Mieszkam w Katowicach, ale to nie moje miasto

2 godzin temu

Łukasz Folda pochodzi z Rudy Śląskiej. Do Katowic najpierw przyjeżdżał za dobrą muzyką, a potem przeprowadził się na stałe, choć mieszkał też w Zabrzu, Bytomiu czy Chorzowie. Jego droga zawodowa jest złożona, a pracował m. in. w drukarniach, korporacji IT, jako operator kamery i dziennikarz lokalnych telewizji, producent filmów, festiwalu Jazz i okolice oraz webmaster stron www, fotograf i filmowiec sklepu wędkarskiego. Dużo opowiada, potrafi oprowadzać po byłych obiektach przemysłowych i odnajdywać zapomniane miejsca na starych mapach. Ten tekst powstawał powoli, ponieważ wciąż coś trzeba było wartościowego dodać. Nauczyło mnie to cierpliwości przy współpracy z osobą, z którą przeprowadzam wywiad i żeby uważać na publicystów – autoryzują bez końca. Zapraszam zatem do lektury.

Śląsk w centrum zainteresowania

Śląskie zainteresowania Łukasza mają początek mniej więcej z początkiem szkoły średniej. Chciał wiedzieć więcej o miejscu, w którym mieszka, więc wypożyczał z bibliotek i kupował książki historyczne. Co tydzień przeglądał katowicką Gazetę Wyborczą, skąd wycinał artykuły o Śląsku. Jak tłumaczy, wzięło się to z niezrozumienia systemu edukacji, który nie uwzględnia złożoności historii ziem i krain będących częścią Rzeczypospolitej Polskiej.

W szkole uczył się tekstu inwokacji z Pana Tadeusza Adama Mickiewicza: „Litwo, ojczyzno moja” i zastanawiał się nad tym, iż mieszka w śląskiej rodzinie i nie ma z tą Litwą nic wspólnego. Potem czytał lekturę szkolną Elizy Orzeszkowej Nad Niemnem i zastanawiał się, dlaczego nie nad Kłodnicą, albo Rawą czy Bytomką. Obserwował działania Ruchu Autonomii Śląska i uczestniczył pod pseudonimem w wymianach zdań na forum Gazety Wyborczej Śląsk, historia, kultura, naród.

Śląskie życie artystyczne

W roku 2006 w Katowicach działało środowisko artystyczne fotografów, muzyków, grafików, malarzy i różnych freaków, jak wspomina, którzy wynajmowali tu mieszkania. Łukasz będąc ciekawym świata i ludzi dwudziestoparolatkiem, szukał czegoś innego poza poprzemysłową Rudą Śląską, gdzie nie wkręcił się, jak stwierdza z żalem, w silne w tym mieście, ale poznane później, niż w okresie formatywnym środowisko punkowe – choć jego idee są mu bardzo mu bliskie. Bywał jednak od czasów nastoletnich w kinie Patria, w miejskich pubach, czy na domówkach z przyjaciółmi z Rudy Śląskiej, z którymi dzielił m.in. pasję do muzyki.

Szczególnie zapadło mu w pamięć mieszkanie na ulicy Sobieskiego w Katowicach, ale część znajomych mieszkała też na Placu Miarki czy na ulicy Mariackiej zanim była deptakiem. Mieszkańcy śląskiej aglomeracji, a choćby województwa: od Bielska-Białej po Częstochowę przeprowadzali się do Katowic. Znajomy muzyk z Chorzowa założył klub Zero Instytut na ulicy Gliwickiej, gdzie działała też galeria Pralnia Chemiczna prowadzona przez malarza z Częstochowy (nazwę wzięła od budynku pralni, w którym się znajdowała – dziś na miejscu wyburzonego zakładu stoi dyskont).

„W tym środowisku artystycznym dowiedziałem się wielu rzeczy, m.in. pierwszy raz spróbowałem hummusu” – wspomina – „20 lat temu kanapki z hummusem w przemysłowym regionie nie były takie oczywiste. Co to jest? – pytałem. Z czym się to robi? Z ciecierzycą? Co to w ogóle jest? Tam spotkałem się z wegetarianizmem. Mówię: OK, to tak się da? Ciekawe. Da się bez mięsa. I filmy. Oglądaliśmy filmy, przegrywaliśmy je sobie na CD, słuchaliśmy dużo muzyki i, oczywiście, jak to dwudziestolatki, imprezy.”

Łukasz wspomina także analogowy aparat fotograficzny swojego ojca, od którego 20 lat temu zaczął przygodę z fotografią. Wkręcił się w robienie zdjęć tak bardzo, iż poszedł do szkoły fotograficznej i przez kilka lat pracował w fotolabach. przez cały czas lubi robić zdjęcia, zarówno w czasie wolnym, jak i w ramach pracy. Kiedyś były to głównie zdjęcia industrialne, ale od kilku lat to się zmieniło. Fotografuje architekturę, infrastrukturę miast, ludzi, wydarzenia muzyczne i artystów. Po prostu lubi fotografię. Fotografuje od 20 lat, a od 10 lat robi filmy, jest absolwentem Szkoły Filmowej w Łodzi (PWSFTviT im. L. Schillera).

Praca w instytucji kultury musiała chwilę poczekać

Naturalną koleją rzeczy zdawać się by mogło, iż Łukasz zacznie drogę zawodową w jakiejś instytucji kultury związanej z muzyką, sztuką. Zwłaszcza iż od 2005 roku “po godzinach” publikował artykuły i fotoreportaże nt. muzyki, m. in. w kwartalniku kulturalnym Opcje, czy niszowych portalach: Artpapier.com, Popupmusic.pl, a ostatnio w tyskich Ramach Kultury. Jednak tak się nie stało od razu i praca w instytucji kultury musiała poczekać.

W ciągu dnia instalował internet w rudzkich blokach, pracował w fotolabie, drukarni, korporacji, a po godzinach leciał z aparatem fotograficznym i dyktafonem na koncerty. W 2012 roku poznał Michała Kmitę, z którym zaczął robić wideoreportaże dla festiwalu Jazz i okolice – i tak zaczęło się zainteresowanie robieniem filmów, wideo, co robi do dziś, niekoniecznie nt. muzyki. Gdy Kamil Durczok wrócił na Śląsk i tworzył Silesion postanowił skorzystać z tej szansy. Spędził tam trzy miesiące, jednak format w którym miał pisać artykuły – newsowy i pod presją czasu, nie był dla niego, czuł się lepiej w publicystyce.

Szukając innej pracy trafił do Starochorzowskiego Domu Kultury. Właśnie zbliżały się ferie zimowe i szukano osoby do opieki nad dziećmi na półkoloniach. Zastanawiał się na swoją drogą zawodową, jednak gwałtownie zorientował się, iż współtworzenie wydarzeń kulturalnych, które zaproponowano mu po tych dwóch tygodniach to przecież to, co lubi. Praca zdecydowanie spokojniejsza, jednak zupełnie inna, niż w śląskim portalu, który miał odmienić polskie media.

„Najpierw jak trafiłem do tego domu kultury, to pytałem siebie – to ja tu teraz plakaty będę kserować i siedzieć przed komputerem? Tym bardziej, iż założyciel Silesion roztaczał wizje nt. zawodu dziennikarza, który zmienia świat, co wtedy mocno mi się udzieliło. Trzy miesiące i się zorientowałem: przecież ja to lubię robić! To jest powrót do korzeni, do działania w kulturze i sztuce. Tak się zaangażowałem, iż znacząco wzrosła liczba widzów m.in. cyklu Teatr na Krajcoku, a później zajmowałem się promocją wszystkich wydarzeń w SDKu. Bardziej zmieniałem świat, świat Chorzowa Starego jako pracownik SDK, niż jako dziennikarz Silesion. Idealistyczne postrzeganie tego zawodu zderzyło się z brutalną rzeczywistością.”

Wykorzystywał swoją wiedzę o Śląsku i kontakty z środowiskiem artystycznym, aby uatrakcyjnić stworzone przez Chorzowskie Centrum Kultury i jego oddział w Chorzowie Starym cykle, za prowadzenie których był odpowiedzialny. W 2017 roku choćby został nominowany w konkursie Dziennika Zachodniego Osobowość Roku za aktywną działalność w Starochorzowskim Domu Kultury na rzecz mieszkańców.

Górnośląsko-Zagłębiowska Metropolia

Obecnie pracuje w biurze Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii, gdzie przez cały czas zajmuje się śląskimi i zagłębiowskimi miastami, chociaż z innej perspektywy. Można powiedzieć, iż przez cały czas jest w kręgu swoich zainteresowań ponieważ robi zdjęcia, filmy i pomaga w prowadzeniu social mediów.

Prowadzi sporo (zbyt dużo – jak mówi) dyskusji w sprawach miejskich w mediach społecznościowych, co bywa męczące. „Każdy chce mieć rację, a nie ma już dyskusji i przyjmowania argumentów różnych stron. To, iż ja na przykład wspominam, iż pociąg jedzie szybciej, to po pierwsze to jest fakt (śmiech). Nie znaczy, iż samochody powinno się zlikwidować, sam czasem jeżdżę samochodem. Chodzi o to, żeby dostosować środek transportu do możliwości. Miasto się nie rozciągnie, trzeba szukać innych sposobów przemieszczania się. Do Katowic codziennie wjeżdża ponad 100 000 samochodów. Taki stan rzeczy musi się zmienić, żeby zwiększać komfort życia mieszkańców regionu” – podsumowuje.

Dlatego miejsce, w którym pracuje, czyli GZM, zajmuje się przede wszystkim rozwojem transportu publicznego: Metrokolei (kolei metropolitalnej), uruchomił Metrolinie i Metrorower.

„Górnośląska konurbacja to nie jest najlepsze miejsce do życia na świecie, w Europie, a, niestety, choćby nie jest najlepsze w Polsce, ale mam tu pracę, która daje mi poczucie wpływu na otaczającą rzeczywistość. Zobaczymy, czy zostanę tu na tyle długo, żeby zaobserwować efekty tych zmian. Część z nich widać już dziś” – konstatuje miłośnik podróży, natury, miast, kultury, sztuki i historii, prowadzący po godzinach pracy fanpage na Facebooku Metropolis Explorer nt. ciekawostek geohistorycznych i rozwoju miast w różnych częściach świata.

Idź do oryginalnego materiału