoła z tyłu, oddzielona szybą. Kiedyś była przeznaczona dla matek z dziećmi. Chodziło o to, aby dzieci nie przeszkadzały podczas mszy świętej. Takie oddzielone miejsca, były często spotykane w kościołach, głównie uczęszczanych przez Irlandczyków i Szkotów.

Dla nas Polaków, to coś nowego. Tylko. Ja przez 20 lat nie widziałam w tym pokoju ani razu matki z dzieckiem. Także teraz. Na mszy – jedynej w niedzielę, było obecne jedno dziecko. Proboszcz, bardzo oddany i głęboko uduchowiony ubolewa, iż jeżeli nic się zmieni, to parafia nie przetrwa dłużej niż 2-3 lata. Podstawą parafii są parafianie. A jeżeli tych zabraknie? Jaki los czeka nie tylko ten piękny kościółek, ale i nas zagubionych bez fundamentalnych wartości, którymi mamy się kierować w życiu?

A młodszych w parafii nie przybywa. A choćby jeżeli są, to tylko formalnie, bo w kościele ich nie widać. Pomyślałby ktoś, iż to wczesna godzina jest przyczyną małej frekwencji na mszy świętej? Ależ skądże! W sąsiednim miasteczku msza jest o godz. 11. – i też prawie pusto. Katolicy z mojej wioski (a jest ich ze mną całe pięć osób) cieszą się, iż ich kościół i parafia dalej funkcjonuje, bo kościoły innych wyznań zostały pozamykane dawno temu. To co nas będzie kształtować? Telewizja i gazety? No ładnie, ładnie.
Ale dobrze mi narzekać i analizować. Moje dzieci też, niestety, do kościoła chodzą od święta.

To wszystko wpędziło mnie nie wesoły nastrój. Jakaś część mojego życia odchodzi, a wraz z nią to co było i jest dalej ważne, a ja nie potrafię choćby przekazać tego rodzinie.
Dla poprawy nastroju, po przyjściu do domu, namalowałam piękne jesienne kolory wzdłuż wijącej się wiejskiej drogi. Trudne to było. A i efekt nie był taki jak sobie wymarzyłam: i kolory nie te, kształty nie takie, a proporcje to mi się wprost poprzewracały. Ale malunek odzwierciedlał mój zachwyt migoczącymi kolorami podczas jazdy samochodem tunelem rozświetlanym jaskrawymi promieniami pomarańczowego rannego słońca. I może to o to chodzi? Żeby próbować, choćby jeżeli efekty nie są mistrzowskie. Good enough is better than nothing – wystarczająco dobre jest lepsze od niczego.
[email protected],

Millbridge, 5 pażdziernika, 2025

Idź do oryginalnego materiału